Beata Igielska: Czy propozycje zmian w ustawie o zmianie ustawy oświatowej i niektórych innych ustaw pogorszą sytuację szkół?

Marek Pleśniar: Najpierw nam się zaserwowało rozporządzenie, które zmienia nadzór pedagogiczny w kontrolę. Do tej pory zaś nadzór pedagogiczny składał się z części jakościowej, dokonywanej metodą ewaluacji pedagogicznej. Jest ona bardzo trudna, studiuje się ją. Nie jest łatwo umieć badać jakość pracy szkoły, a nie tylko brutalnie ją kontrolować, nie dowiadując się nic bliżej o wartości jej pracy. Drugą częścią nadzoru jest kontrola - ją pozostawiono, proponując likwidację ewaluacji. W kolejnych dniach po ogłoszeniu projektu tego rozporządzenia na stronie KPRM pojawiła się informacja o projekcie zmian ustawowych, w których wprowadza się wzmocnienie uprawnień kuratora oświaty we wszystkich kluczowych obszarach dla władzy nad szkołą. Chodzi tylko o nią, a nie o ocenianie jakości.

Koniec autonomii szkół - kurator zdecyduje, dyrektor odpowie>>

 

Bez zgody kuratora nie można powierzyć stanowiska dyrektora ani odebrać. Po raz pierwszy od czasu reformy edukacji do konkursów wprowadza się nierówność głosów z samorządem, tzn. kuratorowi dodaje się dwa głosy. Nie zmienia się liczba głosów samorządu, rodziców, nauczycieli, związków zawodowych. Kurator ma więc dominująca pozycję. Bez jego pozytywnej opinii nie można zostać dyrektorem. Czegoś takiego nigdy nie było. To zawsze było negocjowane aż się strony pogodziły albo konkurs był nierozstrzygnięty i wtedy samorząd powierzał lokalnie wybranemu człowiekowi stanowisko dyrektora od roku do pięciu lat w porozumieniu z kuratorem. Znów negocjowano aż dochodziło do porozumienia. Teraz w projektach wprowadza się konieczność zgody kuratora. Bez niej dyrektora nie ma. Ale: szkoła nadal ma być utrzymywana przez samorząd, ma być lokalnym dobrem, naszą publiczną szkołą. Przestaje jednak nią być, gdy władzę nad nią ma państwo, bo kuratorzy to urzędnicy podlegający bezpośrednio ministrowi edukacji. W polskich realiach oznacza to upartyjnienie - partia rządząca ma wpływ na dyrektorów i ich usuwanie.

 

 

Ale to nie koniec zmian. Bo w kolejnych dniach pojawił się druk do tego projektu.

Tak, wprowadzono coś, co jest kuriozalne, czego nigdy w polskim prawie oświatowym nie było. Otóż wprowadzi się rejestr nowych czynów zabronionych, które będą decydowały o odpowiedzialności karnej dyrektorów za to, co robią zawodowo, a i tak odpowiadają za to przed nadzorem pedagogicznym. Po drugie, jeśli dyrektor popełniłby przestępstwo, od razu się zatrzymują wszystkie procedury nadzoru pedagogicznego i wchodzi prokurator. To wszystko w prawie jest, ale tu się chce wymyślić bliżej nieokreślone czyny zabronione i jak rozumiem kary grzywny i więzienia są tu na miejscu. Już w pierwszej części projektu pojawił się zapis, że dyrektora można zawiesić natychmiast, w trakcie roku szkolnego bez wypowiedzenia oraz zdjąć go ze stanowiska w takim samym trybie na wniosek kuratora, który jest wnioskiem wiążącym. Jeśli nie, to kurator sam wygasi dyrektora. Jest tam też stwierdzenie, że zdjęcie ze stanowiska jest za to, co urzędnik kuratoryjny stwierdzi i zaleci do wyprostowania, naprawienia przez dyrektora w ramach sprawowanego nadzoru pedagogicznego. Pamiętajmy, że urzędnik kuratoryjny pracuje w nadzorze 40 godzin tygodniowo, więc jeśli wyda jakieś zalecenie niezgodne z prawem albo niemądre, dyrektor nie będzie miał szans się odwoływać, bo po 14 dniach, jeżeli samorząd też tego nie zmieni bez zbadania sprawy, co wcale nie jest proste, kurator i tak zdejmie dyrektora. Czyli urzędnik kuratoryjny staje się prokuratorem. Jest wiele niejasności, pomysły są tak grube, że nie było podobnych nawet w prawodawstwie PRL. Myśmy wszyscy zdębieli.

