Komentarz dr Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek, głównej ekonomistki Konfederacji Lewiatan:

Po długim okresie deflacji, która jeszcze w 2016 r. wyniosła - 0,6 proc. r/r, siła wzrostu cen na początku 2017 r. jest bardzo duża - w ciągu dwóch pierwszych miesięcy br. płaciliśmy za towary i usługi konsumpcyjne o 2 proc. więcej niż w styczniu i lutym 2016 r. W styczniu 1,7 proc. więcej, a w lutym już o 2,2 proc. więcej. Wzrost cen dotyczy wszystkich grup towarów i usług konsumpcyjnych poza łącznością, rekreacją i kulturą oraz - jak zwykle od bardzo już długiego czasu - odzieżą i obuwiem. Gdyby nie spadki cen w tych trzech obszarach inflacja przekroczyłaby cel inflacyjny, czyli 2,5 proc. Branża odzieżowa „ratuje" nas zatem przed decyzją o podniesieniu stóp procentowych, a tym samym przed szybszym niż oczekiwaliśmy (i oczekujemy) wzrostem kosztów pożyczanego kapitału.

Jednak ani branża odzieżowa i obuwnicza, ani łączność oraz rekreacja i kultura nie ratują nas przed spadkiem realnych wynagrodzeń. W styczniu wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw zatrudniających co najmniej 10 pracowników wzrosły nominalnie o 4,3 proc., a realnie wzrost ten wyniósł 2,6 proc. W lutym siła nabywcza wynagrodzeń wzrośnie w jeszcze mniejszym stopniu, nawet przy silniejszym od styczniowego wzroście płac.

[-DOKUMENT_HTML-]

Inflacja zaczyna „zjadać" wzrost wynagrodzeń. Tym bardziej, że w największym stopniu wzrost cen dotknął żywność (wzrost o 4,3 proc. r/r w lutym br., a łącznie po 2 miesiącach - o 3,9 proc.) oraz paliwa do prywatnych środków transportu (wzrost w lutym o 21,2 proc. r/r, a łącznie po dwóch miesiącach o 18,8 proc.). Łącznie wzrost cen żywności i paliwa uszczuplił nominalne dochody gospodarstw domowych o prawie 1,9 proc. Szczególnie silnie ten wzrost cen będą odczuwać gospodarstwa domowe o niskich dochodach, gdzie udział żywności w wydatkach stanowi istotną ich część.

Spodziewaliśmy się wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych, ale jego siła zastanawia. Bez wątpienia w części jest to efekt zmian cen produktów rolnych oraz ropy naftowej na rynkach światowych. W części - efekt niskiej bazy z ubiegłego roku. Jednak w obserwowanym wzroście CPI mamy też na pewno komponent wynikający ze wzrostu nominalnych dochodów gospodarstw domowych w wyniku dobrej sytuacji na rynku pracy i programu Rodzina 500+.

[-OFERTA_HTML-]

Przeciętni „Kowalscy", a szczególnie „Kowalscy" o niskich dochodach mają się czym martwić. Cieszyć się natomiast może rząd, który zanotuje zwiększone wpływy do budżetu państwa z tytułu podatków pośrednich (VAT plus akcyza). Przedsiębiorcy też mają powody do zadowolenia, bo ich przychody rosną. Ale tu zadowolenie może być krótkoterminowe. Sytuacja na rynku pracy, gdzie ciągle rośnie zapotrzebowanie na pracę, a jej podaż się zmniejsza (a od października, w wyniku obniżenia wieku emerytalnego, zmniejszy się gwałtownie - jak szacuje ZUS o dodatkowe 300 tys. osób) wzrost cen osłabiający siłę nabywczą wynagrodzeń może uruchomić presję płacową. Oznacza to silniejszy niż wynika to ze wzrostu wydajności pracy wzrost wynagrodzeń, a tym samym spadek rentowności przedsiębiorstw. Do niepewności i braku pracowników dołączą zatem koszty wynagrodzeń dodatkowo osłabiając skłonność firm do inwestowania.

A Rada Polityki Pieniężnej będzie musiała zweryfikować swoje deklaracje dotyczące nie zmieniania stóp procentowych nawet do końca 2018 r., co niektórzy jej członkowie deklarowali na konferencji prasowej po ostatnim posiedzeniu RPP.

Źródło: Konfederacja Lewiatan