Obecnie zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia w sprawie chorób zakaźnych domowa izolacja osób zakażonych trwa 10 dni od wykonania testu, jeżeli u pacjenta nie wystąpiły objawy Covid-19. W przypadku pacjentów objawowych, zakończenie izolacji może nastąpić po trzech dniach bez gorączki oraz bez objawów infekcji ze strony układu oddechowego, ale nie wcześniej niż po 13 dniach od dnia wystąpienia objawów.  By wyjść z domu, trzeba więc być zdrowym. Do konsultacji trafił projekt rozporządzenia, który to zmienia. Zakończenie izolacji osób objawowych, czyli zarażających, może nastąpić już po 24 godzinach bez gorączki, ale nie wcześniej niż po 10 dniach od wystąpienia objawów. To zaś oznacza, że ok. 250 tys. obecnie zakażonych osób , ale nie hospitalizowanych, będzie przebywać krócej na zwolnieniu, bo o jego długości będzie decydować tylko gorączka. 

 

Wystarczy brak gorączki do zniesienia izolacji

Obecnie rozporządzenie mówi, że izolacja może być zakończona po 3 dniach bez gorączki oraz bez objawów infekcji ze strony układu oddechowego, ale nie wcześniej niż po 13 dniach od dnia wystąpienia objawów - w przypadku pacjenta z objawami klinicznymi (nie muszą być potwierdzone testem). Po nowelizacji rozporządzenia izolacja będzie znoszona po po 24 godzinach bez gorączki bez używania leków przeciwgorączkowych oraz z poprawą kliniczną, ale nie wcześniej niż po 10 dniach, od dnia wystąpienia objawów – w przypadku pacjenta z objawami klinicznymi. Zdaniem Adama Niedzielskiego, ministra zdrowia, zmiana jest nieznaczna.  

- Proszę przeczytać całość przepisu, to jest 24 godziny bez gorączki, o ile minęło 10 dni od pozytywnego wyniku testu – tak Adam Niedzielski, minister zdrowia, odpowiedział Prawo.pl na pytanie dlaczego skraca czas izolacji. I dodał, że mniej więcej 2-3 tygodnie temu Rada Medyczna wydała  zalecenie dotyczące postępowania z pacjentami, a teraz uspójnia z nim rozporządzenie. W stanowisku z 24 marca, podpisanym w imieniu Rady Medycznej przez prof. Andrzeja Horbana, głównego doradcę premiera do spraw Covid-19, czytamy, że izolacja może być zakończona dla pacjentów objawowych po co najmniej 10 dniach od pojawienia się objawów i co najmniej po 24 godzinach bez gorączki, o ile nastąpiła poprawa kliniczna, czyli zmniejszyły się takie objawy jak kaszel i duszności). Zdaniem ekspertów jednak w praktyce, oznacza to, że czas izolacji znacznie się skróci, bo o jej długości będzie decydować tylko gorączka. 

Krótsza izolacja to więcej zakażeń

Rozporządzenie krytykują: dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej, Tomasz Zieliński, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, ale także Jakub Kowalski, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Radców Prawnych Mirosławski, Galos, Mozes.
Nowelizacja zachęca wręcz pacjenta do tego, by obniżyć sobie temperaturę, nie przyznać się do stosowania leków przeciwbólowych lub po prostu skłamać lekarzowi w trakcie teleporady, że gorączki już nie ma, bo dzięki temu zakończy on szybciej swoją izolację i kwarantannę domowników – mówi mec. Jakub Kowalski.
Z taką tezą zgadzają się lekarze. – Izolacja jest po to, aby zmniejszyć transmisję. Na początku pandemii izolacja trwała dwa tygodnie, potem ją skrócono do 13 dni, a teraz do 11, choć nie ma ku temu medycznych przesłanek – uważa dr Paweł Grzesiowski. – Co prawda tak zrobili Amerykanie, bo uważają, że pacjent szybko przestaje zakażać, ale bazowali na pierwotnym wirusie, a teraz mamy wariant brytyjski. Dla niego ta teza się nie sprawdza. Dlatego też Światowa Organizacja Zdrowia, a także Unia nie popiera takiego stanowiska. Nie ma zatem zgodności, co do zasadności skracania okresu izolacji – mówi dr Grzesiowski.

