W poniedziałek wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka zorganizowała konferencję "Polki-nieobywatelki. Problemy i sytuacja imigrantek w Polsce"; spotkanie odbyło się w ramach cyklu "Sejm przyjazny kobietom".

Jak mówiła dr Kinga Wysieńska z Instytutu Spraw Publicznych, przyjeżdżające do Polski imigrantki pracują najczęściej w sektorze usług opiekuńczych. Dodała, że jest to charakterystyczne dla krajów, które w niewystarczającym stopniu wspierają tego rodzaju usługi. Z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce, gdzie wciąż brakuje placówek opieki zarówno dla dzieci, jak i dla osób starszych. Dlatego imigrantki - przede wszystkim Ukrainki i Białorusinki - znajdują zatrudnienie głównie w sektorze usług domowych.
Wysieńska zwróciła uwagę, że wiele kobiet imigrantek zarządza dwoma domami - pracodawców i własnym, na odległość. Dodała, że opuszczenie własnej rodziny, aby opiekować się cudzą, ma skutki emocjonalne. Jej zdaniem to następstwo nieproporcjonalnego rozłożenia obowiązków domowych pomiędzy kobietami a mężczyznami, zarówno w kraju imigrantek, jak i ich chlebodawców.
Dodała, że jak wynika z prowadzonych przez ISP badań, większość kobiet pracuje "na czarno" bez żadnej umowy i zdarza się, że pracodawcy nie dotrzymują ustalonych warunków. Najczęstsze naruszenia to niewypłacanie wynagrodzenia lub wypłacanie niepełnego, przedłużanie godzin pracy.
ISP sprawdzał także, co się dzieje, gdy imigrantki aplikują na pierwotnym rynku pracy, czyli w zawodzie, w jakim zgodnie ze swoimi kwalifikacjami mogłyby pracować. Wysieńska zaznaczyła, że żadna biorąca udział w teście wietnamska kandydatka nie została zaproszona na rozmowę, zaś Ukrainka tylko na jedną, choć miały przygotowanie równie dobre jak starające się o te same stanowiska Polki. W ten właśnie sposób - jak podkreśliła Wysieńska - imigrantki wypychane są do wtórnego, nieformalnego rynku pracy, poniżej ich kwalifikacji.
Ksenia Naranovich z Fundacji Rozwoju "Oprócz Granic" dodała, że wiele imigrantek pracuje nie tylko poniżej swoich kwalifikacji, ale także poniżej swoich oczekiwań. Wynika to m.in. z konieczności nostryfikowania dyplomu, podejmowania kursów uzupełniających, niewystarczającej znajomości języka.
Podkreśliła, że choć przyjazd do Polski oznacza nowe wyzwania i nowe obowiązki, to niekoniecznie wiążą się one z nowymi uprawnieniami. Wskazała, że imigrantki muszą uczyć się języka, dostosować się do nowych warunków, uregulować formalności dla siebie i dzieci, borykają się jednak z problemami z dostępem do publicznej służby zdrowia (ponieważ z reguły pracują na czarno albo na umowach niegwarantujących ubezpieczenia zdrowotnego), nie mogą liczyć na pomoc w znalezieniu zatrudnienia ani na zasiłki z pomocy społecznej.
Naranovich zaznaczyła, że trudno jest także zawrzeć małżeństwo z Polakiem - potrzebne są do tego dokumenty, w celu uzyskania których trzeba wrócić do kraju lub zgłosić się do konsulatu, czego wiele imigrantek woli unikać.
Zwróciła też uwagę na problem przemocy domowej, z którym szczególnie trudno walczyć w przypadku związków mieszanych, gdzie jest duża zależność od partnera. Imigrantki na ogół też nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, a jeśli zgłoszą się do organów ścigania, często policjanci nie chcą zakładać Niebieskiej Karty cudzoziemkom.
Przemoc jest też problemem w przypadku kobiet starających się o status uchodźcy. Jak mówiła Maria Pamuła z Biura UNHCR, rocznie ok. 6-7 tys. osób przyjeżdża do Polski, by ubiegać się o ochronę międzynarodową, z czego kobiety to ok. połowy. To plasuje nas w czołówce europejskiej, gdzie średnio kobiet w tej grupie jest ok. 30 proc.
"Monitorujemy ich sytuację, jeździmy do ośrodków, gdzie przebywają, rozmawiamy z nimi, co istotne - rozmawiamy osobno z kobietami, mężczyznami, z podziałem na grupy wiekowe, dzięki czemu dowiadujemy się o ich rzeczywistych problemach" - powiedziała.

Dodała, że UNHCR stara się stworzyć mechanizmy reagowania i zwalczania przemocy - przy każdym ośrodku jest grupa reagowania, gdzie można to zgłosić, jednak ofiary przemocy zgłaszają się niechętnie – mają niewielkie zaufanie do organów ścigania. "Zagrożenie zjawiskiem przemocy bardzo wysokie, chęć skorzystania z pomocy niewielka. Naszym priorytetem na kolejne lata jest wzmacnianie systemu pomocy" - powiedziała.(PAP).