Wojciech Roszkowski nie stawił się na rozprawę, ponieważ – jak poinformował jego pełnomocnik Artur Wdowczyk – nie otrzymał drogą pocztową zawiadomienia o terminie rozprawy. We wtorek 14 listopada przed sądem okręgowym w Krakowie rozpoczął się proces prof. Wojciecha Roszkowskiego, autora podręcznika do przedmiotu historia i teraźniejszość oraz wydawcy książki – Białego Kruka.

 

Czytaj też: Historia i teraźniejszość zamiast wiedzy o społeczeństwie w zakresie podstawowym – nowy przedmiot w szkołach ponadpodstawowych od 1 września 2022 r. >>>

 

Oburzenie treścią podręcznika

Chodzi o fragment: "coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju "produkcję"? Miłość rodzicielska była i pozostanie podstawą tożsamości każdego człowieka, a jej brak jest przyczyną wszystkich prawie wynaturzeń natury ludzkiej."

– Czarnek wymyślił taki podręcznik, który ma uczyć nasze dzieci historii i teraźniejszości. Tam jest wiele różnych bardzo dziwnych, czasami strasznych też. Ja dzisiaj odkryłem taki maluteńki rozdział o dzieciach in vitro. W tym podręczniku Czarnek i jego współpracownicy zamieścili takie słowa, że dzieci z in vitro, to jest hodowla ludzi, kto będzie kochał takie dzieci - komentował treść książki Donald Tusk. Resort do tych zarzutów odniósł się na Twitterze, odpowiadając, że MEiN nie wymyśla i nie pisze podręczników. "Tylko chory i obłąkany z nienawiści umysł może dokonywać takich dopowiedzeń pomiędzy wierszami" - dodało MEiN we wpisie.

 

Brak legitymacji czynnej

Wygranie ewentualnego procesu o ochronę dóbr osobistych może być w tym wypadku trudne - przećwiczyły to już organizacje, które zajmują się prawami osób LGBT, występujące z pozwami dotyczącymi homofobicznych wypowiedzi, np. tych promowanych przez ciężarówki jeżdżące ulicami Warszawy, Gdańska czy Poznania. Co do zasady sądy uznawały bowiem, że dana osoba lub stowarzyszenie nie ma legitymacji czynnej do występowania w imieniu całej dotkniętej wypowiedzią społeczności.

- W grę wchodzi tu kwestia indywidualizacji dóbr osobistych - wskazywał adwokat Andrzej Zorski z kancelarii PZ Adwokaci. - Choć uważam, że te fragmenty mogą być oceniane jako oburzające czy społecznie szkodliwe, to nie wydaje mi się, by taka sprawa miała duże szanse powodzenia. Po pierwsze opinia publiczna skupiła się na wyciętym fragmencie wypowiedzi, więc dużo zależy od kontekstu, po drugie sąd może oddalić powództwo właśnie z powodu braku legitymacji czynnej. Być może należałoby to uznać za lukę w prawie, bo uniemożliwia skuteczne dochodzenie praw, gdy w grę wchodzi obrażenie całej grupy osób lub społeczności - podkreślał.

Sprawdź też: Jakie kwalifikacje powinien posiadać nauczyciel aby mógł prowadzić zajęcia z historii i teraźniejszości? >>>