Beata Igielska: Połączenie ministerstw edukacji i nauki trwa już jakiś czas. Co pan sądzi o tym tworze administracyjnym?

Bogusław Śliwerski, wieloletni przewodniczy Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, autor wielu publikacji z zakresu edukacji w tym: "Meblowanie szkolnej demokracji": Niedobrze się stało, że mamy połączenie dwóch ministerstw – edukacji i szkolnictwa wyższego. Niedawno minister połączył w wystąpieniu kwestię oświaty z sytuacją w szkołach wyższych, co szczególnie wybrzmiało, gdy mówił o wolności nauki i poglądów. Miałem jednak nadzieję, że połączenie ministerstw będzie czymś pozytywnym.

W jakim aspekcie?

Standardy przyjęcia do zawodu nauczyciela do tej pory określało MEN, zaś warunki kształcenia MNiSW. To było niekorzystne dla nauczycieli, ponieważ MEN w ogóle nie uzgadniało tych standardów z drugim resortem. Tymczasem w latach 90. uczelnie pozbyły się pracowni czy katedr dydaktyk przedmiotowych i zlikwidowano podział kierunków studiów na nauczycielskie i nie-nauczycielskie. Wprawdzie nadal studenci są kształceni do zawodu nauczycielskiego, ale tylko przez rozszerzające moduły dydaktyczne. Prawo oświatowe zezwala jednak, by dyrektorzy zatrudniali również osoby bez kwalifikacji pedagogicznych, np. gdy nie mają w szkole informatyka czy chemika, bez przygotowania pedagogicznego do pracy w szkole. Jednak gdy w 1999 r. wprowadzono strukturę awansu zawodowego, ci nauczyciele zaczęli zderzać się odmową, bo co z tego, że przepracowali 10 lat, skoro nie mają odpowiednich kwalifikacji pedagogicznych. Z drugiej strony są też absolwenci studiów pedagogicznych, kończących np. pedagogikę społeczną, animację kulturalno-oświatową, pedagogikę resocjalizacyjną czy specjalną. Na studiach mieli dużo psychologii, dydaktyki ogólnej, ale i tak nie mają kwalifikacji pedagogicznych do pracy w szkole – np. jako pedagog, terapeuta (logopeda)  – czy w świetlicy.

Sprawdź w LEX: Jakie kwalifikacje powinien mieć pedagog w poradni psychologiczno-pedagogicznej?  >

Gdy połączono ministerstwa, apelowaliśmy do ministra Czarnka, by wyeliminować te absurdy. Obiecał, że to załatwi, ale do tej pory nic się nie zadziało.

Czytaj: Minister: Zmiany nie zagrożą autonomii oświaty, bo autonomii nie ma>>
 

Co myśli pan o pakiecie wolności akademickiej, mającym zapewniać wykładowcom możliwość wyrażania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych?

Jest to zupełnie niepotrzebne, ponieważ jednostkowe przypadki, które obserwujemy w szkolnictwie wyższym, w ostatnich pięciu-sześciu latach wybrzmiewają bardzo mocno właśnie ze względu na poziom akceptacji lub braku akceptacji dla rządzących. I środowiska naukowe, które do tej pory były neutralne wobec polityki władzy, nie reagowały na różnice światopoglądowe czy ideologiczne we własnym środowisku. Teraz  mamy przykłady szykan zarówno z prawej jak i z lewej strony, to są jednak pojedyncze przypadki, które powinny być rozwiązywane w strukturach uczelni. Jeśli jednak pojawi się nowelizacja ustawy, która będzie stała w obronie prawa do niezależności wyrażania sądów przez uczonych, ja to pochwalam.

 


Naukowcy dyskutują na różnych łamach – po co więc to jeszcze regulować? Nie obawia się pan, że to będzie narzędzie niesymetryczne, gdy np. wykładowcy będą mogli przedstawiać rzeczy niezgodne z naukowym konsensusem i nic nie będzie można z tym zrobić?

