- Stanęliśmy przed wyborem. Z jednej strony chcielibyśmy zapewnić Polakom dowody, które nie byłyby wymieniane nadmiernie często, gdyż to jest duży ambaras biurokratyczny i poważne koszty – mówi Piotra Kołodziejczyk. -  Dlatego chcieliśmy dać dowód na 10 lat. Świadomi jesteśmy tego, że w informatyce odbywa się rewolucja, ale nie wszystkie pomysły sprawdzają się na rynku. Tak było w przypadku mediatora, który dawał bardzo ciekawe funkcjonalne możliwości, mogące mieć zastosowanie w sferach innych niż administracja. Mediator, czyli część podpisu dopisywana przez podmiot publiczny, miała jedną fundamentalną zaletę, dającą się wykorzystać w różnych systemach teleinformatycznych – określała czas złożenia podpisu elektronicznego z dokładnością do setnej sekundy.

Eksperci, w tym z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, wspierani głosami ze strony rządu i reprezentantów innych środowisk, mówili tak: rozwój informatyki jest tak szybki, że na pewno potencjał rynkowy się sprawdzi, gdy dojdziemy do momentu realizacji, będziemy te dowody wprowadzać w życie. Będzie dostępna cała gama tego typu produktów. Stąd konsens, w tym również polityczny, który doprowadził do tego, że ustawę poparły wszystkie kluby polityczne w polskim Sejmie i została ona przyjęta jednomyślnie.

    Nie chcę unikać dyskusji na temat tego, co można było przewidzieć, a czego nie. Być może nie doceniliśmy konserwatyzmu wielu rządów krajów, które przyjęły rozwiązania dowodu osobistego w tej tradycyjnej formule, m.in. z podpisami, oparte na dyrektywie z roku 2002, czyli z ery przed internetowej.

    W poprzednim rozwiązaniu nie uwzględnialiśmy czasu potrzebnego na notyfikację rozporządzeń, ponieważ mediator był czymś, co nie znajdowało konkurencji rynkowej, nie było więc powodu, by przypuszczać, że będzie konieczność notyfikacji tego podpisu. Podpis osobisty umieszczony w dowodzie, który proponujemy będzie zbudowany ze standardowych elementów, takich jak w wypadku dowodów innych krajów europejskich. A podpis osobisty będzie nosił cechy wymaganego dyrektywą europejską podpisu zaawansowanego. Stąd procedura notyfikacji. Chcieliśmy przyjąć bardzo nowoczesne rozwiązanie. Obawiamy się, że byłoby to rozwiązanie, które naraziłoby budżet i procedurę, na bardzo wielkie ryzyko.     

   Czy z tego ambitnego planu wyciągnięto wnioski? Tak. MSWiA przygotowało dowód oparty w warstwie elektronicznej o standardowe, sprawdzone, a więc bezpieczne i tanie, rozwiązania. Mocą art. 13 ust. 2 zostawiliśmy możliwość, by w przyszłości, kiedy pojawią się warunki techniczne i nowe funkcjonalności czy nowe usługi administracyjne, które będą wymagały nowego typu identyfikacji, wgrywać tego typu aplikacje na kartę, do dowodu osobistego.

Mocą tej ustawy nie przewiduje się wymiany dowodów dotychczasowych, jakie mamy w portfelach, na nowe. Kiedy będzie kończył się okres ważności starego dowodu, będziemy go wymieniać na nowy. Koszty wymiany, mocą decyzji Sejmu z przełomu lat 2009/2010, w całości obciążają budżet państwa.

    Chciałbym też poinformować, że narodowy producent jest uczestnikiem postępowania przetargowego. Wskazał on w swojej ofercie, że będzie korzystał z zasobów i doświadczeń znanego niemieckiego producenta kart inteligentnych i francuskiego dostawcy kart elektronicznych dla systemu bankowego. Zresztą to jest cecha współczesnej elektroniki, że istnieje światowa specjalizacja, i w Polsce, niestety, wielu elementów dla komputerów, np. mikroczipów itd., nie produkuje się. Polska nie jest tutaj wyjątkiem, nie jesteśmy krajem, który potrafi wszystkie rzeczy zrobić sam.

Chciałbym zwrócić uwagę, że nasz narodowy producent personalizuje dowody dla Litwy, która nie czuje się w związku z tym zagrożona utratą suwerenności. Jeżeli więc chcemy zapisać na kartce jakąś tajną informację, to ta kartka naprawdę nie musi być wyprodukowana w papierni, która jest obarczona rygorem tajności. Wystarczy dochować staranności procedur, zadbać o to, żeby informacja nie trafiła w niepowołane ręce.