Może tak być zwłaszcza w nowych dzielnicach dużych miast, gdzie domy powstają szybciej niż nowe placówki oświatowe. Przykładem jest warszawska Białołeka. Mimo że obecnie, według wskazań urzędu, klasy mają liczyć 26 a 30 dzieci, nie daje się uniknąć pracy na dwie zmiany (część dzieci będzie kończyć lekcje o 18.15), bo do szkół idą liczniejsze roczniki z końcówki dekady – i na Białołęce będzie ich o 500 więcej. Utrzymanie nowych szkół i zatrudnienie nauczycieli obciąży z kolei budżet gminy. Dyrektorzy zastanawiają się także, co z obecnymi klasami, w których uczy się więcej osób - premier nie doprecyzował bowiem, czy norma obejmie wszystkich uczniów, czy tylko pierwszoklasistów. Więcej>>
Niektóre szkoły mogą mieć problemy z ograniczeniem liczebności klas
Na piątkowej konferencji premier obiecał, że pierwsze klasy podstawówki będą składać sie maksymalnie z 25 osób. Okazuje się, że taki limit dla niektórych szkół może stanowić problem - informuje Dziennik Gazeta Prawna.