Wraz z ideą work life balance dorosły i wykształcony pracownik – zarówno korporacji, jak i niewielkiego przedsiębiorstwa – wciąż intensywnie poszukuje czegoś nowego dla siebie. Czegoś więcej niż wystarczające mu do niedawna „życie po pracy”. Przykładem nowych zainteresowań jest udział w zajęciach hobbystycznych i twórczych, które nastawione są na indywidualną koncentrację na sobie, swoim czasie i przebywaniu wśród własnych myśli. Na tych zajęciach nie jest ważny ani ich efekt końcowy, czyli dzieło które powstaje, ani przyswojona wiedza, lecz sam proces twórczy lub poznawczy oraz nade wszystko – czas spędzany indywidualnie ze sobą samym.

Na setkę z trendami

Najnowsze badania oraz informacje przekazywane przez HR-owców potwierdzają wrażenie, że rodzina i prywatny czas spędzany ze znajomymi przestały być na szalach życia wystarczającym elementem równoważącym życie zawodowe. Na co dzień gonimy za wiedzą i rozwojem, wielu z nas odczuwa nieustającą konieczność dokształcania się, nadążania za nowinkami i trendami, aby życie zawodowe nas nie wyeliminowało, a jednocześnie zmagamy się z prozą życia domowego i otaczającym nas szumem informacyjnym, nie tylko medialnym.
Dorosłych i dojrzałych ludzi, jednego za drugim, jak słynne domino, dopada konieczność zbudowania sobie małego osobistego świata, w którym ma on czas tylko dla siebie, gdzie nie mają dostępu nawet najbliżsi – święty czas, którego nie można odwołać.
Nie jest tajemnicą, że w okresie spowolnienia gospodarczego, w roku 2009, wiele osób musiało zrezygnować z uprawiania różnego typu sportów, wyjazdów rekreacyjnych na tzw. „długie weekendy”, a także kosztownych i modnych na początku XXI wieku pasji typu sporty ekstremalne, kolekcjonerstwo czy podróże. Przy dużych emocjach i zmianie krajobrazu łatwo było odstresować się, zapomnieć o trudach życia i złapać ten słynny balance pomiędzy work a live. Wyrzeczenia w tym zakresie stały się motorem do szukania czegoś nowego.

Artystyczna bieżnia możliwości

Powszechność Internetu i dostępność coraz ciekawszych portali i serwisów, gdzie można publikować, recenzować, a nawet sprzedawać swoją amatorską twórczość (tak na przykład twórczość literacką i rękodzieło) – ośmielają do wyrażania się w twórczy sposób. Serwisy te będąc dostępnymi i przyjaznymi dla ludzi poszukujących (nierzadko nawet z uwzględnieniem grup wiekowych), odegrały wielką rolę w zakresie rozwoju społecznego. Upowszechniły bowiem sztukę wyrazu, odmitologizowując ją i oferując tym samym zwykłym ludziom możliwość otwarcia się dla wirtualnej społeczności odbiorców i recenzentów. Ta możliwość twórczego wyrażania się z kolei obudziła rzesze ludzi, którzy na przykład dotychczas pisali do przysłowiowej „szuflady”.
Idąc dalej – nagle obserwujemy swoisty „wysyp” kursów, zajęć, rozmaitych spotkań i warsztatów hobbistycznych oraz tych nazywanych wprost „treningiem rozwoju osobistego”, których sale nierzadko wręcz pękają w szwach. Wypełniają się one już nie tylko dziećmi i entuzjastami, którzy zawsze na nie uczęszczali, ale i ludźmi poszukującymi skrawka własnej osobistej przestrzeni, którą w całości już – wydawałoby się – pochłonęło im życie zawodowe i rodzinne.
W taki sposób powstała bieżnia artystycznego wyrazu. Bez wielkiego nakładu finansowego, inwestowania i wysiłku marketingowego organizatorów narodził się nowy sposób realizowania, poszukiwania i wyrażania siebie – sposób bezpieczny i w zakresie regulowanym indywidualnie przez samego zainteresowanego.

