Nauczyciele boją się, że dostaną niższe wynagrodzenie. Są szacunki, że może ono spaść aż o 40 proc. Resort edukacji zapewnia, że nie ma mowy o takich obniżkach.

Trudne wdrażanie e-edukacji podczas koronawirusowego kryzysu>>

 

Kluczowe zdefiniowanie obowiązków

Jak wyjaśnia minister edukacji Dariusz Piontkowski, pracownik, który nie świadczy pracy z przyczyn leżących po stronie pracodawcy, otrzymuje wynagrodzenie. Zależy jednak, co robi, jeżeli przebywa poza miejscem pracy i nie wykonuje żadnych zadań zleconych przez dyrektora - za gotowość do pracy należy mu się wynagrodzenie zasadnicze według stawek miesięcznego zaszeregowania, ponieważ nie wykonywał żadnych czynności.

- Jeśli natomiast dyrektor zlecił jakiekolwiek obowiązki czy pracownikom administracji, obsługi czy nauczycielom, czyli np. uzupełnienie dokumentacji, pracę zdalną bądź inne czynności: udział w jakiś zajęciach, radzie pedagogicznej, przygotowanie klasopracowni, wówczas należy mu się wynagrodzenie: zarówno wynagrodzenie zasadnicze, dodatek stażowy, także dodatek funkcyjny. Nie jest więc prawdą, jak piszą niektóre gazety, że nauczyciel będzie otrzymywał tylko 60 proc. wynagrodzenia za czas ograniczenia zajęć w szkołach - podkreślił minister edukacji. Z pomocą zaniepokojonym pedagogom, którzy obawiają się stracić część dochodów, przyjdzie z pewnością rozporządzenie, które zdefiniuje dokładnie, na czym ma polegać zdalne kształcenie w czasie przerwy od zajęć.

Sprawdź w LEX: Czy jeżeli obecna sytuacja, gdy zajęcia z przedszkolach i szkołach są zawieszone, przedłuży się do okresu ruchów kadrowych - czyli do 31 maja 2020 r. - to dyrektor będzie mógł wypowiedzieć umowę o pracę nauczycielowi lub zmienić jego warunki zatrudnienia? >

 

Nie straszmy niską pensją

- Nie ma żadnych podstaw, żeby straszyć ludzi, że dostaną jedynie 60 procent pensji. Zarówno administracja, obsługa mają prawo do pełnego wynagrodzenia - zapewnia Sławomir Broniarz. - Minister zdaje sobie sprawę, że zmuszanie do codziennego przychodzenia do pracy sprzątaczek mija się z celem. Jeśli w dwa dni wypucowały szkołę, a ta stoi pusta, to po co te panie narażać na kontakt z koronawirusem? Szkoda, że niektóre samorządy mają odmienne zdanie w tej sprawie. Przecież im mniej ludzi w szkole czy przedszkolu, tym bezpieczniej dla nas wszystkich. Samorządy, które zarządziły przychodzenie nauczycieli do szkół w pełnym składzie, już się z tego wycofują.

Sławomir Broniarz zwraca uwagę, że niektóre samorządy upierały się także, by przy rekrutacji do przedszkoli rodzice dokumenty przynosili osobiście. - Wczoraj to zostało jednoznacznie wyjaśnione: nie ma powodu, aby rekrutacja nie odbywała się on-line. Mamy skanery, pocztę elektroniczną, to wystarczy - mówi szef ZNP. - A nawet gdyby rekrutacja wydłużyła się, naprawdę świat się nie zawali. Najważniejsze, żeby nie narażać ludzi bez potrzeby na kontakt z wirusem. Bo potem taki zarażony nauczyciel przedszkola, który osobiście odbierał dokumenty, może być zagrożeniem dla całej placówki. Nikomu to nie jest potrzebne.

 

 

Ile stracą niektórzy nauczyciele?

Nauczyciele stracą więc tyle, ile dostawali za nadgodziny. W jednych placówkach nie mieli ich wcale, w innych mieli nawet po półtora etatu. W Szkole Podstawowej w Radowie Małym w Zachodniopomorskiem nauczyciele mają średnio po 5-7 nadgodzin, w przypadku dyplomowanego jest to kwota 50 zł za godzinę, czyli stracą od 250 do 350 zł. Ale nie są na to źli. Cieszą się, że w ogóle pensja spłynie na ich konto. Rozumieją, że armia ludzi na „śmieciówkach” nie ma takiego komfortu.

Katarzyna Sikora, dyrektorka prestiżowego III LO w Chorzowie ma inną sytuację. W jej szkole jest 10 klas pierwszych z powodu podwójnego rocznika. Namnożyło się w tym roku form pomocy psychologiczno-pedagogicznej, która w zasadzie sprowadziła się do nauczania indywidualnego. Z takiej formy korzysta 10 uczniów, co generuje bardzo dużo nadgodzin.

- Niektórzy nauczyciele mają z tego powodu po półtora etatu. Więcej nadgodzin mieć nie mogli, musiałam zatrudnić dodatkowych nauczycieli. Czyli stracą pół etatu plus wypłatę za doraźne zastępstwa. A tych też nie brakuje, bo tak się złożyło, że dwóch nauczycieli od trzech miesięcy przebywa w szpitalu. Do tego dochodziły doraźne zastępstwa za osoby na zwolnieniu lekarskim – wylicza Sikora.