Wywiad publikuje "Gazeta Wyborcza". Ekspertka tłumaczy, że aż połowa dzieci w wieku 5-6 lat ma wyjątkowe zdolności do przedmiotów ścisłych. Zaniedbań na wczesnym poziomie edukacji nie da się później nadrobić, dlatego tak ważne jest, by podręcznik dla najmłodszych uczniów kształtował zdolności matematyczne. Tym standardom nie odpowiada, jej zdaniem, rzadowy elementarz. Przede wszystkim dzieci bardzo wolno uczą się z niego liczyć - przez pierwsze trzy miesiące tylko do czterech.
- Już teraz w szkole dzieci uzdolnione w tej dziedzinie po pół roku przestają ujawniać swój talent. Ta sytuacja tylko się pogłębi. Ja bym już wolała, żeby w elementarzu w ogóle nie było tej matematyki - mówi - Bo nauczyciele przyjmą ten podręcznik jako wzorzec edukacyjny. Zamiast rozwijać, będą rozleniwiać dziecięce umysły. A tego w dalszej edukacji naprawić się nie da.
Zwraca uwagę, że kiedyś elementarz nie zawierał elementów matematyki - to nauczyciel decydował, jak dzieci mają uczyć się liczyć, dawał im konkretne i wymagające myślenia zadania.
- A w tej ministerialnej książce jest: policz na obrazku, zakreśl, uzupełnij... Tymczasem rozumienie pojęć matematycznych ma swoje źródło w operacjach logicznych wywodzących się z działania na przedmiotach. Szczególnie u najmłodszych dzieci. Im więcej mają one możliwości manipulowania przedmiotami, tym lepiej później rozumieją pojęcia. Dlatego zamiast "papierowej" matematyki dzieci mają doskonalić swoje umiejętności matematyczne w trakcie budowania szałasu, odnajdywania kierunku w otoczeniu, szacowaniu odległości, gry w piłkę, wspinaniu się na drzewa, zabawy w origami, dzieleniu ciastek. Czy tu jest na to miejsce? - mówi prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska. Więcej>>

Polecamy: Rządowy elementarz naiwny i nie uczy liczyć?