Tym samym Sąd Najwyższy zaakceptował rozstrzygnięcie sądu II instancji, który przyznał dwóm spadkobierczyniom dawnych właścicieli gruntu położonego w Warszawie, przy ulicy Miodowej, po 3 mln 350 tys. zł odszkodowania. Grunt ten, na podstawie tzw. dekretu Bieruta z 1945 r., przeszedł na własność ówczesnej Gminy Warszawa. Przed wojną stał na nim dom mieszkalny, który w czasie wojny został doszczętnie zniszczony.

Właściciele gruntów objętych dekretem Bieruta mogli wystąpić o przyznanie im prawa odpowiadającego dzisiejszemu użytkowaniu wieczystemu. Gmina miała obowiązek uwzględnić wniosek, chyba że nie pozwalał na to plan zabudowania.

Ówczesny właściciel gruntu przy Miodowej złożył taki wniosek. Jednak prezydium miejskiej rady narodowej odmówiło w 1954 r. jego uwzględnienia. Uzasadniało to tym, że według planu zagospodarowania przestrzennego nieruchomość przeznaczona jest pod spółdzielcze budownictwo mieszkaniowe. Już w 1949 r. grunt został udostępniony spółdzielni "Syrena", która rozpoczęła na nim budowę. W 1960 r., na podstawie decyzji rady narodowej, spółdzielnia uzyskała prawo użytkowania wieczystego. Grunt ten nadal znajduje się w jej posiadaniu.

Wskutek starań spadkobierczyń samorządowe kolegium odwoławcze stwierdziło w 2004 r., że decyzja odmowna z 1954 r. była bezprawna. Spadkobierczynie nie mogą jednak odebrać gruntu ze względu na jej nieodwracalne skutki prawne. Dlatego wystąpiły o odszkodowanie. Gdy wojewoda mazowiecki reprezentujący Skarb Państwa odmówił, sprawa znalazła się w sądzie.

Sąd I instancji ustalił, że wartość gruntu według stanu na dzień wydania odmownej decyzji z 1954 r. i cen z dnia wyceny przez biegłego rzeczoznawcę wynosi 6 mln 700 tys zł. W wyroku z 2010 r. sąd przyznał każdej ze spadkobierczyń od Skarbu Państwa po połowie tej kwoty. Sąd II instancji zaakceptował to rozstrzygnięcie.

W skardze kasacyjnej złożonej do Sądu Najwyższego Skarb Państwa argumentował, że szkoda, czyli utrata praw do gruntu, była nieunikniona. Nawet gdyby dawni właściciele odzyskali grunt, to i tak utraciliby go potem wskutek nieuchronnego wywłaszczenia pod budownictwo mieszkaniowego - twierdził. Dlatego - jak uzasadniał - szkoda wyrządzona w 1954 r. polega tylko na nieprzyznaniu wówczas odszkodowania za wywłaszczenie i należy je wyliczyć według przepisów wywłaszczeniowych z 1949 r.

Gdy skarga trafiła do zwykłego trzyosobowego składu SN, ten uznał, że w sprawie występuje zagadnienie prawne, które musi rozpatrzyć siedmiu sędziów tego sądu.

We wtorek siedmiu sędziów SN uznało odpowiedź za zbędną, bo już wcześniej, w kilku orzeczeniach Sąd Najwyższy jednoznacznie stwierdził, iż nawet nieuchronne późniejsze wywłaszczenie nie ma wpływu na wysokość odszkodowania. Były to m.in.: wyrok z 14 grudnia 2012 r. (sygn. I CSK 415/11), postanowienie z 23 listopada 2012 r.(sygn. I CSK 465/12) , wyrok z 15 kwietnia 2010 r. (sygn. II CSK 544/09).

Z tego powodu we wtorek SN rozstrzygnął spór co do meritum, akceptując wyrok II instancji i oddalając skargę kasacyjną Skarbu Państwa (sygnatura III CZP 73/12).

Wyrok dotyczy tylko jednej sprawy. Jednak ze względu na uzasadnienie odmowy podjęcia uchwały oraz stanowisko zajęte przez SN we wcześniejszych, podobnych orzeczeniach, wtorkowy wyrok będzie miał znaczenie dla innych tego typu spraw.

Izabela Lewandowska (PAP)