Rezydenci twierdzą, że czują się oszukani, bo w porozumieniu z 8 lutego nie było mowy o tym, że jeśli rezydent chce otrzymać podwyżkę, to musi dwa lata po skończeniu specjalizacji przepracować w wymiarze wynoszącym jeden etat i to w placówce finansowanej ze środków publicznych.

Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych we wtorek trafił do konsultacji społecznych. Zakłada, że rezydenci mieliby otrzymać podwyżkę pensji podczas rezydentury. Osoby specjalizujące się w dziedzinach nie priorytetowych (np. ginekologia i położnictwo czy dermatologia) mogą liczyć na dodatkowe 600 zł, a w dziedzinach priorytetowych (np. medycyna rodzinna, pediatria, psychiatria) na 700 zł miesięcznie. Warunek to praca w Polsce przez dwa z pięciu lat po uzyskaniu specjalizacji.

- Kilka zapisów projektu nie jest zgodnych z ustaleniami porozumienia – podkreśla Łukasz Jankowski, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów  Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Rezydentów. – Zgłosimy swoje uwagi do projektu. Mamy nadzieję, że zostaną zaakceptowane i zmienione w toku konsultacji społecznych, bo inaczej będziemy podejmować inne działania.

Nie mogą się zgodzić na podwyżki tylko dla specjalistów w szpitalach

Jankowski wymienia, że nie mogą się zgodzić na to, by podwyżkę wynagrodzenia do 6750 zł brutto otrzymali tylko lekarze zatrudnieni w szpitalach. Takie są zapisy projektu.

Aby otrzymać wyższe wynagrodzenie lekarz musi spełnić kilka warunków: musi być zatrudniony na umowę o prace w szpitalu, który ma podpisaną umowę z NFZ. Musi zobowiązać się wobec pracodawcy, że nie będzie udzielał tożsamych świadczeń opieki zdrowotnej w innym szpitalu, który też ma kontrakt z NFZ.  Lekarz może dorabiać, ale w podstawowej opiece zdrowotnej i ambulatoryjnej oraz nocnej i świątecznej opiece lekarskiej.

- Nie możemy zgodzić się na to, by takich podwyżek nie trzymali także specjaliści zatrudnieni w ambulatoryjnej czy podstawowej opiece zdrowotnej – podkreśla Jankowski. - Taki zapis, byłby sprzeczny z zapisami porozumienia.

Rezydenci twierdzą, że sprzeczne z postawieniami porozumienia są także zapisy o tym, że rezydent musiałby odpracować w placówkach finansowanych ze środków publicznych czas równy jednemu etatowi.

 

- Wielu lekarzy pracuje na umowach zlecenie, kontraktach i nie ma sensu ich zmuszać do przechodzenia na pracę etatową – podkreśla Jankowski. – Taki zapis przekreśla także szansę na podwyżkę wielu kobietom, które po specjalizacji pracują na pół etatu, łącząc pracę z opieką nad dziećmi.

Rezydenci będą chcieli także zmienić zapisy dotyczące wymogu przepracowania dwóch lat w placówce finansowanej ze środków publicznych.

- Chcemy, by nie było ograniczenia pracy tylko do placówek, które mają kontrakt z NFZ – mówi Jankowski. – Nie było o tym mowy w porozumieniu.

Rezydenci będą chcieli także zmienić zapis dotyczący tego, że lekarz ma być chroniony jako funkcjonariusz publiczny nie tylko pracując w publicznych placówkach.

Ministerstwo zdrowia podkreśla, że celowo w projekcie znalazły się zapisy dotyczące pracy w placówkach finansowanych ze środków publicznych. Resort tłumaczy, że to daje możliwość pracy zarówno w szpitalach czy przychodniach publicznych, ale także prywatnych nap: Lux Med czy Enel Med, które mają podpisany kontrakt z NFZ. 

- Nie sądzę, by politycy zgodzili się na to, by dać podwyżki dla rezydentów i pozwolić im pracować w prywatnej służbie zdrowia – usłyszeliśmy w MZ.

W przepisach znalazł się także zapis o tym, że dyrektor wojewódzkiego oddziału NFZ może się zgodzić na pracę w innym, dodatkowym konkretnym miejscu.

- To jest taki bezpiecznik na wypadek sytuacji, w których będzie za mało specjalistów i oni będą musieli pracować w kilku szpitalach, bo inaczej nie będzie można zapewnić bezpieczeństwa pacjentom – usłyszeliśmy w MZ. - Taka sytuacja może mieć miejsce np.: w przypadku toksykologów klinicznych, których w kraju jest kilkudziesięciu.