Monika Sewastianowicz: Badał pan stan nauk prawnych w przededniu ewaluacji – jakie płyną z tego wnioski? 

Piotr Stec: Postanowiłem sprawdzić, ile my o sobie wiemy, tj. jak prezentują się nauki na tle Europy środkowej i zachodniej. I jest inaczej niż się nam wydaje, a także – mam wrażenie – wydawało premierowi Gowinowi, który tłumaczył, że jesteśmy z naukami społecznymi bardzo do tyłu w porównaniu z resztą świata. Tak nie jest. 

Trudno natomiast tę jakość weryfikować, bo ograniczenie baz danych do Scopusa i Web of Science nie daje jednoznacznych wyników. Za bardzo skupiamy się na bibliometrii, za mało zastanawiamy natomiast nad opracowaniem kompleksowego systemu oceny jakości. Być może warto przemyśleć wprowadzenie spłaszczonej wersji punktacji czasopism  z dwoma poziomami i mniejszą różnicą punktów między nimi. Tak jak przy wydawnictwach. A nie tak jak teraz punktację od 20 do 100. Nasz ustawodawca przyjął model bliższy naukom ścisłym. 

Pytanie, jakie będą skutki dotychczasowej polityki ewaluacyjnej dla tego, co już osiągnęliśmy. Czy dostaliśmy zachętę do wewnętrznej walki na wyniszczenie, z której wyjdą poobijane nieliczne uczelnie, które nie będą już miały siły, by powalczyć o pozycję międzynarodową. 

To trochę jak w tej opowieści o kobiecie, która chciała wyhodować jak najwaleczniejsze szczury, więc postanowiła wrzucać je do beczki, by się nawzajem zagryzały tak, by zostały jej tylko najsilniejsze. Z ewaluacją jest podobnie, od kategorii zależy tak wiele, że nasuwa się pytanie, czy pozagryzamy się nawzajem, czy stwierdzimy, że mamy konkurencję gdzie indziej i zaczniemy ze sobą współpracować. 

Czytaj:
Prof. Pisuliński: Nowa punktacja czasopism zablokuje rozwój naukowy prawników>>
Procedura tworzenia list czasopism naukowych nadal kontrowersyjna>>
Prof. Kulczycki: Czasopisma prawnicze muszą się otworzyć, żeby były wyżej punktowane>>

Według ministerstwa wiele uczelni zagrożonych jest utratą uprawnień, dodatkowo zmiany na liście czasopism wywołały sporo wątpliwości. Czy powinniśmy dokonać przesunięcia terminu ewaluacji? 

Absolutnie nie, przedłużenie czegokolwiek raczej zaszkodzi, niż pomoże. Po prostu system kładący nacisk na jak najwyżej punktowane czasopisma i jednocześnie uzależniający od kategorii wszystkie uprawnienia dla wydziału to zachęta do tego, żebyśmy się wzajemnie powyrzynali. Nie zakładam, że ministerstwo miało taki plan, ale ponieważ nie wiemy, od jakich progów punktowych przetrwamy, to każdy stara się mieć tych punktów jak najwięcej. A skoro chodzi o być albo nie być, to wszystkie chwyty dozwolone.  

  


Czy nauki prawne powinny aż tak walczyć o umiędzynarodowienie, przecież w dużej części dotyczą kwestii wewnętrznych. Kogoś na świecie interesują nasze przepisy budowlane? 

Nauki prawne zawsze były międzynarodowe, to nie jest tak, że siedzimy tylko w jednym wąskim problemie, który jest znany tylko w Polsce. No dobra, jeżeli to jest problem kratek w autach, to być może. Ale nawet taki przykład na szerszej płaszczyźnie pokazuje, jak należy lub nie należy sterować podatkami państwowymi.   

Tworząc przepisy, patrzy się na regulacje zagraniczne, jest cała komparatystyka prawnicza, która skupia się na porównywaniu różnych systemów prawnych. Polska nie istnieje w próżni – obowiązuje nas prawo międzynarodowe, a wreszcie przecież prawo Unii Europejskiej. Nie sposób uciec więc od problemów prawnych, które wykraczają poza nasze prawo krajowe. 

Żeby posłużyć się przykładem wyświechtanym aż do bólu, jest coś takiego jak unijny jednolity znak towarowy, jest nim np. zajączek Lindt. Firma pozwała producenta z Polski i z Hiszpanii za nielegalne używanie tego znaku i Polacy przegrali, a Hiszpanie wygrali – mimo że obie firmy korzystały z formy od tego samego producenta. A takich spraw jest mnóstwo, co pokazuje, że niezaprzeczalnie nauki prawne mają międzynarodowy charakter. To kwestia wyważenia proporcji, wybadania co i gdzie publikują prawnicy 

 

Z drugiej strony patrząc na zapowiedzi Polskiego Ładu, nasz ustawodawca wydaje się sam zachęcać do poruszania jedynie polskich problemów… 

Jedno nie wyklucza drugiego - mamy przecież co sprzedać, zawsze mieliśmy. Pierwszy z brzegu, nie do końca prawniczy przykład, jaki mi przychodzi do głowy to historia braci Wieleżynskich, którzy w latach dwudziestych ubiegłego wieku zarządzali swoimi przedsiębiorstwami w oparciu o ideę współwłasności pracowniczej.  Dzięki ich działaniom akcje dobrze prosperującej spółki zajmującej się dystrybucją gazu ziemnego otrzymało 70 proc. ich pracowników, co było w tamtych czasach prawdziwym ewenementem. Mamy zatem, co badać i o czym pisać. Uważam zresztą, że by przekraczać granicę trzeba być w czymś mocno zakorzenionym. 

Inną kwestią jest to, że nie powinniśmy się aż tak bardzo fiksować na krajach anglosaskich - ale spojrzeć przychylniejszym okiem w stronę naszych sąsiadów, do których nam pod względem prawnym o wiele bliżej. Przyszłością jest też rozwój państw azjatyckich – i w tym kierunku także powinny iść nasze badania. Choć oczywiście w tym wypadku to o wiele trudniejsze z uwagi na barierę językową. 

Czytaj także: 
Wrzutka na liście punktowanych czasopism – niektóre nagle docenione>>
Komitet Nauk Prawnych PAN krytykuje ministra za ingerencję w listę czasopism>>
Nowa lista czasopism nie była konsultowana z PAN, ani z rektorami>>