Arteterapia przez płotki z HR-em

Obecność managerów i pracowników wszystkich szczebli na zajęciach zarezerwowanych do niedawna niemal wyłącznie dla dzieci – począwszy od domów kultury i placówek edukacyjnych po sale firm szkoleniowych i ośrodki religijne, w tym te związane z ruchem New Age – nie mogła obejść się bez echa na gruncie korporacyjnym. Potrzeba rozwoju osobistego musiała wkroczyć do firm, w niektórych – podobno nawet z impetem.
Tam gdzie osiągnięto poziom bezpieczeństwa finansowego, pracownicy domagają się już nie tylko podstaw w postaci wyjazdów incentive czy szkoleń miękkich, co jest naturalną koleją rzeczy opisywaną w badaniach i raportach, stanowiącą dziś elementarne „ABC” każdego managera HR. Zdecydowanie wzmaga się trend indywidualizmu pracowników. Przypuszczam, że już lada dzień w każdej firmie personel może domagać się także tych nowych form wynagradzania pozapłacowego, jakimi są zajęcia hobbystyczne i relaksacyjne – z poza sfery zajęć związanych bezpośrednio z wykonywanym zawodem. Koniecznie nieprzymusowe i bez udziału rodziny, gdzie nie ma rywalizacji, współpracy i żadnej „filozofii team-buldingu”, a jedynie psychologiczne i terapeutyczne "ja".
Nadążając za tym zapotrzebowaniem, wielu managerów Human Resources zderzywszy się z kryzysową sytuacją w 2009 r., zatrzymując w minionym roku najlepszych specjalistów, a także zmagając się z wymagającym pokoleniem Y, już szuka dla nich nowych metod rozwoju osobistego i znajduje je np. w arteterapii.
Nie jest jednak łatwo używać tego słowa, na które składa się „coś bliżej nieokreślonego ze sztuki” i „coś przerażającego z terapii”. Mówiąc o tej znakomitej, bo dającej konkretne wyniki, oraz atrakcyjnej, bo dotykającej naturalnych potrzeb człowieka, metodzie rozwoju osobistego, często spotykam się z niezrozumieniem pojęcia i tradycyjnym ignorowaniem: "To nie dla mnie, ja terapii nie potrzebuję, ja jestem daleko od sztuki.".
Kolejne działy arteterapii, na którą składają się biblioterapia z poezjoterapią, muzykoterapia i choreoterapia, a także estetoterapia czy estezjoterapia, brzmią z reguły obco i naturalnie wzbudzają niechęć. Metod tych nie można łatwo odszukać w sieci, nie są one ani sklasyfikowane prawem RP w usługach, ani w Polsce certyfikowane. Nie istnieje zawód arteterapeuty. Zauważyłam jednak, że podane inaczej, w znajomej i akceptowalnej formie warsztatów wspomnianego rozwoju osobistego, gier, rekreacji, rozrywki czy nawet integracji – okazują się być pożądanym obszarem zainteresowań uczestników zajęć. Biblioterapeuci, muzykoterapeuci, teatroterapeuci i inni pragnący zajmować się pracą z dorosłymi stanęli przed nie lada wyzwaniem, jakim jest nowe opakowanie dla ich pracy: opakowanie dla korporacji, biznesu czy dorosłego, zdrowego odbiorcy, którego nie interesuje – przynajmniej w pierwszym zderzeniu – ani element „arte”, ani część„terapia”, które to obie są przecież składowymi słowa „arteterapia”.
Arteterapia jest definiowana na wiele sposobów. Dużo jest wokół tego słowa dyskusji zarówno w polskim środowisku naukowym, jak i na świecie. Mówiąc najogólniej jest ona metodą wspierającą procesy zmian. Arteterapia może oczywiście wspierać leczenie i terapię właściwą ludzi chorych i potrzebujących, ale może też wzmacniać trening rozwoju osobistego ludzi całkowicie zdrowych, prowadząc do zmian lub refleksji na określony temat – i to jest właściwy kierunek dla obszarów biznesowych. Oczywiście jeden z wielu.
Arteterapia dla biznesu nie leczy i nie interpretuje, ale w nowy ciekawy sposób pokazuje i stymuluje twórcze myślenie, a odpowiednio i odpowiedzialnie poprowadzona dostarcza technik i strategii poszukiwania rozwiązań i kreatywnego działania, wspomaga produktywność myślenia przy jednoczesnym mocno zaznaczającym się aspekcie relaksu i zwrócenia się ku jednostce.
Od dawna w pracy z grupami biznesowymi są obecne elementy tych metod – choć rzadko eksponowane i niezbyt doceniane. Dziś jednak nadszedł czas świadomego z nich czerpania i wykorzystywania ich jako nowych form stymulowania ciekawości intelektualnej pracowników oraz świadomego równoważenia celów kształcenia oraz problematyki work life balance.
Należy przy tym pamiętać, że arteterapia to niekoniecznie tylko przebywanie wśród pięknych przedmiotów i dzieł sztuki, podziwianie spektaklu, relaks z muzyką czy pochłanianie literatury, ale przede wszystkim jest to wspomniana wyżej metoda. Technika opracowana naukowo, poparta badaniami i zakładająca określony porządek zajęć, które mają swój początek, koniec i cel oraz założone, określone postępowanie osoby, która zaplanowała i prowadzi zajęcia. W Polsce, jak pisałam wyżej, nie istnieje zawód arteterapeuty. Przyjmuje się, że zajęcie to wykonywać powinny jednak osoby przygotowane merytorycznie do tej pracy (przynajmniej certyfikowane warsztaty i kursy nadające uprawnienia, od niedawna także specjalizacje na studiach akademickich) i jednocześnie odznaczające się wysokim poziomem wiedzy w zakresie poruszanej problematyki danej grupy docelowej.

