Część senatorów sugerowała podczas debaty, że metoda in vitro nie jest leczeniem niepłodności, ponieważ po jej zastosowaniu problem niepłodności nie znika.
Wiceminister przypomniał w tym kontekście, że leczenie w medycynie może być albo przyczynowe, albo objawowe. Podkreślił, że choć medycyna dąży do tego, by jak najwięcej chorób leczyć przyczynowo, na razie większość chorób jesteśmy w stanie leczyć objawowo.
Jak mówił, nikt nie kwestionuje, że wycinanie guzów nowotworowych jest leczeniem raka, podobnie jak podawanie insuliny jest leczeniem cukrzycy.
- Chory, który nie widzi, dostaje okulary; one powodują, że zaczyna widzieć, ale dalej ma wadę wzroku. Mamy tu do czynienia z leczeniem, które kompensuje pewne niedoskonałości organizmu. I tak samo jest z leczeniem niepłodności – przekonywał Radziewicz-Winnicki.
Podkreślił, że leczenie objawowe jest także leczeniem poszczególnych schorzeń.
- Jestem przekonany, że wszyscy lekarze na tej sali, niezależnie od poglądów, zgodzą się ze mną – podkreślił wiceminister.
Jak dodał – co ciekawe - są przypadki, że po zastosowaniu metody in vitro pacjentki po kilku miesiącach zachodzą w ciążę naturalnie.
Jak dodał stymulacja hormonalna to jedno z najistotniejszych obciążeń zdrowotnych w procedurze in vitro, dlatego dobrze jest pobrać jak największą liczbę komórek jajowych.
Wiceminister zaznaczył, że ustawa mówi o zapładnianiu maksymalnie sześciu komórek jajowych. Zwrócił uwagę, że jest duża różnica pomiędzy zapładnianą komórką jajową, a zarodkiem: nie z każdej komórki uzyskuje się zarodek. Wskazał, że z zapładniania sześciu oocytów nie uzyskuje się automatycznie sześciu zarodków. Przeciętnie z sześciu komórek jajowych uzyskuje się 3,31 zarodka, co pokazał rządowy program in vitro.
Wiceminister zaznaczył, że ustawa określa maksymalną liczbę zarodków, co nie znaczy, że nie można utworzyć ich mniej.
Wiceminister podkreślił, że w procedurze in vitro przeprowadzanej w ramach rządowego programu nie dochodzi do selekcji zarodków. Embriolodzy wybierają jedynie do przeniesienia do organizmu kobiety ten, którego budowa wskazuje na największy potencjał rozwojowy.
- Pozostałe nie są niszczone, a poddane kriokonserwacji – zaznaczył.
Radziewicz-Winnicki zapewnił, że nie ma zgody na to, by ludzie wybierali zarodki pod kątem pożądanych cech fenotypowych.
- Dziś brak regulacji może powodować, że takie nieetyczne, naganne moralnie praktyki są stosowane – zauważył. Jak wskazał ustawa wprowadza kategoryczny zakaz wyboru cech fenotypowych z jednym wyjątkiem - zgodnym z konwencją bioetyczną – gdy wybór taki pozwala uniknąć ciężkich i nieuleczalnych chorób genetycznych.
- My, lekarze, wiemy, że jest wiele chorób genetycznych związanych z płcią – mówił.
Wiceminister był pytany przez senator Alicję Zając (PiS) między innymi o to, czy zna encyklikę Jana Pawła II Evangelium Vitae.
Odnosząc się do pytań Stanisława Koguta (PiS), Radziewicz-Winnicki podkreślił, że leczenie niepłodności metodą in vitro nie jest „kupowaniem sobie dzieci”, podobnie jak leczenie operacyjne, nawet w prywatnej placówce, nie jest kupowaniem sobie zdrowia. Przypomniał, że handel ludźmi jest zabroniony i ścigany.
Dodał, że ustawa po raz pierwszy wprowadza do polskiego prawa ochronę zarodka przed zniszczeniem i sankcje karne za ten czyn.
Czesław Ryszka (PiS) przekonywał, że ustawa pozwala na korzystanie z in vitro przez związki nieformalne, co – jego zdaniem – pozwala, by kobieta wybrała sobie na ojca przyszłego dziecka jakiegokolwiek mężczyznę. Radziewicz-Winnicki temu zaprzeczył. Wskazał, że mężczyzna w związku nieformalnym jest przed przystąpieniem jego partnerki do in vitro zobowiązany do złożenia oświadczenia w Urzędzie Stanu Cywilnego, na podstawie którego po urodzeniu dziecka zostanie on uznany za ojca.(pap)






