Zamykają oddziały szpitalne, ograniczają liczbę łóżek i w konsekwencji nie zrealizują ryczałtu jaki otrzymują z NFZ w ramach sieci szpitali – tak dzieje się w wielu szpitalach powiatowych. Wszystko przez to, że brakuje lekarzy i placówki nie mają jak wykonać zaplanowanych świadczeń, operacji czy badań.

Dyrektor szpitala w Głuchołazach, w województwie opolskim, przestał w kwietniu przyjmować pacjentów ma internę. - Nie ma komu zajmować się pacjentami, bo brakuje nam internistów mimo, iż poszukujemy ich od kilku miesięcy. Poszukujemy wielu specjalistów na inne oddziały, ale te spełniają jeszcze wymogi NFZ dotyczących obsad kadrowych - mówi Zygmunt Konieczny, wicedyrektor szpitala w Głuchołazach.

Szpital może zawiesić funkcjonowanie oddziału wewnętrznego maksymalnie na 6 miesięcy, później trzeba będzie go zamknąć. Wicedyrektor Konieczny przewiduje wobec tego, iż jego placówka będzie w stanie przez najbliższe miesiące wykonać ok. 90 proc. ryczałtu i w konsekwencji Fundusz w kolejnych miesiącach przyzna jej mniej pieniędzy.

Kilkanaście tysięcy złotych i mieszkanie

Tymczasem samym lekarzom szpital oferuje zarobki na poziomie 14-15 tysięcy złotych netto. Powiat chce płacić dodatkowo doktorom za mieszkanie, ale chętnych brak.

Od kilku miesięcy intensywne poszukiwania lekarzy trwają także w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Jastrzębiu Zdroju. Placówka chętnie przyjęłaby internistę, pediatrę, anestezjologa czy pulmunologa.

- Wynajęliśmy nawet firmę headhunterską, ale i ona sobie nie radzi. Jeśli przychodzi do nas do pracy nowy lekarz, to pozyskujemy go tylko drogą własnych kontaktów, bo żadne ogłoszenia nic nie dają - mówi Mariola Lech-Wasiak, odpowiedzialna za marketing w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Nr 2 w Jastrzębiu Zdroju.

Powiat w Jastrzębiu Zdroju oferuje także lekarzom opłacone mieszkania, jeśli tylko zechcą przyjechać, przeprowadzić się tu i pracować.

- Na razie jednak nie jesteśmy zmuszeni zamykać żadnego oddziału, ale na internie ograniczamy liczę łóżek- tłumaczy Mariola Lech-Wasiak.

  

Konkurencyjne przychodnie

Szpitale powiatowe są w tak dramatycznej sytuacji kadrowej, gdyż np. pediatrzy i interniści wolą pracować w przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej. Stawka godzinowa w wielu miejscowościach to ponad 100 zł za godzinę, a praca jest spokojniejsza i nie wymaga dyżurowania w nocy.

Co więcej, szpitale powiatowe są w o tyle gorszej sytuacji kadrowej w porównaniu do wojewódzkich czy klinicznych, bo nie mają rezydentów. Młodzi lekarze robiący specjalizacje wybierają duże ośrodki, bo to głównie w tych dużych ośrodkach pensje rezydentom finansuje Ministerstwo Zdrowia.

I nawet jeśli, któremuś szpitalowi powiatowemu uda się pozyskać lekarza specjalistę to znaczy, że zabraknie internisty czy pediatry w sąsiednim. Dyrektorzy szpitali powiatowych są nierzadko zmuszeni podkupować sobie pracowników.

- A gdy nawet ich znajdą, to mogą mieć w pierwszych miesiącach ich pracy problem z wypłatą im wynagrodzeń, gdyż dostaną mniej pieniędzy z NFZ. Bo jeśli szpital poprzednio zrealizował mniej świadczeń, gdyż miał zamknięty odział, to na kolejny okres rozliczeniowy Fundusz przyzna mu mniej  ryczałtu. Takie są zasady działania systemu podstawowego zabezpieczenia szpitalnego - tłumaczy Rafał Janiszewski, ekspert ds. ochrony zdrowia (czy on jest z jakieś uczelni, instytucji, jeśli tak, to warto to dopisać).

Kara za mniej świadczeń

590 placówek, które znalazło się w systemie podstawowego zabezpieczenia społecznego czyli tzw. sieci szpitali. Otrzymali z NFZ w pierwszym półroczu b.r. łącznie 11 mld 105,9 mln zł. Pierwsze miesiące funkcjonowania szpitali w ramach sieci i rozliczania ich ryczałtem, a nie według wykonanych świadczeń, ujawniły, iż 24 placówki z 590 wykonało ryczałt na poziomie poniżej 90 proc. Gross z nich to szpitale powiatowe, które w konsekwencji dostaną mniejsze ryczałty na kolejne okresy rozliczeniowe

- Ja bym się nie martwił tym zjawiskiem. Mapy potrzeb zdrowotnych pokazały, iż mamy za dużo łóżek szpitalnych na 1000 mieszkańców, bo aż 5,5. Naprawdę nie są nam potrzebne np. oddziały ginekologiczno- położnicze, w których personel przyjmuje jeden poród na dwa dni - mówi dr Jerzy Gryglewicz, ekspert ds. zdrowia Uczelni Łazarskiego.

Ekspert przyznaje, że gorszy problem będzie, gdy dyrektorzy będą właśnie zamykać oddziały kluczowe z punktu widzenia lokalnej ludności. A interna ma właśnie takie znaczenie.

O tym jak inne kraje radzą sobie z brakami kadrowymi czytaj tutaj>>

Co zatem zrobić, aby zapełnić luki kadrowe?

-     Uwolnić potencjał, czyli zamykać właśnie te odziały, na których lekarze mają za mało pracy i przesuwać ich do bardziej potrzebujących jednostek. Zresztą wiele świadczeń lekarze mogą szybciej wykonywać w poradniach przyszpitalnych i nie potrzeba do tego oddziałów - przyznaje Jerzy Gryglewicz.