Wskazuje się też, że proces był mało transparentny, zwłaszcza jeżeli chodzi o ocenę trzeciego kryterium ewaluacji, jakim jest wpływ działalności naukowej prowadzonej przez uczelnie w danej dyscyplinie na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki. Na wiarygodność wyników negatywnie wpłynęła też polityka ministerstwa nauki, które wielokrotnie i bez zachowania określonego w przepisach trybu zmieniało listę czasopism, a w końcu także procedurę określania progu, od którego zależy kategoria uczelni.

Czytaj: MEiN publikuje wyniki ewaluacji uczelni i instytutów - 65 kategorii A+>>

Gra o wszystko

Ustawa 2.0 mocno zmodyfikowała zasady ewaluacji działalności naukowej – to, jaką kategorię przyzna się dyscyplinie naukowej na danej uczelni, jest kluczowe nie tylko ze względów finansowych. Zaważy na przetrwaniu danego ośrodka, bo to od tego zależeć będzie m.in. możliwość nadawania stopni i tytułów, akademicki charakter uczelni, możliwość prowadzenia szkół doktorskich, czy choćby samodzielność przy tworzeniu kierunków studiów. Wszystkie ośrodki z kategorią niższą niż B+ takie uprawnienia tracą.

Sprawdź też: Wyniki ewaluacji działalności naukowej za lata 2017-2021 >>>

Ocena dotyczyła trzech kryteriów:

  • publikacji,
  • efektów finansowych badań naukowych,
  • wpływu na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki.

Początkowo ewaluacja dotyczyć miała lat 2017-2020, jednak ze względu na pandemię zdecydowano się wziąć pod uwagę również rok 2021. Co istotne, w tym ostatnim roku wprowadzono bardzo dużo zmian legislacyjnych – w tym m.in. uzależniając od decyzji ministra wartości referencyjne, od których zależy kategoria naukowa.

Czytaj też: Ocena funkcjonowania ustawy 2.0 >>>

 


Polska potęgą w prawie kanonicznym, w naukach prawnych dwóch liderów

- Wyniki ewaluacji w naukach prawnych są niezłe i dość przewidywalne - podobnie jak w parametryzacji (poprzedniczce ewaluacji) większość uczelni ma tę samą kategorię B+. Jest bardzo niewiele jednostek kat. B i żadnej kategorii C  - ocenia prof.  Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego.  - Oznacza to, że jeśli chodzi o kryteria formalne - liczbę zdobytych w rozgrywkach punktów - wszyscy pracowaliśmy podobnie. Czy przełożyło się to na będącą celem reformy internacjonalizację i poprawę jakości badań, zobaczymy dopiero po uwolnieniu wszystkich danych. Lepiej od prawa poradziło sobie "bratnie" prawo kanoniczne - tam są wyłącznie jednostki kat. A+ i A, co oznacza, że w tej działce jesteśmy potęgą międzynarodową – zauważa.

Czytaj także:
Minister wkrótce z kompetencją do ustalania progu, od którego zależy kategoria naukowa>>
Po wrzutkach na listę czasopism ewaluacja uczelni może rozstrzygnąć się w sądzie>>

W naukach prawnych kategorią A+ poszczycić się mogą dwie uczelnie – jest to Politechnika Warszawska i Uniwersytet w Białymstoku.
- Przyznanie Wydziałowi Prawa Uniwersytetu w Białymstoku kategorii A+ w ocenie działalności naukowej cieszy tym bardziej, że towarzyszy temu uzyskany przez nasz wydział w bieżącym roku Certyfikat Doskonałości Kształcenia nadany przez Polską Komisję Akredytacyjną (uchwała nr 89/2022 z dnia 10.02.2022 r.). – mówi Prawo.pl dziekan Wydziału Prawa w Białymstoku prof. dr hab. Mariusz Popławski. -  Większość jednostek, które zostały uhonorowane wraz z Wydziałem Prawa UwB tym certyfikatem, potwierdziło bardzo wysoki poziom naukowy, o czym świadczy fakt, że uzyskały one kategorię A+. Pozwala to uznać, że Wydział Prawa UwB należy do tych jednostek, w których zarówno dydaktyka jak i nauka są prowadzone na bardzo wysokim poziomie. Jest to możliwe przede wszystkim dzięki ogromnemu zaangażowaniu i znakomitej współpracy kadry naukowej a także pracowników – podkreśla.

Czytaj też: Ewaluacja działalności naukowej w myśl ustawy 2.0 >>>

Mali mają łatwiej

Kategorie A w dyscyplinie nauki prawne przyznano dziesięciu uczelniom: Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, Uniwersytetowi Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Uniwersytetowi Szczecińskiemu, Uniwersytetowi Wrocławskiemu, Uniwersytetowi Humanistyczno-Przyrodniczemu im. Jana Długosza w Częstochowie, Uniwersytetowi Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetowi Śląskiemu w Katowicach, Uniwersytetowi Szczecińskiemu, Uczelni Łazarskiego, Uniwersytetowi Gdańskiemu i Akademii Pomorskiej w Słupsku.

