W ostatnich miesiącach dyskusję o wykazie czasopism zdominowała sprawa arbitralnej modyfikacji listy przez resort edukacji i nauki – z pominięciem trybu wskazanego w rozporządzeniu. Ale nawet pierwotna lista pozostawiała wiele do życzenia.

Kolejna zmiana w wykazie czasopism - znów bez trybu>>

 

Nauki o polityce i administracji bez 30 czasopism

W rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z 7 listopada 2018 r. w wykazie czasopism naukowych wielu czasopismom mającym interdyscyplinarny charakter nie przypisano dyscypliny nauki o polityce i administracji, choć publikowane tam artykuły zarówno pod względem metodologicznym, jak i merytorycznym mieszczą się w polu zainteresowań wskazanej dyscypliny - piszą posłowie w interpelacji nr 24447. Apelują o przypisanie do tej dyscypliny 30 periodyków.

Przypominają, że w nowej klasyfikacji w ramach dyscypliny nauki o polityce i administracji włączone zostały następujące dyscypliny występujące we wcześniejszej klasyfikacji: nauki o polityce, nauki o polityce publicznej, nauki o administracji (z wyłączeniem zakresu dotyczącego prawa administracyjnego), nauki o zarządzaniu (dziedzina nauk humanistycznych).
- Ponadto same redakcje, umiejscawiając czasopisma, najczęściej sytuują je w ramach dziedziny nauk społecznych (social science), co zbyt dosłownie zostało przełożone w polskiej liście czasopism, kwalifikując czasopisma najczęściej do nauk socjologicznych – czytamy w interpelacji.

 

 

Rzymski beton wygrywa w odwołaniu

- Błędy tego typu, tj. brak przypisania pisma do właściwej dyscypliny w wykazie czasopism, to niestety norma – ocenia dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. - Znam kilka pism, w których większość stanowią artykuły z zakresu nauk prawnych, a pisma te nie zostały przypisane do prawa lecz do innych nauk. Wykaz bowiem robiony był niechlujnie, szybko. Nic zresztą dziwnego – przy tak ogromnej ilości czasopism o błędy nietrudno – mówi.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest nieprzemyślana procedura tworzenia tego wykazu. Jak mówi Prawo.pl dr hab. Grzegorz Wierczyński, profesor Uniwersytetu Gdańskiego, przewodniczący Zespołu do spraw Punktacji Czasopism Naukowych Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, w założeniu miała ona zapobiec sytuacjom, w których przy ewaluacji pod uwagę brano by artykuły, które mają niewiele wspólnego z daną dyscypliną naukową.

- Wykazy czasopism oparte na Web of Science i Scopusie preferują nauki ścisłe, przyrodnicze i medyczne, bo w bazach tych dostępny jest znacznie większy odsetek cytowań z tych właśnie dziedzin. Znacznie więcej czasopism z nauk ścisłych ma wysoką punktację niż z nauk społecznych, np. nauk o administracji lub nauk prawnych. Dlatego zdarzało się, że wydziały prawa zgłaszały w ewaluacji artykuły z nauk ścisłych czy nauk medycznych. W poprzedniej ewaluacji jeden z najbardziej prestiżowych w Polsce wydziałów prawa w odwołaniu od przyznanej kategorii podnosił, że niesłusznie nie uznano mu wysoko punktowanych artykułów o recepturze rzymskiego betonu wykorzystywanego przy budowie dróg i akweduktów. Argumentował, że nie ma przepisu, który ograniczałby jednostki naukowe do zgłaszania publikacji wyłącznie z dyscypliny, w której dana jednostka poddaje się ewaluacji – mówi prof. Wierczyński. Ten konkretny wydział wygrał i przyznano mu kategorię, na której mu zależało, ale w nowej ustawie dodano przepis, który miał załatać tę lukę, stąd przypisanie czasopism do konkretnych dyscyplin. W ten sposób wszyscy ponosimy konsekwencje w postaci zwiększonej biurokracji za nadużycia nielicznych. Uważam, że przypisywanie dyscyplin do czasopism jest niepotrzebne, do ewaluacji wystarczy przypisywanie naukowców do dyscyplin. W dodatku samo przypisywanie dyscyplin odbyło się w sposób nietransparentny, a najbardziej zainteresowani - czyli redakcje czasopism - nie miały nic do powiedzenia w tej sprawie.

 

Niektóre czasopisma nie tam, gdzie trzebaJak tłumaczy prof. Wierczyński, przygotowując wykaz, ministerstwo wstępnie przypisało dyscypliny do czasopism dla danej dyscypliny. Przekazało je zespołom ekspertów, które się nimi zajmowały, a eksperci przyznawali odpowiednią ocenę – mogli podwyższyć lub obniżyć punktację wynikającą z bibliometrii.

- Co jednak zrodziło kolejne problemy – po pierwsze zespoły nie kwestionowały samej listy. Nie analizowały, czy dany tytuł powinien się na niej znaleźć albo czy powinien zostać przypisany gdzie indziej. Nie sprawdzano też, czy jakieś czasopisma na liście pominięto. Po prostu nadawano punktację tym, przekazanym przez ministerstwo. Stąd mamy takie przypadki, gdy np. periodyk o feministycznych prawach człowieka przypisany jest wyłącznie do nauk o kulturze i religii. Przypisanie do niewłaściwych dyscyplin pociąga za sobą inne, dewastujące dla danych czasopism skutki – od zespołów reprezentujących "ościenne" dyscypliny czasopisma dostawały zazwyczaj niewielką liczbę punktów, bo eksperci, którzy nie znali danego czasopisma, zamiast usunąć z niego swoją dyscyplinę, nisko oceniali znaczenie tego czasopisma dla swojej dyscypliny – mówi prof. Wierczyński. Dodaje, że tego rodzaju błędne skategoryzowanie obniżało ostateczną punktację czasopism przypisanych do kilku dyscyplin, bo w takim przypadku punktację tę ustalano na podstawie średniej oceny z wszystkich zespołów.

Liczy się wnętrze

Może mieć to wpływ na wynik ewaluacji, bo zgłaszane będą publikacje w czasopismach przypisanych do danej dyscypliny. Również naukowiec musi raz w roku złożyć oświadczenie, jaką dyscypliną lub dyscyplinami będzie się zajmować. Jeżeli wybierze kilka, musi sprecyzować, w jakim zakresie każdą z nich.

Według prof. Krawca nie ma większych szans, by resort przychylił się do prośby posłów. - Wskazane pisma nie są przypisane do dyscypliny nauki o polityce i administracji. Jednak opublikowane tam artykuły i tak w ewaluacji mogą być przypisane do dyscypliny nauki prawne – decyduje o tym „zawartość” danego artykułu – tłumaczy. Ocenia przy tym, że sam wykaz jest pomyłką i powinien zniknąć. - Stanowi on istotny element ograniczający wolność nauki. Wiąże się jednak ze zmianą sposobu uprawniania nauki – za naukowy uznaje się artykuł, który jest opublikowany w czasopiśmie z listy. Uznaje się tym samym automatycznie jego naukowość. Jak powiedziała prof. Maria Starnawska, to tak jakby oceniało się wino po butelce i etykiecie, a nie po smaku. Kiedyś było inaczej – o naukowości decydowała treść artykułu i jego uznanie w środowisku naukowym – podsumowuje.