Z powodu Marka Dochnala w latach 2004-2005 przez Polskę przetoczyła się medialna burza. Nazwisko tego lobbysty i biznesmena stało się głośne w kontekście działań parlamentarnej komisji śledczej badającej prywatyzację PKN Orlen. Dochnal pogrążył wówczas karierę polityczną Andrzeja Pęczaka i innych polityków lewicy, sam zaś został oskarżony o przekupstwo, podżeganie do przekupstwa i pranie brudnych pieniędzy. W areszcie śledczym spędził ponad 3 lata, zanim został zwolniony przez sąd za znacznym poręczeniem majątkowym. Marek Dochnal wniósł do Trybunału skargę przede wszystkim na długość i zasadność stosowania względem niego tymczasowego aresztowania, a także na warunki tego aresztowania, brak możliwości kontaktu z rodziną oraz brak dostępu do akt postępowań toczących się przeciwko niemu. Trybunał w Strasburgu uznał, iż w postępowaniach przeciwko Dochnalowi Polska naruszyła art. 5 ust. 3 i ust. 4 Konwencji o prawach człowieka (prawo do osądzenia w rozsądnym terminie lub zwolnienia na czas postępowania) oraz art. 8 Konwencji (prawo do poszanowania życia prywatnego).
Skarga wniesiona przez Izabelę Lewandowską-Malec dotyczyła natomiast prawa do wolności wypowiedzi. Skarżąca – wówczas radna, obecnie wykładowca na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego – została skazana z oskarżenia prywatnego na podstawie art. 212 kk za pomówienie burmistrza gminy Świątniki Górne wypowiedzią "Skłaniam się do poglądu, że burmistrz czyni na organ prokuratorski pozaprawne naciski", zawartą w oświadczeniu skierowanym do PAP i przez PAP opublikowaną. Trybunał Praw Człowieka uznał ten stan rzeczy za naruszenie art. 10 Konwencji o prawach człowieka. Wyrok karny w tej sprawie stanowił – zdaniem Trybunału – naruszenie kryterium niezbędności ingerencji w społeczeństwie demokratycznym. Trybunał ponownie przypomniał, że politycy muszą być gotowi na ostrą krytykę swych poczynań, a państwo musi być szczególnie wyczulone na sytuacje, w których działania organów władzy mogą być postrzegane jako działania tłumiące wolność wypowiedzi, zwłaszcza w debatach dotyczących spraw zainteresowania publicznego.
Obie omawiane sprawy łączy polityczne tło wydarzeń i sporów, które swój finał znalazły przed sądem. Obie sprawy obnażają również słabość polskiego wymiaru sprawiedliwości w zderzeniu z sytuacjami o konotacjach politycznych. Do Trybunału w Strasburgu jak bumerang powracają sprawy dotyczące wyroków karnych wydawanych przez polskie sądy na podstawie art. 212 kk penalizującego pomówienie, które Trybunał – wręcz co do zasady – uznaje za naruszenie prawa do wolności wypowiedzi. Wyroki te można więc potraktować jako kolejny sygnał obnażający słabe punkty polskiego sądownictwa, uwypuklone przez polityczny charakter związanych z nimi sporów. Sygnał ten pochodzi od uznanego organu międzynarodowego, tym bardziej więc nie należy go lekceważyć. Sądom polskim z jednej strony brak jest sprawności administracyjnej i organizacyjnej, a z drugiej strony nie istnieją mechanizmy wystarczająco impregnujące sądownictwo przed bezpośrednimi i pośrednimi wpływami ze strony świata mediów i polityki, nawet tych lokalnych. Skargi Dochnala i Lewandowskiej-Malec pokazują, że rutynowe praktyki polskich sądów karnych – dotyczące zasad i długości stosowania tymczasowego aresztowania, ograniczania dostępu do akt oraz skazywania za pomówienie – balansują niebezpiecznie na granicy naruszeń praw człowieka, często tę granicę przekraczając.
Tak wynika z wyroków Trybunału z 18 września 2012 r. w sprawie nr 31622/07, Dochnal przeciwko Polsce oraz w sprawie nr 39660/07, Lewandowska-Malec przeciwko Polsce.

Artykuł pochodzi z programu System Informacji Prawnej LEX on-line