- Zaskoczeniem jest kategoria A+ dla prawników z Politechniki Warszawskiej. Przy czym zaskoczeniem nie jest to, że politechniczni prawnicy prowadzą badania na najwyższym poziomie, tylko to, że jest to bodaj jedyna kategoria A+ na tej uczelni. Zaskakująca jest  utrata praw akademickich przez prawo w Akademii Leona Koźmińskiego. Ten dobrze oceniany ośrodek z nieznanych przyczyn uzyskał kategorię B, czyli znalazł się "pod kreską” – mówi prof. Stec. Podkreśla, że świetnie poradziły sobie małe ośrodki – w Słupsku, Częstochowie i w Akademii Nauk Stosowanych w Łomży (B+). - Być może małym, kilkunastoosobowym zespołom jest łatwiej dostosować się do kryteriów ewaluacji – ocenia.

Czytaj też: Żak Mariola, O możliwych zastosowaniach idei good governance w naukach prawnych i praktyce prawniczej >

 

 

Na to, że zasady oceniania premiują małe jednostki, wskazuje również dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jerzy Pisuliński. -  Jesteśmy umiarkowanie zadowoleni z wyniku ewaluacji, bo w poprzedniej ewaluacji mieliśmy ocenę A+. Oczywiście ocena A jest bardzo dobrą oceną, zwłaszcza, że  jesteśmy dużym wydziałem i działalność naukową w zakresie nauk prawnych prowadzi ponad 200 nauczycieli akademickich. Obecne zasady ewaluacji premiują nieduże jednostki o wyrównanym zespole, czego dowodem jest ocena A+ dla nauk prawnych na Politechnice Warszawskiej, na której prowadzone są studia z zakresu administracji, a kadra jest nieporównywalnie mniejsza niż na wydziałach prawa dużych uczelni publicznych, prowadzących badania w całym zakresie nauk prawnych – podkreśla.

Czytaj też: Problemy oceny parametrycznej polskich czasopism naukowych z dziedziny nauk prawnych >>>

 

Najlepsi na świecie niekoniecznie najlepsi w Polsce

Sukces mniejszych i nowych ośrodków wynika z tego, że mogły one stworzyć zespół z naukowców, którzy mają na koncie liczne badania i publikacje, a nie zajmują się aż w takim stopniu dydaktyką, jak pracownicy w większych ośrodkach.

-  Aby to wytłumaczyć, warto spojrzeć na prestiżowy ranking szanghajski – mówi prof. Grzegorz Wierczyński z Uniwersytetu Gdańskiego. – Jedynym wydziałem weterynarii w Polsce, który się w nim znalazł, jest Wydział Weterynarii Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ten sam, o którym minister w maju mówił, że bez skorygowania wyników ewaluacji, straci prawo do nadawania stopni i tytułów. Wynika to z tego, że w naszej ewaluacji wynik zależy nie od tego, ilu świetnych naukowców ma dana uczelnia w określonej dyscyplinie, tylko ilu przypada na nich pracowników, którzy takich sukcesów nie odnotowują – mówi. W polskiej ewaluacji jednostka, na której pracuje jeden wybitny naukowiec i jedenastu słabych, wypada niemal dwa razy lepiej niż ta, która ma dziesięciu wybitnych i dwustu słabych naukowców. W rankingu szanghajskim jest odwrotnie - jednostki są oceniane przez pryzmat najlepszych pracowników, a nie wszystkich, więc ta duża jednostka wypadnie znacznie lepiej niż ta mała.

I tu – jak wskazuje prof. Wierczyński – widać poważny błąd systemowy. – Częściowo to kwestia mentalności środowiska, bo często nie jesteśmy gotowi pożegnać się z tymi naukowcami, którzy nie prowadzą badań. Ale nie tylko – bo czasem są to świetni dydaktycy, których uczelnia potrzebuje. I owszem, można ich przenieść na etaty dydaktyczne, wtedy nie wpłyną na ocenę w ewaluacji, tyle że wtedy uczelnia traci finansowo i to nawet miliony złotych rocznie. Etat naukowo-dydaktyczny wiąże się z wyższą dotacją niż ten wyłącznie dydaktyczny. Tu widzę pole do zmian w przepisach, należy bardziej konsekwentnie oddzielić finansowanie dydaktyki od finansowania badań – podkreśla prof. Wierczyński. Zresztą to, że małe jednostki dostają wyższe noty, niesie ze sobą kolejne problemy.

- Jeśli mały zespół prowadzi wysokiej jakości badania, to warto go wspierać finansowo, to jest po prostu równie dobra inwestycja, co wspieranie dużego ośrodka. Problemem jest natomiast to, że bardzo małe zespoły uzyskały uprawnienia do habilitowania. W tym zakresie ustawa jako minimum traktuje 12 osób i jest tak od 1985 r. - podkreśla prof. Wierczyński. Jak dodaje, od tego czasu realia się znacznie zmieniły, liczby naukowców, doktoratów i habilitacji są nieporównanie wyższe. Współcześnie uprawnienia habilitacyjne powinny mieć jedynie te rady dyscyplin, które liczą znacznie więcej osób niż 12, a liczbę tę należałoby ustalać indywidualnie dla każdej dyscypliny - mniejsza liczba powinna stanowić minimum dla uzyskania uprawnienia do nadawania stopnia doktora.