Do mety na przykład z biblioterapią

Biblioterapia, podobnie jak inne działy arteterapii czy terapii przez sztukę, odpowiednio zaplanowana przez biblioterapeutę, który zna zagadnienia i potrzeby grupy docelowej oraz – w przypadku zajęć dla biznesu – orientuje się dobrze w celach zarządu i HR-u, idealnie odpowie potrzebom szkoleniowym firmy. Metoda ta łączy bowiem relaks z rozrywką oraz odpowiada na potrzeby poznawcze uczestników, tworząc tym samym doskonały warsztat rozwoju osobistego i kreatywności. Zajęcia biblioterapeutyczne – odpowiednio skrojone na miarę potrzeb klienta – mogą też w niektórych przypadkach stać się odpowiedzią na potrzebę ekonomicznego połączenia incentive ze szkoleniem.
Biblioterapia koncentruje się na jednostce, ale jednocześnie spełniać może funkcje wysoce integrujące grupę. Metoda ta może diagnozować, ale nie podaje gotowego narzędzia do zmiany. Zajęcia te otwierają i wspomagają procesy zmian osobistych i kreatywność. Podobnie bowiem jak w coachingu, biblioterapeuta przeprowadza grupę lub każdego z osobna przez pewien proces myślowy, sprawia, że dojrzewa w słuchaczu myśl i gotowość do zmiany lub też upewnia się co do braku jej konieczności. Biblioterapia powoduje więc refleksję o tematyce związanej z celem zajęć poprzez luźne nawiązania i skojarzenia.
Kolejnym celem biblioterapii nastawionym na widoczne korzyści jest kształtowanie poczucia akceptacji w grupie i społeczeństwie, a także – w uzasadnionych przypadkach – pobudzanie odwagi posiadania własnych poglądów i publicznego ich wyrażania. Czyni to tę metodę nieocenionym, „bardzo miękkim” wstępem do szkoleń managerskich (np. z zakresu wystąpień publicznych i innych komunikacyjnych szkoleń). Dlatego wskazana jest tu ścisła współpraca arte- i biblioterapeuty z trenerem biznesu, zwłaszcza jeśli ich zajęcia następują jedne po drugich lub w krótkim odstępie czasu, tworząc całość i zwiększając tym samym przyswajalność wiedzy.
Rozpatrując funkcje i cele biblioterapii warto pamiętać, że zajęcia odznaczają się zwykle (chyba, że uzgodni się inaczej) wysokim stopniem wyciszenia, relaksu i oderwania, co stanowi bezpośrednią odpowiedź na zakładane zapotrzebowanie uczestników oraz obserwowane trendy.
Zajęcia biblioterapeutyczne odbywają się w myśl zasady Konfucjusza: „Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Zaangażuj mnie, a zrozumiem.”. Mogą przybrać na przykład formę kreacji warsztatowej w oparciu o klasyczny trening twórczości oraz elementy psychologii zabawy.
