"Nasz elementarz" bardzo szybko wprowadza nowe litery - w trzy miesiące dzieci mają ich znać już 18, zupełnie odwrotnie jest, jeżeli chodzi o liczby. W tym samym czasie dzieci mają poznać cyfry od 1 do 3.
 "Do grudnia mamy się poruszać w obrębie liczb 1, 2 i 3? A przeliczanie w zakresie 3-4 nie ma sensu, to się robi na poziomie czterolatka". - krytykują nauczyciele.
Ale to nie jedyne zarzuty. Książce zarzuca się, że jest naiwna i przekazuje fałszywe informacje. Przykładem jest historia o opadaniu liści: "Przygody dębowego listka", w której dąb zachęca liście do opadania i przekonuje je, że mają "utworzyć kołderkę wokół pnia, dzięki tej kołderce korzeniom jest cieplej".
- Przecież listek umarł, gdy odczepił się od drzewa, bo nie dostawał już wody - zauważa trzeźwo sześciolatek, komentując historyjkę.
"Rekomendujemy usunięcie tego tekstu, podobnie jak bajki o trzech świnkach zilustrowanej rysunkami nieudolnie naśladującymi stylistykę disnejowską pomieszaną z radziecką kreskówką "Wilk i zając". - czytamy w "GW".
Opiniujący zwracają również uwagę, że w książce brak bohaterów, których historia zaciekawiłaby ucznia. Elementarz opowiada o losach 24 osobowej klasy, ale prawie w ogóle nie rozwija losów konkretnych postaci.
"Świat rządowego podręcznika to sztuczny świat dziecięcej szczęśliwości między luksusowo wyposażoną szkołą i domem, w którym Tola ma tablet, zgarbiony dziadek podlewa kwiatki, a siwa babusia odpoczywa, głaszcząc kotka. Nie ma ani śladu mediów, sztuki, literatury, kina, telewizji czy bibliotek. Są za to balony nad Polską i bociany, które późną jesienią wciąż są z nami." - podsumowuje "GW". Więcej>>

Polecamy: Rządowy podręcznik nauczy czytać całe wyrazy