Jego zdaniem Włosi i Francuzi domagając się rewizji zasad Schengen tak, by można było czasowo przywracać kontrole na wewnętrznych granicach podejmują ryzyko "przewrócenia do góry nogami" całej filozofii Schengen. "Chcą, by system wzajemnego zaufania zmienić w system wzajemnej podejrzliwości między krajami: jeśli nie potrafisz kontrolować napływu imigrantrów, to ja zrobię to lepiej za ciebie przywracjąc kontrole na granicach" - wyjaśnił. Ocenił, że to "mało europejskie" podejście.
"To zły sygnał dla obszaru Schengen i jeszcze gorszy dla Rumunii i Bułgarii, które moim zdaniem będą mieć jeszcze więcej trudności, by wejść do strefy. Oni pierwsi zapłaconą cenę za tę historię" - dodał ekspert.
Premier Włoch Silvio Berlusconi i prezydent Francji Nicolas Sarkozy po spotkaniu na szczycie we wtorek w Rzymie wystosowali wspólny list do Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej z apelem o "przeanalizowanie możliwości przywrócenia czasowych kontroli na granicach wewnętrznych" w sytuacjach wyjątkowych i włączenie się UE w rozwiązanie problemu imigracji.
Do francusko-włoskiego szczytu doszło po wielu tygodniach sporów i - jak ocenia ekseprt - "surrealistycznych zachowań" między obydwoma krajami w związku z 25 tys. imigrantami z Tunezji. Rząd we Włoszech, bez zgody partnerów UE, zdecydował się im przyznać tymczasowe prawo pobytu w strefie Schengen. Wielu z nich zapowiedziało, że chce dotrzeć do rodzin we Francji. Zdaniem Paryża, ci imigranci są nielegalni i powinni wrócić do Tunezji.
"Straciliśmy 10 lat, by stowrzyć wspólnotowe zasady w dziedzinie przekraczania granic, nielegalnej imigracji i polityki wizowej, by przy pierwszej trudności Włochy ominęły te wszytkie zasady" - zauważa ekspert. Dodaje, że Francja nie zachowuje się lepiej, bo natychmiast przywraca kontrole w strefie granicznej z Włochami.
KE przyznała, że pewne "wyjaśnienia" do kodeksu Schengen sa niezbędne i zaproponuje je 4 maja. Zastrzega jednak, że nie chodzi o zmiany rewolucyjne, ale "wyjaśnienie" dotychczasowych przepisów, kiedy w nadzwyczajnych okolicznościach kraj członkowski może przywrócić kontrole graniczne na określonym fragmencie wewnętrznej granicy w strefie Schengen.
"Nie chodzi w żadnym wypadku o zawieszenie Schengen. To nie jest możliwe, chyba że jakiś kraj chce wyjść z UE. To, co jest możliwe, to czasowe przywrócenie kontroli granicznych, ale tylko w ściśle określonych warunkach" - oświadczył we wtorek rzecznik KE Olivier Bailly. Już teraz art. 23 kodeksu Schengen na to zezwala w sytuacjach, kiedy poważnie zagrożony jest porządek publiczny lub bezpieczeństwo wewnętrzne, na okres maksymalnie 30 dni. Rzecznik nie wyjaśnił jednak, czy jako zagrożenie porządku czy bezpieczenstwa wenwnętrznego można traktować falę nielegalnych imigrantów. Nie powiedział też na czym ma polegać "sprecyzowanie warunków, kiedy można stosować art. 23".
"KE poczuła zagrożenie (dla Schengen) i musiała zareagować. Ale nie wiadomo co zaproponuje" - uważa ekpert EPC. I przypomina, że nawet jeśli zaproponuej jakieś zmiany, to potem muszą być one jescze zaaprobowane przez kraje członkowskie i Parlament Europejski.
"Jesteśmy w przepychance politycznej, ale nie myślę, by ostatecznie doszło do wielkich modyfikacji i pewnie skończy się tak, że +góra urodzi mysz+. KE jest pod presją dwóch krajów i musi teraz udowodnić, że jest niezależna. Zgodnie z traktatem powinna sama zdecydować czy zmiana prawa jest zniezbędna i w interesie całej UE. Teraz zobaczymy do jakiego stopnia KE naprawdę jest niezależna" - konkluduje ekspert.
Układ z Schengen to porozumienie z 1985 roku, które znosi kontrole osób na granicach wewnętrznych między państwami członkowskimi. Do układu z Schengen przystąpiły 22 kraje UE (bez Wielkiej Brytanii, Irlandii, Bułgarii, Rumunii i Cypru) oraz Norwegia, Islandia, Szwajcaria i Liechtenstein.
Z Brukseli Inga Czerny (PAP)