Myśli Pani, że możemy stworzyć szkołę, do której zdecydowana większość uczniów będzie lubiła chodzić?
Możemy, ale musimy pozwolić, by w uczniach zrodziła się ta wewnętrzna motywacja. W obecnej chwili, mając klasówki, testy i oceny, nie musimy sobie zadawać pytania, dlaczego uczniowie mają się czegoś uczyć. Jak coś jest zapisane w podstawie programowej, to muszą i kropka. Jednak ich mózgi sobie to pytanie zadają. Każdy mózg, każdego człowieka, również ucznia, zanim podejmie jakąkolwiek aktywność, pyta, po co ma to robić, do czego mu to potrzebne. Do układu limbicznego dociera w jednej sekundzie tak wiele impulsów, że mózg nie jest w stanie wszystkiego przetworzyć. Dlatego selekcja bodźców jest koniecznością. Każdy mózg wybiera maksymalnie ok. 20 impulsów, które dalej przetwarza. Które wybierze, zależy od indywidualnych doświadczeń, a decyzja zapada na poziomie podświadomości.

Czyli każdy może wybrać inne?
Tak, każdy wybierze inne. Na pytanie: Po co mam się tego uczyć? uczeń może sobie odpowiedzieć: Bo to może być na teście, a ja się chcę dostać na medycynę, więc się będę teraz uczyć wszystkiego. To jest motywacja zewnętrzna. Część osób ma tak silną motywację zewnętrzną, że nauczy się wszystkiego, co jest na ocenę i co może być na teście. Jednak większość uczniów w takim modelu odmawia współpracy, ponieważ nie są zewnątrzsterowni. Każdy mózg musi decyzję podjąć sam, bo jeśli nie uznaje tej informacji za ważną, to nie może jej nadać znaczenia i dalej jej przetwarzać. Dlatego najsilniejszym bodźcem do działania jest ciekawość poznawcza, którą my dzisiaj w szkole zupełnie wygaszamy. W dzisiejszym modelu edukacji ciekawość poznawcza przeszkadza. Jeśli dzieci się czymś zainteresują, to zadają pytania, chcą wiedzieć więcej, a nauczyciel widzi, że powinien temu tematowi poświęcić więcej czasu. To oznacza problemy z realizacją programu. Mamy więc system, w którym przeszkodą w realizacji programu są nie tylko trudności uczniów, ale również ich zainteresowania.

Co należy zmienić?
Czy na przykład zamiast wydawać ogromne pieniądze na pomiar dydaktyczny i przeprowadzanie testów na wszystkich poziomach nie lepiej byłoby stworzyć w szkołach prawdziwe warsztaty i laboratoria? Przy szkołach mogłyby powstać ogrody, w których dzieci samodzielnie by coś sadziły, uprawiały, poznawały rośliny, nazwy krzewów, przycinały je, uczyły się, jak zwalczać szkodniki, dowiadywały, jak się kompostuje liście. Metoda uczenia się poprzez kanał werbalny nie jest jedyną drogą poznawania świata. Jeśli to byłoby za drogie, żeby stworzyć coś takiego w każdej szkole, to chociaż w każdym mieście powinny znaleźć się małe Centra Nauki Kopernik, do których można byłoby umawiać się na lekcje fizyki, biologii czy chemii. Chodzi o to, by uczyć się nie tylko poprzez słowa i definicje, ale poprzez działanie. Kanał werbalny jest kanałem niezwykle trudnym. Pewne rzeczy dużo łatwiej narysować, zrobić, pokazać, a bardzo trudno opisać w sposób werbalny. Inną konsekwencją szkoły transmisyjnej jest to, że część mózgu jest w szkole nieaktywna. Kiedy sadzamy dzieci w ławkach i każemy im słuchać, duża część struktur neuronalnych nie jest rozwijana. Każdy zmysł ma swoją reprezentację w korze mózgu, więc powinniśmy stymulować wszystkie. A teraz chcemy jeszcze dać dzieciom tablety, żeby nie musiały pisać ręką. Wtedy jeszcze mniejszy fragment mózgu będzie aktywny. Czy wysyłamy dzieci do szkoły, żeby rozwijać cały mózg, czy tylko wybrane struktury?

Czyli dostarczenie dziecku w szkole tabletu zamiast książki i zeszytu nie jest według Pani wskazane? Czy tablety, laptopy, które są dla dzieci atrakcyjne, w Pani opinii sprzyjają nauce?
Na te pytania nie ma prostych odpowiedzi. Kiedy dzieci piszą ręką, uczą się dużo intensywniej, bo wówczas dużo większa część mózgu jest aktywna. Mały człowiek pisze całym sobą. Mamrocze pod nosem, podnosi się, ustawia się całym ciałem pod odpowiednim kątem do zeszytu – ta cała praca, którą musi wykonać, przekłada się na powstanie nowych połączeń neuronalnych. Jednym słowem, dziecko ma się w szkole zmęczyć. W to, co robi, ma włożyć pracę. Tablet ma ułatwić pisanie, a wszystko, co jest ułatwieniem, zabiera mózgowi możliwość wykonania pracy, której skutkiem jest tworzenie się nowych połączeń neuronalnych. Z drugiej strony oczywiście powinniśmy w szkole przygotować młodych ludzi do mądrego korzystania z nowych technologii. Trzeba jednak pamiętać, że samo zastosowanie komputerów czy internetu nie jest jeszcze żadną innowacją. Z pomocą nowych technologii również można robić ultrakonserwatywne lekcje.

Polecamy: Nauczyciele zabijają zainteresowanie matematyką

Z dr Marzeną Żylińską rozmawia Małgorzata Stańczyk. Całość wywiadu można przeczytać w miesięczniku "Dyrektor Szkoły" nr 7/2014>>

Wszystkie osoby zainteresowane tematem wpływu nauczania na rozwój ludzkiego mózgu zapraszamy na Kongres Edukacja i Rozwój, który odbędzie się w dniach 22-23 października 2014 r. w Warszawie. Więcej na ten temat>>