Materiałem wyjściowym do pracy z grupą są tu zawsze materiały biblioteczne i mediateczne, jak: książki i czasopisma, reprodukcje dzieł sztuki, winyle, CD, DVD oraz ostatnia innowacja – audiobooki i e-booki. Na podkreślenie zasługuje fakt, że zajęcia te w najmniejszym stopniu nie są poświęcone analizie dzieł i w niczym nie przypominają zwykle znienawidzonych w przeszłości lekcji szkolnych. Krótki fragment materiału literackiego lub filmowego jest jedynie punktem wyjścia do gier, zabaw i pracy twórczej, a dalej – do poprowadzenia procesu myślowego uczestników aż do ich własnych osobistych refleksji, których uczestnicy nie są nigdy zobowiązani zdradzać na głos. Trening nie powinien narzucać żadnych interpretacji, ale winien prowadzić do refleksji na temat określony celem zajęć.
Metoda biblioterapii narzuca wprawdzie konieczność przeprowadzenia ewaluacji, ale przybiera tu ona nieco mniej wyrazistą formę w porównaniu do znanych metod ocen szkoleń managerskich (np. ankieta). Zwykle w ewaluacji, która przybiera tu postać dialogu, rysunku lub inną formę wyrażenia się, mowa jest o nastroju, z którym wychodzi się z zajęć, i który określa się kolorami, doborem reprodukcji lub na przykład opisem pogody. Ocena dotyczy postanowień planowanych w wyniku odbytych zajęć zmian i refleksji. W porozumieniu z HR-em biblioterapeuta może opracować system ewaluacyjny, który nie będzie zaprzeczeniem dla metody, a jednocześnie zaspokoi potrzeby zleceniodawcy.
Dobrze zaplanowane zajęcia biblioterapeutyczne są zawsze barwne i ciekawe, także poprzez zaskakujące łączenie multimediów (tzw. cyber training) i tradycyjnych form plastycznych, użycie wielu ciekawych i estetycznych rekwizytów oraz zaskakujących zwrotów scenariusza zajęć. Bardzo dobre efekty można osiągnąć mieszając techniki i narzędzia terapii przez sztukę, wspomagając je na przykład dramą, ćwiczeniem logicznym czy na przykład warsztatem savoir-vivru i etykiety biznesowej.
Jednym z wyznaczników metody, o który musi zadbać biblioterapeuta, jest estetyczny wymiar spotkania. Na komfort, zaangażowanie i chęć uczestnictwa wpływa nie tylko atmosfera, jaką się tworzy, zaciekawiając słuchaczy i trafiając w ich potrzeby, elastycznie dostosowując się do ich potrzeb oraz nastrojów i modelując je. Dobrze jest, gdy przestrzeń, w której odbywają się zajęcia (zwykle wielogodzinne) daje możliwość siedzenia w komforcie – ideałem są fotele i kanapy, miękki dywan oraz jednocześnie obok stół z krzesłami, gdzie można notować i np. rysować czy zagrać w jakąś grę. Biblioterapeuta pracujący w oparciu o metody zaczerpnięte także z innych obszarów, jak pedagogika twórczości czy psychologia zabawy, potrzebuje także miejsce na to, aby na wyznaczonym wspólnym obszarze grupy zajęciowej można było się np. komfortowo położyć czy też odegrać scenkę dramową. Niewiele jest jednak sal spełniających te wszystkie warunki, bo miejsca – w siedzibach firm czy hotelach – są albo typowo rekreacyjne, albo konferencyjne i nie łączą raczej tych wszystkich potrzeb. Biblioterapeuta z wyobraźnią szybko jednak każdą z nich przearanżuje, dysponuje bowiem zwykle dużą ilością własnych rekwizytów i elementów scenograficznych, które spowodują, że sala stanie się przyjazna zajęciom i przybliży do osiągnięcia ich celu.

