Posłowie opozycji nie szczędzili Dariuszowi Piontkowskiemu słów krytyki, podnosząc, że jego resort niewiele zrobił, by zapewnić uczniom i nauczycielom bezpieczeństwo. Minister podkreślał natomiast, że to nie resort w znacznym stopniu odpowiada za funkcjonowanie oświaty.

Piontkowski: Wnioskujemy o zwiększenie subwencji oświatowej>>

 

Zmarnowane miesiące

Według posłanki Krystyny Szumilas resort za późno wziął się do pracy, bo od marca można było zrobić znacznie więcej, by pomóc dyrektorom i nauczycielom, by zabezpieczyć dzieci i nauczycieli i zrobić wszystko, by szkoły nie stały się źródłem zakażeń jak wesela. Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zwracała natomiast uwagę, że edukacja zdalna pogłębiła nierówności i wykluczenia. Pytała MEN, jak zamierza zapobiegać takim sytuacjom.

- Przeraża mnie beztroska, nie odpowiedział pan na moje pytania, jak zapobiegać zachorowaniom na terenie szkoły. Ja się nie martwię, szkoły są na zielonych obszarach. To jakby pan kazał umyć uczniowi rower przed jazdą i poradził, że jak się wywalisz, idź do lekarza - mówiła Krystyna Szumilas i dodała, że wytyczne dlatego kładą tak duży nacisk na postępowanie, gdy na terenie szkoły dojdzie już do zachorowania, bo na zapobieganie nie ma pieniędzy.

- Na to potrzeba pomieszczeń, więcej sprzętu, więc umywa pan ręce od takich rozwiązań i mówi pan ogólnikami, odwracając uwagę opinii publicznej i kierując ją na to, co się stanie, gdy epidemia już w szkole będzie - mówiła, podkreślając m.in., że z tego powodu z wytycznych zniknęły zapisy dotyczące starszych pracowników szkół.

  

A plażami się nie przejmujecie

Minister edukacji odpowiedzi na pytania rozpoczął dowcipem o zatłoczonych plażach, gdzie nikt się bezpieczeństwem nie przejmuje. Zarzuty opozycji skwitował stwierdzeniem, że i tak z zasady krytykuje ona wszelkie działania podejmowane przez rząd, w tym obostrzenia wprowadzane na początku epidemii.

- Wytyczne nie mogą opowiadać krok po kroku, co dyrektor ma zrobić i jakie działania podjąć, bo szkoły się od siebie różnią. Życie zawsze będzie bogatsze niż najdoskonalsze przepisy prawa - mówił Piontkowski. Tłumaczył, że nie ma obowiązku noszenia maseczek, nie ma więc też co się zastanawiać, ile maseczek kupiono za publiczne pieniądze. Jeżeli chodzi o pogłębianie przepaści edukacyjnej, to podkreślił, że nauczyciele powinni rozpocząć rok szkolny od powtórzenia i utrwalenia fragmentów materiału, które nie zostały przez uczniów opanowane.


 

 

Problem znikających uczniów - według ministra istniał już wcześniej, tylko opozycja się tym nie interesowała. Jeżeli nauczyciel to zaobserwował, to miał obowiązek się kontaktować i egzekwować wypełnianie obowiązku szkolnego i obowiązku nauki. - Ani dyrektorzy, ani nauczyciele nie są pozostawieni sami sobie, przepisy mówią, jak nauczyciele i dyrektorzy mają reagować - mówił minister i dodawał, że o nakłady na zakup ławek, nowe pomieszczenia, zajęcia dodatkowe należy pytać samorządy, bo w czasie rządów Platformy Obywatelskiej to one zyskały decydujący wpływ na oświatę.

 

Testów dla nauczycieli nie będzie, szkolenia może później

Minister edukacji już w środowy poranek tłumaczył, że nauczyciele nie mogą liczyć na testy przesiewowe. - Pan (prezes ZNP Sławomir) Broniarz, kierownictwo ZNP powielają postulaty totalnej opozycji. Przypomnę, że taki postulat pojawił się kilka miesięcy temu. Gdybyśmy go wzięli na serio, to tak naprawdę codziennie przynajmniej dwa razy należałoby testować nauczycieli i uczniów. Jest to nierealne, bo przypomnę, że taki test już po kilku godzinach, czy po kilku dniach, może być nieaktualny, bo ktoś w międzyczasie mógł od kogoś innego zarazić się tą chorobą i to niekoniecznie w szkole, tylko np. na ulicy, w sklepie, w jakimkolwiek innym miejscu - powiedział Piontkowski.

 

Potwierdził to podczas dyskusji na sejmowej komisji. Dodał, że testy powinno się wykonywać co najmniej kilka razy w tygodniu, gdyby miały one być naprawdę skuteczne. Tymczasem nie ma na to pieniędzy i nie wie dlaczego nauczyciele mieliby być grupą zawodową uprzywilejowaną w tej kwestii - czemu testów w takiej sytuacji nie miałoby się przeprowadzać kierowcom lub ekspedientom w sklepach. 

Zapewnił za to, że nauczyciele mogą liczyć na szkolenia, ale te będą finansowane ze środków unijnych i ministerstwo nie może po nie sięgnąć w ciągu dwóch tygodni.