Józef Kielar: O ile zmniejszyła się liczba pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) w okresie pandemii COVID-19 w porównaniu z analogicznym okresem 2019 roku i jak wpłynęło to na wynik finansowy SZPZLO, którym pan kieruje?

Krzysztof Marcin Zakrzewski: Na wynik finansowy nie miało to większego wpływu, ponieważ okres pandemii nie sprzyja przenosinom między podmiotami leczniczymi. Wręcz przeciwnie, pacjenci starają się mniej eksperymentować i trzymają się miejsc, gdzie mają pewność uzyskania świadczenia. Dodatkowo sprzyjającą dla nas okolicznością było całkowite zamknięcie się niektórych podmiotów prywatnych, co niejako zmusiło część pacjentów do szukania pomocy w jednostkach publicznej ochrony zdrowia.

Proszę przedstawić placówkę medyczną, którą pan zarządza.

W swoich strukturach posiadamy jedenaście jednostek organizacyjnych o różnej specjalizacji i wielkości. Od przychodni wielkości szpitala powiatowego do małej poradni POZ w budynku jednorodzinnym. W Warszawie jest dziesięć podobnych do nas publicznych zakładów. Organem prowadzącym jest m.st. Warszawa. Dzięki dużemu potencjałowi publicznych zakładów lecznictwa otwartego dostępność do świadczeń zdrowotnych w moim mieście jest relatywnie wyższa, niż poza nim.

W POZ posiadamy 48 tysięcy zgłoszonych deklaracji pacjentów do lekarza. Rocznie udzielamy ponad 250 tysięcy różnego typu porad. Świadczymy usługi z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS), rehabilitacji leczniczej, opieki psychiatrycznej, psychologicznej i leczenia uzależnień, a także stomatologii.  Jesteśmy zakładem bardzo utytuowanym, ponieważ jako jedni z nielicznych posiadamy Certyfikat Akredytacyjny Ministra Zdrowia z zakresu POZ, liczne certyfikaty norm ISO oraz wyróżnienia.

Czy standard porad opracowany ostatnio w rozporządzeniu Ministerstwa Zdrowia jest wystarczający? Zdaniem wielu pacjentów teleporady są nadużywane i zbyt ryzykowne dla nich.

Teleporady zostały dopuszczone w okresie pandemii i lock-down. Odciążyły niewątpliwie system opieki zdrowotnej w trudnych chwilach i to jest wartością dodaną. Są też doskonałym narzędziem w sytuacjach typowych, jak przedłużenie leków, czy wydanie skierowania. Dlatego jestem ich gorącym zwolennikiem. Jednak jak każde narzędzie mogą być jednak niewłaściwie stosowane. Nie można pozbawić przecież chorego całkowicie kontaktu z lekarzem i przychodnią. Czy standard jest wystarczający, nie umiem odpowiedzialnie odpowiedzieć, ponieważ dopiero zebranie doświadczeń i obudowanie go wynikami badań i analiz powie nam o ewentualnej potrzebie korekty. Czego się zresztą spodziewam.

No właśnie. Byli jednak pacjenci, którzy wymagali fizycznej obecności w przychodni.

Trzeba rozróżnić dwie kwestie - konieczność wprowadzenia teleporad oraz nadużywania ich w sytuacjach całkowitego zamknięcia ośrodków. Tego typu zachowania obserwowaliśmy w jednostkach prywatnej ochrony zdrowia, posiadającej kontrakty z NFZ. Była to tzw. szara strefa, gdyż nie było standardów. Dlatego jakość opieki nad pacjentami ulegała pogorszeniu. Cieszę się więc, że wspomniane standardy zostały wreszcie opracowane.

Czy mieliście wystarczająco dużo środków ochrony, żeby lekarze badający fizykalnie pacjentów czuli się bezpiecznie?

Część środków otrzymaliśmy od władz miasta stołecznego Warszawy. Na chwilę obecną wydaliśmy z własnego budżetu w sumie kilkaset tysięcy złotych na zabezpieczenie personelu i pacjentów. Lekarze różnie reagowali i reagują na ryzyko zakażenia się COVID - 19. Niektórzy uznali, że wystarczały tylko przyłbice, inni domagali się pełnych kombinezonów ochronnych i gogli. Mieliśmy jednak wystarczające zapasy. Chciałbym podkreślić, że epidemia koronawirusa daje także szansę na skuteczną edukację społeczną. Zaczęto bardziej powszechnie myć ręce, dezynfekować powierzchnie, czy nosić maseczki w miejscach publicznych. W placówkach medycznych też odniosło to pozytywny skutek. Dzięki trzymaniu dystansu społecznego, noszeniu środków zabezpieczających i dezynfekcji przerwano przy okazji ścieżki rozprzestrzeniania się wielu tzw. zwykłych chorób. To niewątpliwy sukces zdrowia publicznego, nie do zrealizowania w zwykłych warunkach.

