Choć na razie ograniczenia nie są tak restrykcyjne jak wiosną, kiedy to osoby niepełnoletnie w ogóle nie mogły wychodzić z domu bez osoby dorosłej, to są one i tak dość daleko idące. Dzieci i młodzież do 16. roku życia nie mogą wychodzić z domu w dni powszednie w godzinach od 8.00 do 16.00. Często jedynym "oknem na świat" jest dla nich e-szkoła i brak logowania się lub kontaktu z nauczycielem powinien wzbudzić jego zaniepokojenie.

Nakaz wychodzenia tylko z dorosłym zbyt restrykcyjny>>

 

Co dziewiąty nastolatek ofiarą przemocy w rodzinie

Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę sprawdziła, jak dzieci i młodzież radziły sobie w czasie izolacji spowodowanej epidemią. Okazało się, że w okresie od połowy marca do końca czerwca (w czasie tzw. lockdownu) wiele nastolatków padło ofiarą przemocy. Aż 27 proc. badanych doświadczyło co najmniej jednej z uwzględnionych w kwestionariuszu form krzywdzenia. Co siódmy respondent (15 proc.) doznał przemocy ze strony rówieśników, co dziewiąty (11 proc.) ze strony bliskiej osoby dorosłej. Co 20. osoba (5 proc.) była świadkiem przemocy w domu wobec rodzica lub innego dziecka.

 

Z badania wynika, że częściej ofiarą krzywdzenia padały dziewczęta (35 proc. vs 20 proc.) i nastolatki w wieku 16-17 lat niż te w wieku 13-15 lat (34 proc. vs 23 proc.). Przemocy doświadczył również co drugi nastolatek mieszkający z osobą nadużywającą środków psychoaktywnych (głównie alkoholu) lub z osobą cierpiącą na chorobę psychiczną. Co dziesiąty badany (10 proc.) doświadczył w tym wykorzystywania seksualnego. W przypadku 9 proc. osób było to wykorzystywanie bez kontaktu fizycznego, to znaczy otrzymywanie niechcianych nagich zdjęć, słowna przemoc seksualna oraz bycie werbowanym (werbowaną) w internecie do celów seksualnych. Wykorzystywania seksualnego z kontaktem fizycznym doświadczyło natomiast 3 proc. badanych. Miało ono formę niechcianego kontaktu seksualnego z osobą dorosłą lub rówieśnikiem. Do tej kategorii włączono też sytuacje, kiedy dobrowolny kontakt seksualny z osobą dorosłą miały nastolatki poniżej 15. r.ż. (jest to minimalny określony przez prawo wiek, poniżej którego kontakt seksualny z dzieckiem stanowi przestępstwo).

 

Szkoła sama ustala, czy trzeba włączać kameręChoć normalny tryb nauki nie sprawia w czarodziejski sposób, że przemoc w rodzinie zawsze wychodzi na światło dzienne, to niewątpliwie sprawia, że jest to łatwiejsze. Dziecko ma więcej możliwości poproszenia o pomoc, a nauczyciel lub pedagog szkolny łatwiej nabiorą podejrzeń, że coś może być nie tak. W przypadku zdalnego nauczania taka możliwość jest ograniczona, zwłaszcza gdy dziecko nie włącza kamery. Stąd m.in. pomysły, by wprowadzić taki obowiązek. Na razie - zgodnie z rozporządzeniem regulującym zdalne nauczanie - decyzję o organizacji zdalnej nauki podejmuje dyrektor. Na ogół nie ma wymogu włączania kamer - z czysto prozaicznych powodów - sieć nie wytrzymuje obciążenia.

Ale coraz częściej sami rodzice optują za tym, by transmisja wideo była obowiązkowa. Część skierowała pisma do dyrektorów szkół z prośbą o wprowadzenie takiego obowiązku. Zdarzają i takie klasy, w których rodzice zgodnie podpisują cyrograf - o obowiązku włączania kamer przez dzieci - przykład jedna z warszawskich podstawówek. Tyle że to samo w sobie może naruszać prawa dziecka, zwracają na to uwagę nauczyciele.

- Wychowawczyni naszej klasy powiedziała nam, żebyśmy się zastanowili, czy chcemy coś takiego robić. Bo nie zawsze dzieci chcą pokazywać gdzie mieszkają, jak mieszkają, w jakich warunkach. Dodała, że ją osobiście rozprasza oglądanie 26 uczestników spotkania - np. gdy ziewają, kręcą się na krześle itp. Część rodziców podnosiła jednak, że chodzą do pracy, kontroli nad dzieckiem nie mają i nauczyciel powinien wiedzieć co się dzieje - mówi matka dwunastolatki z Ursusa. 

 

Dla dobra dziecka nie bez dziecka

Tę opinie podzielają prawnicy, adwokat Monika Horna-Cieślak mówi Prawo.pl, że takiej decyzji nie można podejmować bez zapytania uczniów o zdanie, tym bardziej, że przymus pogłębiłby problem, bo robiliby wszystko, by uniknąć zdalnych lekcji.

