Tak wynika z wyroku Sądu Najwyższego z 4 listopada 2010 r. (II PK 110/ 10). Sąd Najwyższy zajął się sprawą menedżera, którego szef zwolnił dyscyplinarnie. Paweł P. był zatrudniony w spółce z o. o. na cały etat na stanowisku dyrektora regionu. Zarabiał 10 tys. miesięcznie. W 2008 r. jego przełożony rozpoczął z nim negocjacje o rozwiązaniu umowy pracy za porozumieniem stron. Menedżer oddał sprzęt powierzony mu przez pracodawcę: samochód, komputer i telefon komórkowy. Pracodawca przyjrzał się zawartości komputera. Okazało się, że Paweł P. zainstalował w nim program Płatnik, za pomocą którego rozliczał z ZUS pracowników swojej własnej firmy, którą prowadził równolegle z pracą na etacie dyrektora. W laptopie znaleziono też aplikację do ściągania z Internetu różnych plików, w tym erotycznych, również z udziałem menedżera.

Gdy pracodawca odkrył zawartość laptopa natychmiast zerwał negocjacje z pracownikiem co do warunków wypowiedzenia i zwolnił go dyscyplinarnie. Zarzucił mu m.in. wykorzystywanie mienia służbowego do celów niezwiązanych ze stosunkiem pracy.

Menedżer złożył pozew, ale w sąd I instancji nie przyznał mu racji. Za niekorzystnym orzeczeniem przeważyło zainstalowanie programu Beashare. Pogram tego typu jest często atakowany ze względu na dane zawarte w komputerze. Sąd okręgowy był jednak innego zdania. Przekonały go argumenty zwolnionego menedżera; przyznał mu 30 tys. zł odszkodowania.

Sąd II instancji uznał, że nie jest uchybieniem uzasadniającym dyscyplinarne zwolnienie pojedyncze skorzystanie ze służbowego laptopa do celów prywatnych w godzinach pracy  oraz sporadyczne przeglądanie plików erotycznych poza godzinami pracy. Zwłaszcza, gdy pracownik, który dopuścił się takich czynów jest w firmie uznawany i chwalony.

Firma jednak się nie poddała i złożyła skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Ten zaś co do zasady uznał argumenty sądu II instancji, że nie można zbyt pochopnie karać dyscyplinarką.

SN potwierdził też stanowisko II instancji, że za sporadyczną prywatę nie należy karać pracownik tak surowo.

Uznał też, że dyscyplinarka jest zasadna przy zawinionym postępku pracownika powodującym tylko zagrożenie interesów zakładu, a nie konkretną szkodę w nich. Tymczasem sąd okręgowy w ogóle nie odniósł się do tych kwestii. Z tych powodów SN uchylił orzeczenie i cofnął do drugiej instancji do ponownego rozpoznania.

Miarkowanie reakcji do wagi czynów popełnionych przez pracownika jest istotną umiejętnością pracodawcy. Czasami bowiem wystarczy zwykłe wymówienie umowy o pracę, albo – zamiast tego - kara dyscyplinarna. Pojedyncza niesubordynacja nie oznacza ciężkiego naruszenia obowiązków służbowych i nie usprawiedliwia tak drastycznego posunięcia.