Czy są potrzebne zmiany w prawie dotyczące telemedycyny, a jeżeli tak, to jakie?

Dopiero w sierpniu Ministerstwo Zdrowia opracowało rozporządzenie w sprawie standardów teleporady. Mamy jeszcze jeden miesiąc na dostosowanie się do nich. Naczelna Rada Lekarska wcześniej niż resort zdrowia wydała specjalną uchwałę dotyczącą rekomendowanych czynności. To było cenne  i pomocne.
W ogóle telemedycyna zaczyna dopiero się rozwijać. Początkowo zwolennikami tego rodzaju świadczeń byli i są przede wszystkim kardiolodzy ze szpitali i klinik. My, jako zespół przychodni chcemy także dać pacjentom możliwość korzystania z jej dobrodziejstw. Chcielibyśmy nieodpłatnie wypożyczać seniorom z chorobami wieńcowymi specjalne opaski, które pozwolą na monitorowanie pracy ich serca i reagowanie (np. wezwanie pogotowia) w trudnych sytuacjach. Zaczęły się także zmiany w mentalności pacjentów. Sami zamawiają w pełni świadomie teleporady w sytuacjach typowych, jak np. konsultacje, czy omówienie wyników badań. Jest to wygodne, ponieważ osoba nie musi rano ustawiać się w kolejce do lekarza i narażać się na dodatkowe infekcje. Ponadto teleporady w znaczący sposób odciążają system opieki zdrowotnej z wizyt medycznie nieuzasadnionych. Chciałbym podkreślić, że nie zwalniają jednak lekarzy z odpowiedzialności karnej, cywilnej i zawodowej, więc nie mogą być nadużywane bez ryzyka dla pacjenta i dla lekarza. W ogóle informatyzacja zmniejsza tzw. udręki administracyjne dla pacjentów. Temu służą już e-recepty, pozwalające wykupić leki nawet w kilku aptekach, a także e-zwolnienia. Niedługo zostaną wprowadzone w życie e-skierowania, co sprawi, że korzystanie z administracyjnych aspektów systemu będzie mniej uciążliwe.

W okresie pandemii pacjenci kojarzą telemedycynę głównie z poradami telefonicznymi świadczonym przeważnie przez lekarzy rodzinnych. Czy słusznie?

Tak, ponieważ podstawowa opieka zdrowotna obecnie wzięła na siebie ciężar odpowiedzialności za zwykłe leczenie i jednocześnie rozpoznawanie koronawirusa. Dotychczasowa taktyka walki z pandemią w oparciu o system stricte państwowy okazała mało efektywna i droga, dlatego włączono do walki z nią podmioty podstawowej opieki zdrowotnej, bez zapewnienia im jednak dodatkowych środków, a nawet narażając na tworzenie ognisk choroby, poprzez mieszanie pacjentów podejrzanych o infekcję koronawirusa ze zwykłymi. Często z powodów infrastrukturalnych nie da się bowiem w placówkach ochrony zdrowia zapewnić dodatkowego ciągu ze śluzami dla pacjentów silnie zakaźnych. Dlatego właśnie teleporady, masowe testowanie pacjentów, izolacja, jest jedyną możliwością na uniknięcie kontaminacji przychodni, ponieważ są one niezwykle istotnym ogniwem w leczeniu chorób typowych. Właśnie te jednostki mogą odciążyć szpitale i SOR-y.

W jakim kierunku powinien iść rozwój telemedycyny w Polsce i co jest największym zagrożeniem?

Telemedycyna powinna się rozwijać przede wszystkim w kierunku zapewnienia pacjentom usług diagnostycznych i ratowniczych. Jest ona też dobrym elementem przekazywania informacji o stanie zdrowia pacjenta. Są to jednak dane wrażliwe. Kwestią zasadniczą będzie ich właściwe zabezpieczenie przed dostępem osób niepowołanych.