Elżbieta Puacz przypomniała, że poprzedni minister Bartosz Arłukowicz uzależnił wysokość stawki kapitacyjnej (czyli kwoty, jaką lekarze otrzymują za jednego pacjenta) od liczby wykonanych badań dodatkowych - ci, którzy zlecali więcej badań, otrzymywali wyższe stawki.
- Minister Konstanty Radziwiłł zrezygnował z tego rozwiązania i dał lekarzom wyższą stawkę kapitacyjną bez względu na liczbę wykonanych badań - powiedziała Puacz.

- Ze względu na to, że laboratoria przez lekarzy i menadżerów są postrzegane jako koszt, zaczęto szukać tańszych rozwiązań. I nagle na rynku pojawiły się laboratoria z kapitałem zachodnim, dające bardzo niską cenę, ale niekoniecznie świadczące wysoką jakość - powiedziała Puacz. - Małe polskie laboratoria nie mogą cenowo konkurować z dużymi sieciami. Bo jak konkurować z kimś, kto analizę moczu wykonuje za złotówkę, podczas gdy skorzystanie z toalety publicznej kosztuje 2,5 zł? - dodała.

Wskazała, że w Polsce funkcjonuje ponad 1,6 tysiąca laboratoriów medycznych, z których już co piąte należy do sieci.

- W Polsce, nawet bez zgody pacjenta, pobrany materiał jest wysyłany za granicę i tam, przez nie wiadomo jakie laboratoria, wykonywane są badania i nawet nie ma poświadczenia, czy materiał został zutylizowany. A pacjenci o tym kompletnie nie wiedzą - powiedziała.

Wskazała też, że materiał do badań jest wysyłany między innymi do Czech, Niemiec i Chin. Jak dodała, zdarza się, że badanie wykonują jedynie technicy laboratoryjni, a diagności zdalnie autoryzują wyniki badania, mimo że nawet nie znajdują się w laboratorium, w którym zostało ono wykonane.
- Zdalna autoryzacja jest łamaniem obowiązującego prawa – zaznaczyła.

- W tym momencie laboratorium staje się tylko fabryką papierków, wyników. Diagnosta, zmuszany do zdalnej autoryzacji, często nic nie wie o pacjencie; nie wie też, jaki lekarz zlecił badanie i nie ma możliwości potwierdzenia wyniku, bo jest to za drogie dla właścicieli laboratorium - podkreśliła. Do KRDL trafiają skargi pacjentów i lekarzy na nieprawidłowości w wynikach badań przeprowadzonych w ten sposób.

 [-DOKUMENT_HTML-]

 

- Materiał biologiczny pacjentów z punktu pobrań jest transportowany bez nadzoru i kontroli, zdarza się, że do laboratorium trafia po 9 godzinach od pobrania, przez co traci właściwości diagnostyczne. Często także jest przewożony w środkach komunikacji publicznej - powiedziała Puacz. Wskazała, że choć przepisy nie pozwalają na takie działania, to jednak nadzór nad laboratoriami jest nieskuteczny. - Trzeba zmienić prawo i powołać Inspektorat Medycyny Laboratoryjnej, który miałby prawo wejść do laboratorium, skontrolować je, zamknąć i zabezpieczyć - powiedziała.

Wskazała, że aż 80 procent decyzji lekarskich jest opartych na wyniku badania laboratoryjnego.
- Diagnoza niektórych chorób, takich jak wirusowe zapalenie wątroby, białaczka i choroby endokrynologiczne, może być oparta jedynie na tych badaniach - podkreśliła. Zdaniem KRDL laboratoria powinny działać przy szpitalach, by diagnosta w razie potrzeby mógł porozmawiać z lekarzem zlecającym badanie i wspólnie zastanowić się nad zakresem badań.

Zdaniem Puacz należy utworzyć centralny rejestr badań laboratoryjnych.
- Dzięki temu byłoby wiadomo, ile badań lekarz zlecił pacjentowi, czy chory jest pod dobrą opieką, czy miał wykonywane badania profilaktyczne - przekonuje. Dzięki temu na przykład lekarze medycyny pracy nie musieliby niepotrzebnie zlecać pacjentowi badań, jeśli wcześniej wykonał on je w swojej przychodni.

Zdaniem samorządu dla podniesienia jakości opieki nad pacjentem należy też ograniczyć możliwość wykonywania zawodu diagnosty tym osobom, które nie ukończyły studiów z analityki medycznej lub medycyny. Obecnie około 30 procent diagnostów to absolwenci biologii lub farmacji, którzy ukończyli studia podyplomowe.

- Polski program studiów na kierunku analityka medyczna stał się wzorcem dla innych państw. Tymczasem obecnie zdarza się, że osoba po trzech latach ogrodnictwa i dwóch latach biotechnologii, chce być diagnostą laboratoryjnym, chociaż nie miała nawet godziny zajęć z anatomii człowieka, nie mówiąc już o fizjologii czy hematologii - powiedziała Puacz.

Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na propozycje KRDL, aby przy szpitalach, zakwalifikowanych do tworzonej sieci, obligatoryjnie działały medyczne laboratoria diagnostyczne, wskazało, że przepisy nie zabraniają szpitalowi posiadania laboratorium diagnostycznego w swojej strukturze organizacyjnej.
- Zobowiązanie każdego szpitala zakwalifikowanego do sieci do posiadania własnego laboratorium byłoby nadmiernym i nieracjonalnym obciążeniem - ocenia resort.

Ministerstwo zapewnia, że zauważa problemy w funkcjonowaniu diagnostyki laboratoryjnej.
- Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom środowiska diagnostów laboratoryjnych, w celu wzmocnienia nadzoru nad kontrolą jakości badań (minister) powołał zarządzeniem z 6 października 2016 roku zespół ds. opracowania koncepcji zmian w zakresie funkcjonowania ośrodków badań jakości w diagnostyce laboratoryjnej i mikrobiologicznej - wskazuje resort.

Zespół ten ma opracować rozwiązania prawne, które umożliwią egzekwowanie jakości badań laboratoryjnych; wyniki kontroli jakości laboratoriów byłyby publikowane w internecie. Planowane jest też wprowadzenie "obligatoryjnego procesu działań korygujących pozwalających na uzyskanie poprawnych wyników".

Resort zapowiada zwiększenie uprawnień Centralnego Ośrodka Badań Jakości w Diagnostyce Laboratoryjnej w Łodzi oraz Centralnego Ośrodka Badań jakości w Diagnostyce Mikrobiologicznej w Warszawie. Ustalone mają być kryteria dopuszczenia lub wstrzymania procesu wykonywania badań przez laboratoria na podstawie uzyskanych wyników badań kontroli.(pap)