Krzysztof Sobczak: Dziekani wszystkich wydziałów prawa uczelni publicznych w liście do ministra nauki i szkolnictwa wyższego skrytykowali ogłoszone właśnie zasady punktowania czasopism naukowych. Co w nich jest złego?

Jerzy Pisuliński: Nowe rozporządzenie ministra z 7 listopada 2018 roku stwarza podstawy do stworzenia nowej listy czasopism naukowych, w tym także czasopism z zakresu nauk prawnych. Krytycznie oceniamy przyjęte tam zasady, ponieważ ta lista ma być zasadniczo oparta na bazach Scopus i Web of Science, w których obecnie nie ma żadnych polskich czasopism prawniczych.

Czytaj: Nowe wykazy punktowanych czasopism i monografii>>

Dlaczego nie ma? Trudno się tam dostać?

Na listę Scopus można się dostać, bo wymagania nie są jakoś bardzo wyśrubowane, ale jest jeden wymóg, który bardzo trudno spełnić w tym momencie, a mianowicie, że czasopismo starające się o umieszczenie w tej bazie musi być cytowane w innych czasopismach, które już są w tej bazie. Czyli dopóki nie będzie tam polskich czasopism prawniczych, to będzie trudno ten warunek spełnić.

 

Nie można liczyć na cytowania przez zagraniczne czasopisma?

To jest możliwe, ale to musi potrwać i nie można tu liczyć na dużą skalę. Owszem, są w prawie problemy o znaczeniu międzynarodowym, o których można pisać do takich czasopism, czasem też ich redakcje mogą zainteresować się jakąś sprawą dotyczącą polskiego prawa, choćby na zasadzie pewnej egzotyki, ale to są marginesy. Raczej nie można liczyć na liczne publikacje polskich artykułów prawniczych w zagranicznych czasopismach, a więc na skutek decyzji ministra polscy naukowcy, szczególnie młodzi, przygotowujący np. doktoraty, będą mieli wielkie problemy z publikowaniem swoich prac w punktowanych czasopismach naukowych. Być może z czasem, za kilka lat będzie takich czasopism więcej, ale tymczasem przygotowywany przez ministerstwo wykaz czasopism będzie podstawą do wszczynania przewodów doktorskich, do czego konieczne są publikacje w "punktowanych" czasopismach. Dotychczas była to lista publikowana przez ministerstwo według krajowych kryteriów, na której była większość znaczących czasopism prawniczych, a na nowej liście ich nie będzie. Gdy będzie nowy wykaz, w którym w tym momencie nie ma żadnych polskich czasopism, a w przyszłości może będzie parę tytułów, to ilu doktorantów będzie miało szanse opublikować w nich artykuł, żeby dopełnić warunku wszczęcia przewodu doktorskiego? Ktoś taki może mieć przygotowany doktorat, ale nie będzie w stanie wszcząć przewodu doktorskiego, bo warunkiem będzie posiadanie publikacji w czasopiśmie z tego nowego wykazu. Jeśli taki doktorant opublikował artykuł przed wejściem rozporządzenia w życie, to miał szczęście, bo gdy jego kolega opublikuje swój artykuł w następnym numerze tego samego czasopisma, już nie wykorzysta go do uruchomienia przewodu, tak jak gdyby nie miał żadnej publikacji.

Czytaj: Lista ministra pogrąży czasopisma prawnicze>>

Minister przyjął złe kryterium zaliczania czasopism do tej elitarnej listy?

Nie powiem, że generalnie złe, ale na pewno nie uwzględniające specyfiki nauk prawnych. Chodzi o to, ze w naukach prawnych większość czasopism skierowana jest na rynek krajowy i do krajowych czytelników. Nauki prawne jedynie w niewielkiej części mają charakter uniwersalny czy ponadnarodowy - na przykład w zakresie teorii i filozofii prawa, historii powszechnej prawa, kryminologii, prawa międzynarodowego publicznego - zaś w zdecydowanej części powiązane są z ustawodawstwem krajowym, co wiąże się także z tym, że dyscyplina ta uprawiana jest przede wszystkim w językach narodowych. Język prawniczy jest pochodną koncepcji i konstrukcji przyjętych w prawie krajowym, przez co duża część terminów i pojęć wykształconych w prawie polskim jest trudna do przełożenia na język angielski, w którym wydawane są czasopisma prawnicze znajdujące się na liście czasopism naukowych, do których odnosi się rozporządzenie. Analiza czasopism znajdujących się na liście, przeważnie amerykańskich, potwierdza wniosek, że zdecydowana większość zamieszczanych w nich artykułów dotyczy amerykańskiego porządku prawnego i pisana jest przez uczonych zatrudnionych na tamtejszych uczelniach. Tymczasem polski prawnik pisze zwykle o polskich problemach, o polskim prawie, a to jest adresowane do innych polskich prawników, do legislatorów, do sędziów stosujących polskie prawo. Takie publikacje muszą ukazywać się przede wszystkim w polskich czasopismach i w języku polskim.

Błędem jest przyjęcie międzynarodowej perspektywy przy tworzeniu listy czasopism prawniczych?

Tak, ponieważ wielu czasopism prawniczych o międzynarodowej renomie nie ma w tych bazach. A poza tym większość czasopism prawniczych w innych krajach też jest ukierunkowana na swoją krajową tematykę i na krajowych odbiorców. Bo prawo w zasadniczej swej części jest lokalne, stanowią je krajowe organy. No i krajowi prawnicy, a nie zagraniczni, zajmują się analizą tego systemu. W naukach ścisłych, biologicznych czy medycznych badania prowadzone w jednym kraju mogą być interesujące i mają znaczenie dla badaczy w innych krajach. Ale jeśli ja analizuję system samorządu terytorialnego w Polsce, do tego w odniesieniu do konkretnego regionu, to niewielkie są szanse na zainteresowanie artykułem na ten temat jakiegoś czasopisma w Stanach Zjednoczonych, Południowej Afryce, Chinach czy choćby Wielkiej Brytanii. Czy my mamy nie zajmować się takimi problemami? Oczywiście powinniśmy i musimy, należy też takie opracowania publikować. Do tego potrzebne są czasopisma, a minister powinien zadbać o to, by takie publikacje były zaliczane do dorobku naukowego.