Z kolei Tomasz Zieliński pokazuje jak praktycznie może wyglądać leczenie pacjentów covidowych. - Gdybyśmy chcieli trzymać się literalnie przepisów, to izolację skracamy praktycznie o połowę.  Temperatura to jest parametr nie do zweryfikowania. Jeśli pacjent zgłasza się w czwartej dobie, bo już naprawdę źle się poczuł, my zlecamy test, wynik poznajemy po dwóch dniach - w sumie mija już sześć dni od objawów. Gdy zadzwonimy do niego po pięciu dniach od momentu, gdy się do nas zgłosił, może powiedzieć, że gorączki już nie ma. Nie mamy, jak sprawdzić, czy to prawda, czy brał leki, a mimo że słyszymy, że nadal lekko kaszle, choć mniej niż za pierwszym razem, to nie możemy przedłużyć izolacji – mówi Zieliński. Lekarze napotykają trudności organizacyjne, bo obecnie mają obowiązek zweryfikowania stanu pacjenta w 8 dobie izolacji. – Skoro jednak nakładam izolację na pięć dni, to jak mam go skontrolować w ósmym dniu – wyjaśnia Zieliński. Mec. Kowalski zauważa, że nowe zasady znoszenia izolacji mają obowiązywać już następnego dnia po publikacji w Dzienniku Ustaw, ze względu na konieczność pilnego wdrożenia rozwiązań zapobiegjących rozprzestrzenianiu się wirusa. - Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie i w pewnych przypadkach takie przedwczesne zwolnienie z izolacji może doprowadzić właśnie do rozprzestrzeniania się wirusa - ocenia Kowalski.  Eksperci mówią wprost, że o zakończeniu izolacji powinny decydować wynik testu, a nie oszczędności.

Skoro rząd chce zaoszczędzić na zwolnieniach lekarskich, to o zakończeniu izolacji powinny decydować testy antygenowe

Eksperci uważają, że izolacja może trwać krócej, o ile wynik testu, a nie temperatury, będzie decydować o jej zakończeniu. – Nawet jeśli pacjent nie oszuka lekarza, to nie ma pewności, że po 11 dniach przestaje zarażać – mówi dr Paweł Grzesiowski.  – Wydaje się, że rząd skraca izolację, by pacjenci krócej przebywali na zwolnieniach lekarskich. Jeśli dwa dni przemnożymy przez wszystkich zakażonych, to wychodzą duże liczby. Tyle, że te osoby wyjdą z domu, i zaczną zarażać innych. Podobnie uważa Tomasz Zieliński. – Takie przedwczesne zwolnienie ich z kwarantanny nie da żadnych oszczędności, bo osoby zakażone pójdą za wcześnie do pracy i pozarażają inne – mówi Zieliński.

By tak nie było, powinny wykonać test antygenowy, który pokazuje, czy dana osoba jest zaraża. - Takie testy potaniały, są dostępne. Warto wydać 20 złotych, by mieć pewność, że pacjent już nie zaraża. To sposób na zmniejszenie transmisji – podkreśla dr Grzesiowski. Podobnie uważa mec. Kowalski. - Wydaje się, że „ułatwienie” wydostania się z izolacji powinno opierać się na wynikach badań, a nie na samym upływie czasu i deklaracji pacjenta co do tego kiedy ustąpiła gorączka i czy nastąpiło to bez wsparcia środkami przeciwgorączkowymi – mówi mec. Kowalski. - Zwalniać z izolacji mogłyby zatem np. dwa negatywne wyniki badań z wymazów z górnych dróg oddechowych pobranych w odstępie 24 godzin lub jeden negatywny wynik po określonym czasie (np. 7 lub 10 dni) od wyniku pozytywnego – dodaje. Test antygenowy pokazuje bowiem najlepiej obecność antygenu. Gdy ten zanika, pacjent już nie zaraża.