W II kwartale tego roku ponad 3,6 mln pracowników najemnych miało umowy na czas określony – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności prowadzonych przez GUS. Wniosek: tegoroczna nowelizacja kodeksu pracy nie wpłynęła jeszcze – jak oczekiwano – na spadek liczby terminowych umów o pracę.
Zgodnie z przepisami, które weszły w życie 22 lutego, umowy na czas określony mogą być zawierane maksymalnie na 33 miesiące. Potem ulegają automatycznemu przekształceniu w umowy na czas nieokreślony. Ponadto w takiej formie pracodawca może zatrudnić pracownika tylko trzy razy (niezależnie od tego, czy pomiędzy kontraktami były przerwy). Wcześniej częstą praktyką było zawieranie umów nawet na 7 czy 10 lat.
Czytaj: Długość okresu próbnego nie wpłynie na ograniczenie w umowach terminowych
– Efektów nowelizacji kodeksu pracy nie widać, ponieważ upłynęło od niej zbyt mało czasu – ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. Przedsiębiorcy nadal unikają więc umów na czas nieokreślony. – Uważają, że zatrudniając pracownika na trzymiesięczny okres próbny, nie są w stanie dobrze go sprawdzić. Dlatego wolą zaoferować mu umowę na czas określony i dopiero potem – na nieokreślony – twierdzi prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego.
Ale są też inne przyczyny popularności czasowych kontraktów. – Część pracodawców preferuje je, ponieważ nie wiedzą, jak długo będą prowadzić działalność na dotychczasowych warunkach ekonomicznych – ocenia prof. Sztanderska.
– Pracodawcy preferują umowy terminowe także dlatego, że mają one korzystny wpływ na jakość pracy i efektywność pracowników – uważa prof. Sztanderska. Z badań wynika, że takie osoby już na kilka miesięcy przed wygaśnięciem kontraktu pracują z większą wydajnością, bo starają się, aby podpisano z nimi nowy.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej" >>>