Gdyby ktoś chciał kształcić studentów, operując wiedzą, która rzekomo ma podstawy w naukach eksperymentalnych, empirycznych, zawsze można to zweryfikować. Jednak dzisiejsi studenci często są bardzo dobrze przygotowani do weryfikowania źródeł wiedzy. Trochę absurdalne jest zabezpieczanie naukowców od tej strony, bo krytyczna i rzeczowa ewaluacja – nawet przez studentów – może doprowadzić do odsunięcia naukowców od prowadzenia zajęć. Nie stosowałbym jurydyzacji sytuacji edukacyjnych czy akademickich, bo prawo nigdy nie uwzględni wszystkich okoliczności, które mogą się pojawić na skutek rozpoznawalnego różnicowania się poglądów. Naukowcy muszą też umieć uzasadnić swoją perspektywę badawczą.  Ciekaw jestem, na czym będzie polegało to zabezpieczenie. Chciałbym, by było symetryczne. Już raz prezydent Andrzej Duda, mimo że Rada Doskonałości Naukowej uznała za spełniające w bardzo wysokim stopniu osiągnięcia naukowe dr hab. Michała Bilewicza z UW, zajmującego się międzykulturowymi badaniami genderowymi, nie nadał mu wciąż tytułu profesora, mimo że NSA orzekł, że prezydent nie ma prawa odmówić nadania tytułu. Jeżeli kwestia kariery, uznania czyjegoś dorobku naukowego będzie zależała od jego zgodności z jakąś mainstreamową ideologią czy światopoglądem, byłoby to bardzo niepokojące. Ale pamiętamy też zawieszenie w prawach nauczyciela akademickiego prof. Aleksandra Nalaskowskiego za jego prywatne wypowiedzi na łamach prawicowego tygodnika. Czy naukowcy mają milczeć w sprawach sporów politycznych czy światopoglądowych? Czy mają być karani za to, że są lewicowi, prawicowi czy liberalni w swoich postawach wobec rzeczywistości kulturowej?

Czytaj:
Łatwo zablokować nominację na profesora>>
Rektor UMK odwiesił autora homofobicznego felietonu>>

Jest zapowiedź cyfryzacji materiałów w ramach programu „Przyjazna szkoła i kultura na nowy wiek”. Myśli pan, że to będzie dobra zmiana czy jakaś wydmuszka?

Nawet spodobało mi się to określenie używane w ramach Polskiego Ładu – polska szkoła wzbogaci się o latarnika cyfryzacji, lecz jest ono wyimaginowane. Inwestowanie w nowe technologie jest dziś konieczne na każdym poziomie szkolnictwa, powinno być przedmiotem troski rządzących, by nauczyciele dysponowali najnowocześniejszych sprzętem i oprogramowaniem. Nauczyciele mogą z domu przynieść papier czy nożyczki, ale nie przyniosą 30 laptopów dla uczniów. W Niemczech czy Holandii w pandemii wszyscy uczniowie natychmiast je otrzymali. U nas więcej szkół podstawowych jest na wsiach, różnice w dostępie do nowych technologii wciąż występują. Pomijam już kwestię oporu części środowiska nauczycielskiego do uczenia się ich, często wynikającego z wieku czy nieufności. W programie rządowym mowa jest o szkoleniu wybranych nauczycieli, którzy przejdą szkolenie z kompetencji cyfrowych. Co to znaczy „wybrani”?

Zobacz w LEX: Metody aktywizacji uczniów podczas nauki zdalnej >

 

Jaka dziś powinna być edukacja?

Powinna być dobrem wspólnym, ponadpartyjnym, ponad formacją rządzącą. W sytuacji scentralizowania przy jednoczesnym dyscyplinowaniu pedagogicznym i ideologicznym dyrektorów szkół, uniemożliwia się jakiekolwiek zmiany wewnątrzszkolne. Nauczyciele boją się zmian i nie chcą ich, gdy nie mają prawa do samostanowienia i samorealizacji. Trzeba otworzyć edukację nie tylko na reformy odgórne, ale też oddolne, inicjowane przez mistrzów edukacji, mających ogromne doświadczenie, prowadzących szkoły autorskie. I nie chodzi o to, żeby teraz wszyscy robili tak samo. Jeżeli minister sądzi, że można nauczycieli zmusić do tego, żeby nagle wprowadzali wiedzę historyczną, mającą swoje różne źródła pochodzenia, to powiem, że tego i tak się nie da skontrolować. W sensie dydaktycznym, metodycznym, żaden minister nie osiągnie sukcesu. Ostatnia moją książkę „Uwolnić szkołę od systemu klasowo-lekcyjnego” zaczynam od cytatu z Witkiewicza z 1920 r. „Szkoła dzisiejsza jest środkiem niszczenia w dzieciach odwagi, dumy, szczerości, wspaniałomyślności, prawości, jest środkiem niszczenia jednego z najcenniejszych przymiotów ludzkich charakterów, tj. odwagi i chęci wzięcia na siebie odpowiedzialności za własne czyny, bez wykrętów i udawań. A jakie dzieci, tacy ludzie. Życie publiczne naszego społeczeństwa stwierdza na każdym kroku fatalność skutków naszego systemu wychowawczego”.

