Według aktu oskarżenia, lekarze mieli narazić kobietę w ciąży bliźniaczej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez zaniechanie przeprowadzenia badań USG i nieprawidłową ocenę jej stanu zdrowia. W ten sposób nieumyślnie spowodowali śmierć kobiety i jej nienarodzonych dzieci.
W czwartek 5 stycznia 2017 roku poznański sąd okręgowy uniewinnił lekarzy: ordynatora oddziału ginekologicznego profesora Krzysztofa D. oraz starszego lekarza dyżurnego tego szpitala Arkadiusza B.
Był to już kolejny proces w tej sprawie. W 2012 roku sąd skazał ordynatora na 8 miesięcy więzienia, zaś Arkadiusza B. na rok więzienia - wykonanie obu kar sąd zawiesił. Wyrok został zaskarżony, sąd apelacyjny nakazał sądowi I instancji ponownie rozpatrzyć sprawę krytykując złożoną w sprawie opinię biegłych. W październiku 2014 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił lekarzy orzekając, że lekarze nie dopuścili się uchybień, zaś pacjentka zmarła, bo cierpiała na bardzo rzadką chorobę genetyczną. Sąd apelacyjny utrzymał wyrok uniewinniający, ale uchylił go w wyniku kasacji oskarżenia Sąd Najwyższy, kierując sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Czwartkowy wyrok jest nieprawomocny. Matka zmarłej pacjentki będąca w procesie oskarżycielem posiłkowym, zapowiedziała złożenie apelacji. Prokuratura zapowiada, że decyzję czy apelować podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
W listopadzie 2006 roku spodziewająca się bliźniąt 20-letnia Karolina M. trafiła do powiatowego szpitala w Słupcy (Wielkopolskie) z poważną chorobą. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia została przewieziona do poznańskiej kliniki ginekologiczno-położniczej, gdzie - zdaniem prokuratora - nie wykonano jej specjalistycznych badań, które mogły wykryć zagrożenie zdrowia jej i nienarodzonych dzieci.
Podczas pobytu w szpitalu obumarł pierwszy z płodów. Lekarze stwierdzili, że martwy płód nie zagraża życiu drugiego dziecka oraz matki i nie wykonali zabiegu cesarskiego cięcia. Po obumarciu drugiego płodu, kiedy stan zdrowia kobiety znacznie się pogorszył i konieczna była jej reanimacja, wykonano zabieg wydobycia płodów. Kobiety nie udało się uratować.
Sędzia Jacek Bytner uzasadniając wyrok uniewinniający podkreślił, że w trakcie swojej 15-letniej pracy rozpoznał kilkanaście tysięcy spraw, z czego zaledwie trzy stanowiły sprawy medyczne.
- Nie wpływa to oczywiście na warsztat sądzenia, niemniej pokazuje jaki to jest niewielki odsetek spraw, które się sądzi - dodał. Sędzia zwracając się do matki zmarłej pacjentki mówił, że pamięta bardzo dobrze każdą z tych spraw: niespełna dwuletniego chłopca, 18-letniej Natalii, którą "lekarze odsyłali z uśmiechem na ustach" od jednego do drugiego, i sprawę ponad 60-letniej kobiety, u której lekarz karetki pogotowia nie wykrył zawału serca.
- Mówię o tym, ponieważ chciałbym pani przekazać, że w każdej z tych spraw podejmowałem decyzję na korzyść pacjenta. W trzeciej ze spraw wydałem wyrok surowszy niż domagał się tego prokurator, włącznie z zakazem wykonywania zawodu. Chciałbym żeby pani nie miała przeświadczenia, że w tej oto sprawie prawnicy – mówiąc kolokwialnie – dogadali się z lekarzami, i chcą sprawie ukręcić łeb – zwrócił się sędzia do matki pacjentki.
- Ten przypadek jest przypadkiem szczególnym, nietuzinkowym. Po raz pierwszy podpisuję się pod wyrokiem uniewinniającym z pełnym przekonaniem, że argumenty merytoryczne prowadzą do takiej konkluzji, że lekarze, którzy w tej sprawie zostali oskarżeni nie są osobami odpowiedzialnymi nie tylko za śmierć pacjentki, ale również za narażenie jej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia – dodał sędzia.
W uzasadnieniu sąd odniósł się także do opinii wydanych przez zespoły biegłych. Jak mówił, co do opinii wydanych przez biegłych z Warszawy nie ma żadnych zarzutów, za to w stosunku do biegłych wrocławskich "zarzutów jest cała masa i te zarzuty są absolutnie obiektywne".
- Dziś wiemy, że wyczerpanie zaleceń postawionych przez tych biegłych doprowadziłoby do śmierci pacjentki. Można by powiedzieć, że gdyby ci biegli byli w tamtym czasie na miejscu oskarżonych, niechybnie doprowadziliby do śmierci pacjentki i jej dzieci, i ja pod takim wyrokiem skazującym tych lekarzy bym się podpisał (...) Życie zaskoczyło tych biegłych, bowiem po kilku latach pojawiła się rzeczywista przyczyna śmierci Karoliny M., która sprowadza się do choroby genetycznej – wskazał sędzia Bytner.
Podczas mów końcowych obrońcy podkreślali, że przyczyną zgonu Karoliny M. było niezwykle rzadkie schorzenie genetyczne, którego rozpoznanie w Polsce w 2006 roku nie było możliwe - a tym bardziej nie było możliwe w tak krótkim czasie, w jakim pokrzywdzona przebywała w szpitalu w Poznaniu. Do tej kwestii także odniósł się sąd w uzasadnieniu wskazując, że pacjentka była konsultowana z lekarzem internistą, specjalistą z zakresu krzepliwości krwi, który w tym zakresie posiadał wiedzę specjalistyczną i znacznie większą niż lekarz ginekolog-położnik.
Matka zmarłej pacjentki powiedziała mediom po rozprawie, że będzie się odwoływać od wyroku, i że argumentacja sądu była dla niej nieprzekonująca.
- Póki będę żyła, póki będę miała siłę, będę się odwoływać. To było moje dziecko, moje wnuki... To nie jest dla mnie satysfakcjonujący wyrok i tym wyrokiem sądu jestem rozgoryczona – podkreśliła.
Obrońca profesora Krzysztofa D. adw. Przemysław Maciak powiedział dziennikarzom, że "to gorzki sukces i tak właściwie można by zatytułować i skomentować to zwycięstwo".
- Żadna to satysfakcja, jeżeli po 10 latach procesu po raz kolejny wygrywamy, i po raz kolejny jest zapowiedź apelacji. To, co mi się niezwykle podobało, to wnikliwe uzasadnienie sądu, po raz pierwszy powiedziane językiem nieprawniczym, do matki pani Karoliny M. Po raz pierwszy powiedziane w taki ludzki sposób – dodał.(pap)