Zasoby osobiste a arte

Pracując całe życie z grupami pracowników i gośćmi firm, stwierdzam, że ludzie uwielbiają się uczyć i spotykać autorytety z różnych, nawet dalekich swoim zainteresowaniom, dziedzin. Doceniają dobre szkolenie, które wspominają potem latami, ale i – nie mniej – cenią możliwości rozwoju osobistego, jakie otrzymują od firmy.
Pozwolę tu sobie zacytować interesujący fragment artykułu Jana Chodkiewicza z serwisu psychologia.net.pl, który trafnie opisuje tę problematykę:
"Od dawna wiadomo, że ważną sprawą w radzeniu sobie z stresami życia jest wysoka samoocena, samoakceptacja i pozytywny obraz samego siebie (Sęk, 1991). Poczucie własnej wartości kształtuje się w toku rozwoju struktury „ja” tak samo, jak poczucie tożsamości (kim jestem?) czy inne schematy dotyczące człowieka i świata. Własność tę można zdefiniować jako „przekonanie o autonomicznej wartości własnej osoby i oczekiwanie jego potwierdzenia ze strony innych ludzi i od samego siebie” (Jakubik, 1997, str. 172). Tworzy się ono pod wpływem informacji od otoczenia społecznego i samookreślania własnej wartości. Poczucie własnej wartości pozostaje w ścisłym związku z przewidywaniem zakresu swoich możliwości. Jest to niezwykle istotne przy podejmowaniu działań, zwłaszcza w sytuacjach nowych, nieznanych i trudnych do opanowania, ponieważ rozpoczynając jakąkolwiek aktywność człowiek zawsze bierze pod uwagę własne możliwości. Jeśli ocena samego siebie jest adekwatna, podejmowane działania odpowiadają realnym możliwościom jednostki. Lekko podwyższony poziom samooceny niesie dla jednostki korzyści: redukuje lęk, niepokój, pozwala człowiekowi formułować ambitne cele i podejmować trudne zadania, a dzięki mechanizmowi autoafirmacji - umożliwia przystosowawcze radzenie sobie z doznanymi porażkami. Zaniżona samoocena jest natomiast zjawiskiem niekorzystnym. Wyraża się w uporczywym ustalaniu aspiracji poniżej poziomu osiągnięć, a objawia niską odpornością w sytuacji stresu. Osoby z niskim poczuciem własnej wartości nie wykorzystują szans na osiągnięcie sukcesów tam, gdzie jest to możliwe, ponieważ boją się spróbować, wycofują się, z góry skazując na przegraną. Poza tym, często generalizują konsekwencje porażki na wszelkie aspekty swego życia oraz stosują inne destruktywne techniki radzenia sobie z zagrożeniem. Aby obronić i tak już relatywnie niską samoocenę, porównują siebie do innych, uciekając się do przypisywania im różnych negatywnych atrybutów."
Jeśli zasoby osobiste to – powiedzmy potocznie – zbiór indywidualnych cech i aktywności, które dają poczucie kontroli nad własnym życiem, to firma, która stawia na popularyzację uczenia się i rozwijania, wygrywa wszystko. Na uczeniu się, pogłębianiu wiedzy i rozwoju stoi przecież potęga każdej organizacji – z rodziną włącznie. Dlatego mieszanie celów firmy z dążeniami osobistymi jest w obecnym czasie tak istotne, gdyż obie strony – pracownik i firma – czerpią korzyść z tego. Budowanie nieugiętej postawy pracownika, pozytywnej, inspirującej i pełnej nadziei na przyszłość, tworzy też i klimat firmy, która zyskuje wizerunek pracodawcy, zarówno doceniającego osiągnięcia zawodowe, jak i dbającego o wszystkie potrzeby i obszary realizowania się. Idąc dalej, firma wspierając potrzeby pracownika także na polu osobistego realizowania siebie, daje mu optymistyczne wsparcie i tym samym osiąga cel, jakim jest zbudowanie własnej wiarygodności.
W czasie pokryzysowym, właśnie teraz – w roku 2010, gdy tyle mówi się o nowej roli HRM jako „doradcy i partnera” zarządu, a także jego funkcji „budowniczego” wizerunku pożądanego pracodawcy – w cenie jest pomysł, czyli jak trafić w „dziesiątkę”, którą jest zindywidualizowana potrzeba pracownika. Oferowanie wyboru tłumienia lub wyrażania się (m.in. poprzez zajęcia arteterapeutyczne), tworzy przewagę przedsiębiorstwa jako pracodawcy. Popularność zajęć hobbistycznych, wywołana konkretną ludzką potrzebą, jest być może tym pomostem, który wykorzysta HR, adaptując wybrane metody z tego obszaru na gruncie przedsiębiorstwa.
Arteterapia w czasie wymuszonego dokonywania trudnych wyborów i ocen, których celem jest dążenie do oszczędności, okazuje się (zajęcia i metody) dla managerów Human Resources relatywnie tańsza od tradycyjnie znanych metod wynagradzania pozapłacowego (np. sport, podróże i imprezy integracyjne).

Artykuł ukazał się w Serwisie HR