Koordynator raportu dr Jerzy Gryglewicz powiedział, że od 2004 r. do 2012 r. roczne koszty leczenia niewydolności serca wzrosły z 1 mld zł do 2,9 mld. W tym roku oczekuje się, że po raz pierwszy przekroczą 3 mld zł, gdyż do września zwiększyły się one do 2,83 mld zł. Jest to wartość umów zawieranych przez Narodowy Fundusz Zdrowia na związane z tym schorzeniem świadczenia medyczne.
Głównym powodem tak wysokich kosztów jest zbyt często hospitalizacja pacjentów cierpiących na niewydolność serca. W 2012 r. w szpitalu leczonych było prawie 187,5 tys. pacjentów, czyli 65 proc. chorych z tym schorzeniem. Pozostali, czyli 32 proc. osób, byli leczeni ambulatoryjnie, przez lekarza rodzinnego. Jedynie 3 proc. pacjentów objętych było rehabilitacją leczniczą.
"Leczenie szpitalne jest najdroższe, dlatego w największym stopniu generuje koszty opieki nad chorymi z niewydolnością serca" – podkreślił Gryglewicz. W 2012 r. na hospitalizację wydano ponad 635 mln zł, podczas gdy na leczenie ambulatoryjne przeznaczono jedynie 10 mln zł, choć w tym trybie leczonych było 93,3 tys. pacjentów (o połowę mniej niż podczas pobytu szpitalnego).
Specjalista dodał, że w leczeniu szpitalnym są największe rezerwy ograniczenia kosztów opieki na chorymi z niewydolnością serca, które najprawdopodobniej nadal będą rosły. Ocenia się, że już 1 mln Polaków cierpi na to schorzenie. Aż 83 proc. jest przyjmowanych do szpitala w trybie nagłym z powodu zaostrzenia choroby. Ponad połowa (51 proc.) chorych powraca do szpitala nawet kilkakrotnie w ciągu jednego roku. Jeden pobyt w szpitalu trwa najczęściej od 6 do 8 dni.
Przewodnicząca sekcji niewydolności serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego prof. Jadwiga Nessler twierdzi, że chorzy kierowani są do szpitala, ponieważ zbyt nisko wyceniana jest porada ambulatoryjna w niewydolności serca. Przyczynia się do tego również brak rehabilitacji, która poprawia stan chorego, ale zapewnia też lepszą jego obserwacją, co z kolei pozwala szybciej zareagować w razie zaostrzenia choroby.
Jej zdaniem część pacjentów jest źle leczonych, niezgodnie z obowiązującymi międzynarodowymi wytycznymi. Po wypisaniu ze szpitala otrzymują zbyt małe dawki leków, które powinni być systematycznie zwiększane w zależności od tego, jak je tolerują.
Dodała, że zbyt wysoka jest śmiertelność wewnątrzszpitalna z powodu ostrej niewydolności serca (umiera z tego powodu 11,4 proc. chorych). "Sugeruje to konieczność dokonania analizy stosowanych metod terapeutycznych pod kątem dostępności w naszym kraju najnowszych sposobów leczenia oraz zgodności stosowanej terapii z aktualnymi standardami postępowania" - podkreśliła Nessler.
Konsultant krajowy w dziedzinie kardiologii prof. Grzegorz Opolski zaznaczył w komentarzu do raportu, że niewydolność serca generuje również wysokie koszty ekonomiczne i społeczne związane z narastająca absencją chorobową. O ile w 2012 r. przeciętna długość zwolnienia lekarskiego nie przekraczała 2 tygodni (dokładnie 12,5 dni), to w przypadku niewydolności serca wzrosła do prawie trzech tygodni (19,9 dni).
Jednocześnie zwiększa się liczba uprawniających do renty orzeczeń o trwałej niezdolności do pracy z powodu niewydolności serca. W 2012 r. takich orzeczeń pierwszorazowych było o 7,7 proc. więcej niż roku poprzednim, a w przypadku ponownych orzeczeń aż o 28,2 proc. więcej.
Z rent wydawanych z powodu niewydolności serca najczęściej korzystają mężczyźni. W 2012 r. przypadło na nich aż 88,5 proc. wszystkich tego rodzaju orzeczeń pierwszorazowych. Mężczyźni korzystają również kilkakrotnie częściej ze zwolnień lekarskich w związku z tym schorzeniem.