Po zaplanowanych przez MEN zmianach w ustawie o systemie oświaty pierszeństwo przy przyjęciu do przedszkola będą miały dzieci z najuboższych rodzin (takich, w których dochód na osobę w rodzinie nie przekroczy 539 zł). Oznacza to, że za wysokie dochody będzie miała rodzina z dwójką dzieci, w której oboje rodzice zarabiają minimalną pensję. Takie przepisy mogą zdemotywować do podejmowania zatrudnienia - problem w większym stopniu dotknie kobiety, które częściej przerywają pracę, aby zaopiekować się dzieckiem w pierwszych latach jego życia.
"Pójdę do pracy, to stracę około 250 złotych miesięcznie zasiłków, muszę zapłacić około 300 złotych za przedszkole i 150 złotych za dojazdy. A zarobię około 2 tys. złotych netto. Zysk na czysto to około 1300 złotych – przekonuje żona męża. Cóż się stanie, gdy w życie wejdą przepisy MEN? Rodzina zostanie pozbawiona prawa do publicznego przedszkola, a w zamian będzie musiała wykupić miejsce w prywatnym za około 800–1000 złotych. Motywacja do podjęcia pracy zmaleje do około 700 złotych netto miesięcznie. To istotna różnica i wiele osób może się nie zdecydować na szukanie etatu." - spekuluje "Rz" i krytykuje partię rządzącą za tego rodzaju pomysły.
"nad 24 lata od odzyskania przez Polskę niepodległości przedszkole wciąż jest towarem deficytowym. Jeśli rząd powinien się zajmować „układaniem" naszej rzeczywistości, to trudno znaleźć dziedzinę bardziej odpowiednią do tego niż opieka nad dziećmi." - czytamy w emocjonalnym komentarzu.
O dyskryminacji pracujących rodziców mówią jednak także eksperci od prawa oświatowego i samorządowcy: Samorządowcy: nowe zasady rekrutacji do przedszkoli dyskryminują pracujących rodziców