Zobacz w LEX: Zarządzanie czasem i emocjami, profilaktyka wypalenia zawodowego nauczyciela >

Sto lat i nic się nie zmieniło.

W Polskim Ładzie mówi się o efekcie straconego pokolenia w kontekście pandemii. Uważam to za obrażanie naszych dzieci i młodzieży, stygmatyzowanie ich. Mówi się, że będą gorszymi absolwentami, gorszymi maturzystami. To nieprawda! Nie będą gorsi. Będą inni, inaczej przygotowani, ale dysponujący też kompetencjami, których nikt od nich wcześniej nie oczekiwał, a oni potrafili je wykształcić i rozwinąć. Duża część młodzieży jest zachwycona hybrydową edukacją. W dodatku z badań prof. Zbigniewa Kwiecińskiego na temat tego jak zmieniał się kapitał kulturowy w tej samej populacji (od 15 aż do 30 - latków), wynika, że najważniejszym czynnikiem jest rodzina, a nie szkoła. Nie unikniemy więc rozwarstwienia społecznego i żadna formacja polityczna tego nie zmieni -  jakaś część dzieci nie będzie w stanie spełnić wymagań szkolnych na poziomie akademickich.

Sprawdź w LEX: W jaki sposób należy obliczyć wysokość dotacji i ustalić frekwencję w miesiącu lipcu i sierpniu 2021 r.? >

Jakie są największe błędy obecnego ministra?

Najgorsze jest wprowadzanie do narracji publicznej przeświadczenia, że chrześcijaństwo w Polsce jest marginalizowane, niszczone. Mamy rok kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w 1976 roku mówił, że władza państwowa jest dla całego narodu i wszystkie dzieci ma otoczyć opieką, aby swobodnie mogły korzystać z właściwych sobie praw, w tym religijnych. To bardzo ważne przesłanie - żadna szkoła publiczna, nie może być przejmowana, przez taką czy inną partię czy stowarzyszenie. Sam Wyszyński protestował przeciwko tzw. urzędnikom wyznaniowym i to jest kluczowe.

Jeśli minister Czarnek chce wzbogacić proces kształcenia o nieobecną dotychczas wiedzę, niech spełni postulat zapisany w Polskim Ładzie, że będą w szkołach powstawały Rady Szkół, czyli rodziców, uczniów i nauczycieli z prawem do partycypowania w procesie wychowawczym i socjalizacyjnym. To jest jedyne, co mnie tam cieszy, bo od dwudziestu lat mamy Rady Szkół tylko w 2 procentach placówek publicznych. W Czechach wprowadzono obowiązek istnienia Rady Szkół, co jest elementem demokracji partycypacyjnej, dającej możliwości egzekucyjne w stosunku do nauczycieli, dyrektora szkoły, ale też Rady Rodziców czy Samorządu uczniowskiego. My niestety mamy system edukacyjny scentralizowany i upartyjniony. Mamy więc już 20 tys. dzieci w edukacji domowej. A było 6 tys. pięć lat temu. To też jest jakiś sygnał, że rodzice nie chcą, by upartyjniona szkoła rozstrzygała o losach ich własnego dziecka.

Czytaj w LEX: Rada rodziców - kompetencje i zadania >

Albo zabierają dzieci do prywatnych szkół.

A każdy przecież rząd jest konstytucyjnie zobowiązany do zagwarantowania dzieciom prawa do najlepszej edukacji publicznej. Z badań wynika, że 30 proc. nauczycieli jest wypalonych – zawodowo, psychicznie, duchowo, a więc toksycznych dla dzieci i dla siebie przede wszystkim.

Co pan sądzi o wychowaniu patriotycznym w obecnym wymiarze?

Do tej pory nie było zaniedbywane, nie znam nauczycieli, którzy byliby przeciwni ojczyźnie. Jeśli będzie więcej historii, okej, ale pytanie, co będzie z matematyką, językiem polskim czy językami obcymi.