 

Co zamierzacie z tym zrobić jako największe stowarzyszenie zrzeszające dyrektorów?

Stworzyliśmy obszerne stanowisko, które jest na naszej stronie i wszystkich zachęcamy do zaglądania tam. Rozpowszechniamy je wśród urzędników państwowych, samorządowych, informujemy rodziców, związki zawodowe. Będziemy z tym szli dalej, będziemy informować opinię publiczną o niebezpieczeństwie uczynienia ze szkoły publicznej - naszej lokalnej, szkołą państwową. Wyliczamy w stanowisku wszystkie wady projektu, który jest szkodliwy i groźny dla autonomii szkoły. Zresztą minister Przemysław Czarnek publicznie mówi, że autonomii szkoły nie ma. Ujawnia w ten sposób brak znajomości prawa oświatowego. Bo szkoła ma sporą autonomię odnośnie wyboru metod pracy i programów nauczania, organizacji swojej pracy, co jest zgodne z konstytucyjną zasadą pomocniczości państwa, czyli rząd nie wchodzi w to, co może zrobić samorząd, a samorząd nie wchodzi w to, co może zrobić dyrektor, nauczyciel, obywatel. Czegoś takiego nie było nawet przed 1989 rokiem.

 

Słyszałam, że bez oglądania się na zmiany w prawie już są zwolnienia dyrektorów, już szuka się na nich haków.

W praktyce, tu na dole, nawet przed tą ustawą, która miałaby wejść w życie od roku następnego, to już się dzieje, proces przyspiesza. Teraz zachowuje się pozory prawa, ale kuratorzy przeciwko wszystkim nie odpowiadającym im dyrektorom głosują na „nie”. Konkursy wciąż jednak mogą wygrać kandydaci rodziców, nauczycieli, samorządu, bo w prawie jeszcze nie ma zapisu, że kurator musi wydać zgodę, by dyrektor wygrał lub przegrał. Organy nadzoru biorą udział w tej grze tak, by przynajmniej nie doprowadzić do rozstrzygnięcia konkursu, by lokalne społeczeństwo nie wygrało, nie znalazło sojuszników. Bo bardzo często jeden związek zawodowy jest za kandydaturą, drugi przeciw. Dąży się więc do sytuacji patowej na konkursie. Wówczas samorząd wskazuje kandydata, żeby szkoła mogła działać od września. I wtedy zaczynają się ciągnące się w nieskończoność negocjacje, by osiągnąć porozumienie. Nie osiągają go jednak.

 

Jak dalej ta gra działa?

W dużych miastach, gdzie co roku jest nawet kilkadziesiąt konkursów, powstaje groźba: my wam zablokujemy wszystkie negocjacje w sprawie dyrektorów, jeśli kilku niewygodnych nam nie oddacie. Następnie samorządy poddają się. Na ołtarzu spokoju poświęcają nawet najlepsze kandydatury, rzadko się o nie biją, bo chcą zacząć kolejny rok szkolny z kompletem powierzeń dyrektorów. Przepadają ci, którzy mają nie takie jakby się chciało polityczne poglądy. Żeby było jasne: to zjawisko zawsze istniało, natomiast teraz jest nasilone.

 

W jakim stopniu zjawisko jest powszechne?

Codziennie mam relację z takich wydarzeń z Polski. Dyrektorzy nie tylko stowarzyszeniowi, informują nas o tym. Powiem uczciwie: takiej skali zjawiska nie widziałam nigdy. Rząd ułatwia sobie sprawę i bez męczącej procedury negocjowania, utrąca dyrektorów, nawet nie udaje, że jest konkurs. Teraz w dodatku urzędnicy kuratoryjni będą mogli przynosić w teczce głosy kolegów i nimi rozporządzać: może przyjść dwóch urzędników z kuratorium i mieć pięć głosów. Ci nieobecni nie wysłuchają nawet, co kandydat na dyrektora ma do powiedzenia. Czyli idea konkursu jest absolutnie wypaczona. Tu nie ma demokracji, tu mówi się wyłącznie językiem władzy.