Według prof. Wierczyńskiego nie sprawdziło się rozwiązanie, że instytuty badawcze są oceniane osobno od uczelni. Ten podział jest coraz mniej klarowny, bo na uczelniach również zdarzają się osoby zatrudnione na etatach czystonaukowych. W przyszłości wszystkie jednostki z danej dyscypliny należy oceniać razem i mieć wspólne wartości referencyjne, natomiast od pracowników zatrudnionych na etatach badawczych należy wymagać więcej niż od pracowników zatrudnionych na etatach badawczo-dydaktycznych.

 

 

Subiektywne trzecie kryterium i zawyżona punktacja

Pojawiają się też wątpliwości, co do wiarygodności wyników – bo ministerstwo  nie kryło, że w pierwotnej wersji wyniki wyszły niekorzystnie dla niektórych uczelni i trzeba je poprawić. Tyle że owe poprawki dają podstawę do ewentualnych odwołań, zwłaszcza jeżeli chodzi o ocenę trzeciego z kryteriów, bo budzi ona największe wątpliwości.

- Samo wprowadzenie kryterium wpływu naszych badań na społeczeństwo, jest rozwiązaniem dobrym i potrzebnym, mieliśmy tu jednak dwa problemy, które niemal zawsze występują przy zupełnie nowej regulacji. Po pierwsze, zainteresowani nie wiedzieli jak wykazywać wpływ. Zabrakło szkoleń wdrażających stosowanie tego kryterium. A zabrakło ich dlatego, że w samym ministerstwie niewiele osób wiedziało, o co w tym chodzi. W efekcie nawet bardzo prestiżowe jednostki popełniały błędy, które skutkowały niskim wynikiem w tym kryterium. Z każdą ewaluacją będzie lepiej, bo będziemy akumulować wiedzę i doświadczenia z poprzednich ewaluacji. Drugi problem jest taki, że proces oceniania zgłoszonych propozycji był wysoce nietransparentny. To dotyczy również pozostałych kryteriów ocen. Ponieważ ocen dokonują anonimowi recenzenci, procedura powinna przewidywać możliwość składania odwołań od ich ocen. Zainteresowani dopiero po zakończeniu procesu dowiadywali się jakie publikacje, jakie granty i jakie wpływy zostały zakwestionowane i na jakiej podstawie. W efekcie wszystkie te oceny będą teraz kwestionowane w ramach odwołań - podkreśla.

Czytaj też: Warunki uzyskania stopnia doktora habilitowanego w dyscyplinie nauki prawne >>>

Prof. Pisuliński podkreśla, że eksperci uznali wszystkie zgłoszone osiągnięcia, jeżeli chodzi o trzecie kryterium ewaluacji, choć nie uznali wszystkich dowodów. - Nie wiem, jak to było w przypadkach innych uczelni, gdy przedstawione osiągnięcia nie zostały uznane przez ekspertów. Problem polega na tym, że w zakresie nauk prawnych trudno o „twarde” dowody oddziaływania na otoczenie społeczno-gospodarcze (zwłaszcza wykazanie przyjęcia pewnych rozwiązań lub zmianę praktyki, np. w zakresie stosowania prawa). Sąd Najwyższy, przynajmniej w Izbie Cywilnej, praktycznie nie przytacza tytułów opracowań, na których się opiera, inaczej niż robią to sądy administracyjne czy w SN chociażby Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych – podkreśla. Konkretnych tytułów nie wskazuje się też w uzasadnieniach projektu ustaw. Podziela przy tym przekonanie, że wyniki nie budzą zaufania, ale – jego zdaniem – głównie przez  zmiany wykazu czasopism naukowych, przeprowadzane w „ostatniej chwili” i to ze skutkiem wstecznym.

- Część czasopism prawniczych ma punktację zdecydowanie  zawyżoną. To prowadzi do paradoksów, a mianowicie osoby publikujące w lokalnych czasopismach mogą uzyskać znacznie więcej punktów w procesie ewaluacji niż te, które publikują w czasopismach zagranicznych czy w uznanych czasopismach polskich o długiej tradycji - wskazuje.  Na przykład za artykuł w "Białostockich Studiach Prawniczych" można otrzymać 140 pkt, zaś za artykuł w "Państwie i Prawie" tylko 70. Dodatkowo publikowanie w pierwszym z tych czasopism umożliwiało rozliczenie większej liczby publikacji (bo nie zabierało tzw. slotu - naukowiec mógł rozliczyć cztery publikacje).

-  Jestem też ciekaw, ile monografii w wydawnictwach tzw. drugiego poziomu mieli pracownicy uczelni, które otrzymały ocenę A+ w zakresie nauk prawnych – podsumowuje prof. Pisuliński. Eksperci nie mają wątpliwości - daje to uczelniom niezadowolonym z wyników mocne podstawy do zaskarżenia decyzji.