-Dziecko musi mieć możliwości wyrażania swojego zdania i stanowiska, że to jest dla niego akceptowalne. Jeśli podejmowane decyzje dotyczące dziecka to trzeba je wysłuchać, także  w zakresie obaw. Włączanie kamerek jest bardzo trudną kwestią. Nie wszystkie dzieci tego chcą, nie każde dziecko ma przestrzeń by otwarcie o tym mówić. Czasami dzieci nie chcą pokazywać jak wygląda mieszkanie, czasami wstydzą się otoczenia, rodziny, nie chcą pokazywać się ze względów psychologicznych, bo bezpieczniej czują się, gdy uczestniczą w lekcji bez pokazywania wizerunku - mówi Prawo.pl adwokat Monika Horna-Cieślak. Dodaje, że taki obowiązek i tak nic by nie zmienił - wręcz przeciwnie, mógłby sprawić, że dzieci częściej będą opuszczać lekcje. Ważne jest ustalenie przyczyn znikania dzieci. Czyli z czego to wynika, czy z zaniedbania, czy z braku sprzętu, czy z przemocy w rodzinie - tłumaczy prawniczka. Dodaje, że istotna jest przede wszystkim współpraca. Być może szkoły powinny kłaść właśnie nacisk na to i mieć oddelegowane osoby choćby pedagogów, którzy w momencie uzyskania informacji od nauczyciela, że jakieś dziecko notorycznie nie loguje się na zajęcia, będą działać.

 

Czytaj w LEX: Prawa i obowiązki pełnomocników procesowych w praktyce w związku z koronawirusem >

 

Brakuje wyspecjalizowanych rozwiązań

Adwokat Joanna Parafianowicz zauważa, że w pracach  nad instrumentami wsparcia na czas koronawirusa, zabrakło wyspecjalizowanych rozwiązań, które można by dać w ręce policji, a które dodatkowo chroniłyby w takich przypadkach.

- Ustawodawca powinien przewidywać różne sytuacje i nie objął należytą i wystarczającą ochroną i uwagą tych spośród nas, którzy mają najmniej narzędzi żeby się bronić. Przedsiębiorcy, pracodawcy, pracownicy mają bardzo trudną sytuację, ale to są dorośli ludzie. A co z dziećmi?  - ocenia adwokat Parafianowicz. - Szkoła też niekoniecznie jest na to przygotowana, nie jest przystosowana do indywidualnych przypadków - dodaje.

Nie zwalnia to jednak szkoły z obowiązku reagowania - jeżeli dziecko nie bierze udziału w zajęciach i nauczyciela to niepokoi, powinien zareagować, choćby dzwoniąc do ucznia, a jeżeli okaże się to bezskutecznie, zawiadamiając odpowiednie służby.

- Nauczyciele przede wszystkim powinni mieć kontakt z dziećmi - mówi Prawo.pl radca prawny Aleksandra Ejsmont. - Trudno sobie wyobrazić żeby nauczyciel, który zna ucznia, rodzinę od dłuższego czasu, i to nie jest nowy uczeń, który dopiero  się w szkole pojawił, nie znał  jego sytuacji. Zapewne wie, że jest czynnik ryzyka, bo w rodzinie np. dochodzi do przemocy, są uzależnienia lub dziecko w taki czy inny sposób jest zaniedbywane. Myślę, że w czasie epidemii, gdy dzieci są na zdalnym nauczaniu, nauczyciele powinni być podwójnie czujni i sprawdzać sytuację tych ze środowisk, gdzie ryzyko jest podwyższone, czy biorą udział w lekcjach czy nie. Jeśli ich nie ma reakcja nauczyciela, dyrekcji powinna być natychmiastowa. Próba kontaktu z rodziną, żeby zweryfikować co tak naprawdę się dzieje, czy dziecko jest bezpieczne czy nie - tłumaczy. Jej zdaniem szkoła nie może w takiej sytuacji odpuszczać, dyrekcja, nauczyciele mają obowiązek powiadomienia sądu opiekuńczego o sytuacji gdy dobro, bezpieczeństwo dziecka może być zagrożone.  W przypadku jego niedopełnienia muszą się liczyć z poniesieniem konsekwencji - podkreśla.

Tłumaczy, że  jeśli taki kontakt z dzieckiem, rodziną się nie powiedzie powinno nastąpić natychmiastowe powiadomienie sądu rodzinnego, a jeżeli szkoła ma informacje, że w rodzinie jest kurator natychmiastowe powiadomienie kuratora. Jeżeli sytuacja jest bardzo mocno niepokojąca uważam, że dyrekcja powinna skontaktować się z dzielnicowym.

Zobacz linię orzeczniczą w LEX: Dobro dziecka jako wartość nadrzędna przy orzekaniu o władzy rodzicielskiej >