Problem zgłoszono w ramach akcji "Poprawmy Prawo", a autor zgłoszenia podkreśla,  że według art. 182 ustawy - Prawo oświatowe, prowadzenie szkoły lub placówki, zespołu, o którym mowa w art. 182, oraz innej formy wychowania przedszkolnego nie jest działalnością gospodarczą. Dodaje, że stoi to w opozycji do przepisów o ochronie konkurencji i konsumentów.

- Powoduje to skrajne rozbieżności w orzecznictwie na temat prywatnych szkół i przedszkoli, tj. nie wiadomo czy osoby zawierające umowy z takimi instytucjami są konsumentami, a tym samym, czy te podmioty podlegają kontroli rzeczników konsumentów (a same umowy czy podlegają badaniom pod względem abuzywności stosowanych w nich klauzul - zwraca uwagę.

UOKiK radzi renegocjować czesne z niepubliczną placówką>>

WZÓR DOKUMENTU: Pismo do gminy na terenie której położone jest niepubliczne przedszkole, niepubliczna szkoła lub placówka o likwidacji >

Niekoniecznie nielogiczne

Jak tłumaczy Prawo.pl radca prawny Robert Kamionowski, partner w Peter Nielsen & Partners Law Office, od zawsze uznaje się, że osoby prowadzące prywatne przedszkola nie są przedsiębiorcami.

- Nie ma to większego znaczenia z punktu widzenia prawa podatkowego, bo dochody z takiej działalności traktowane są, jak dochody z pozarolniczej działalności gospodarczej. Również wiele urzędów, banków, a nawet sądów traktuje takie osoby jak przedsiębiorców i wielokrotnie znajduje to odzwierciedlenie w wyrokach - m.in. wspomina się w nich w odniesieniu do osób prowadzących prywatne przedszkola o ryzyku przedsiębiorcy - tłumaczy.

- Plusem dla takiej osoby jest też to, że unika wpisu do CEIDG i dodatkowych formalności. Minusem natomiast, że nie stosuje się ograniczeń dotyczących liczby kontroli przeprowadzanych przez różne organy, w tym np. urząd skarbowy, choć tu też raczej coraz bardziej liberalnie podchodzi się do tej kwestii i stosuje się zasady analogiczne, jak w przypadku przedsiębiorców - mówi mec. Kamionowski.

 

UOKiK sprawdza klauzule

Nie jest też tak, że UOKiK nie zajmuje się działaniami prywatnych szkół i przedszkoli. W 2008 r. analizował umowy, które przedszkola zawierały z rodzicami dzieci i uznał, że nie mogą one postanowieniem wyłączać możliwości uzyskania zwrotu wpłaconego wpisowego lub czesnego, jeżeli przyczyna leżała po stronie przedszkola. Urząd podkreślał wtedy, że takie przyczyny to np. rażące naruszenie zasad umowy w zakresie opieki nad dzieckiem, konieczność zamknięcia przedszkola na skutek decyzji właściwych organów administracji lub w następstwie zdarzeń wynikających z działania siły wyższej, wprowadzenie podwyżki opłat niezaakceptowanych przez konsumenta.

 

W 2020 r., kiedy przedszkola zostały zamknięte w czasie pandemii, musiał złagodzić swoje stanowisko, podkreślając, że była to sytuacja niemożliwa do przewidzenia, więc osoby prowadzące prywatne przedszkola, nie powinny ponosić aż tak daleko idących konsekwencji. - Sytuacja jest nadzwyczajna. Nie ma w tym ani winy przedsiębiorców, ani winy rodziców i właściciele placówek nie mogli tej sytuacji przewidzieć, planując swe ryzyko biznesowe. W tej sytuacji doszło do nadzwyczajnej zmiany okoliczności, co przewiduje też Kodeks cywilny w stosunkach cywilnoprawnych – to tzw. klauzula rebus sic stantibus - stwierdził UOKiK.

 

Niekoniecznie działalność gospodarcza

- Moim zdaniem uznanie osoby prowadzącej prywatne przedszkole nic by w tej kwestii nie zmieniło. Urząd i tak do definicji konsumenta i przedsiębiorcy podchodzi rozszerzająco i sprawdza, czy prywatne przedszkola nie dopuszczają się nadużyć. Nie trzeba wszystkiego sprowadzać do działalności gospodarczej - mówi mec. Kamionowski.

Taka zmiana mogłaby wręcz namieszać w przepisach oświatowych, które przewidują również możliwość prowadzenia przez osobę prywatną lub stowarzyszenie przedszkola publicznego. - Mogłoby dojść do sytuacji, w której ta sama osoba jest przedsiębiorcą, bo prowadzi przedszkole prywatne, a jednocześnie nie jest, bo prowadzi inne, publiczne. Byłby to kolejny przykład wprowadzania działalności gospodarczej do sfery usług publicznych, oczywiście nie jest to sytuacja niespotykana, bo tak jest choćby w przypadku żłobków, ale nie należy pogłębiać tego zjawiska.  Uważam zatem, że akurat w tym wypadku zmiana przepisu nie jest potrzebna - podkreśla prawnik.