Co to może mieć wspólnego ze szkolnictwem wyższym. Więcej niż się wydaje. Ale zacznijmy od początku. W nauce i szkolnictwie wyższym od kilku lat obowiązuje tak zwana ustawa 2.0, będąca jednym z elementów wprowadzania do Polski wizji uniwersytetu przedsiębiorczego, opartego o – jak to podkreśla prof. Irena Lipowicz – przebrzmiałą koncepcję New Public Management (NPM) Autorka podkreśla, że idea decentralizacji uruchamia innowacyjność, kreatywność i zasoby energii społecznej, ponieważ prowadzi do silnej identyfikacji emocjonalnej i duchowej z daną wspólnotą samorządową, odczuwaną jako „własna”.

Czytaj:
Czarnek: NCN do reformy, w przyszłym tygodniu zmiany w ewaluacji>>
Mała nowelizacja Prawa o szkolnictwie wyższym jeszcze jesienią>>

 

Uczelnia niekoniecznie jak korporacja

Takiego efektu nie osiągniemy w uniwersytecie funkcjonującym jako „korporacyjna firma”. Utrata poczucia wspólnoty i samorządzenia wydaje się zwolennikom takich zmian niezbyt istotna w obliczu spodziewanych korzyści ekonomicznych i redukcji zatrudnienia przynoszących oszczędności budżetowe. Doświadczenia w ograniczaniu decentralizacji wskazują jednak, że po pierwszym okresie euforii następuje znaczny spadek efektywności, co spowodowało w wielu krajach odejście od teorii nowego zarządzania publicznego, a także potem teorii governance (I. Lipowicz, Samorząd terytorialny XXI wieku, Warszawa 2019, s. 160).

W koncepcji NPM uznaje się, że nowe sposoby działania, z powodzeniem wdrażane w firmach prywatnych, mają charakter uniwersalny i można je stosunkowo łatwo przekształcać w praktyczne wskazówki dla podmiotów administracji publicznej (J. Sroka, J. Podgórska-Rykała, Planowanie i ewaluacja polityk publicznych, Warszawa 2021, s. 29.). Ideologicznym fundamentem NPM jest doktryna neoliberalizmu. New Public Management funkcjonuje w symbiozie z neoliberalną wizją państwa i gospodarki, przenosi na grunt myślenia o administracji publicznej (uczelnie są elementem administracji publicznej – tak zwanym zakładem administracyjnym) podstawowe dyrektywy neoliberalizmu (M. Kulesza, D. Sześciło, polityka administracyjna i zarządzanie publiczne, Warszawa 2013, s. 59.). Doktryna ta ma wiele elementów; jednym z nich jest konkurencja.

 


Wprowadzony ustawą 2.0 system zakłada wprowadzenie konkurencji – walki o pieniądze, prestiż, inne dobra, miejsce w wysoko punktowanym czasopiśmie, przy czym założeniem Jarosława Gowina było, by tych pism było bardzo mało. Najlepiej, by były to pisma międzynarodowe. Pierwsza wersja listy czasopism, sygnowana jeszcze przez niego, była szokiem. Przykładowo w naukach prawnych zabrakło wielu cenionych pism. J. Gowin postanowił „wyciąć” pisma, wprowadzając od razu dziki model konkurencji między pracownikami nauki. Był to swoisty plan Balcerowicza dla nauki. Z tego powodu uważam, że kolejne zmiany tej listy – mimo wątpliwości dotyczącej trybu zmiany oraz punktów dla poszczególnych czasopism – szły w dobrym kierunku; celem zmian była i nadal powinno być rozszerzenie znaczenia pism krajowych.

 

Jak zaznacza A. Wielomski, neoliberalizm niesie ze sobą wysokie ryzyko przegranej w neoliberalnym wyścigu szczurów, nakazuje permanentną walkę o pozycję życiową i zawodową. System ten szczególnie zagraża klasie średniej, którą czeka urynkowienie, często związane z redukcjami. Całkowicie wolny rynek oznacza utratę wszystkich branżowych przywilejów, unieważnienie dyplomów dających przywilej wykonywania pewnych zawodów etc. Wymaga pracy 24 godziny na dobę (A. Wielomski, Sojusz ekstremów w epoce globalizacji, Warszawa 2021, s. 101-102). To właśnie klasie średniej – a więc także nauczycielom akademickim, neoliberałowie każą „porzucić stabilne życie i udać się na łowy na neoliberalnym rynku, gdzie większość straci, aby nieliczni zyskali bardzo dużo” (tamże).

 

Najsilniejszy zbiera wszystko

Taki też miał być skutek wprowadzanych reform w szkolnictwie wyższym w roku 2018. Z uwagi na ograniczone zasoby, minister Gowin zaproponował grę na śmierć i życie. Kto wygra, ten zbiera wszystko – pieniądze, pełnię uprawnień akademickich itd. Pozostali zostają wyeliminowani. Jak w „Squid Game” – rektor nie będzie bowiem utrzymywał dyscypliny, która nie wygrała w grze. Ludzie zostaną zwolnieni. Taki to system szykował J. Gowin. Obecnie trwają prace Zespołu prof. W. Parucha. Jego ustalenia na wiosnę 2022 r. mają stanowić podstawę do nowelizacji ustawy 2.0. Oby neoliberalny duch został nią osłabiony. Owszem, można twierdzić, iż nie ma wystarczających środków finansowych na zaspokojenie potrzeb całej nauki i że konieczna jest walka („gra”) o te środki. Pamiętać jednak należy, że są obszary, którym daje się te pieniądze bez potrzeby konkurowania o nie. Nauka i szkolnictwo wyższe jest takim obszarem, który nie zawsze przynosi zysk, ale którego działalność jest potrzebna i niezbędna, choćby ze względu na to, iż uniwersytet stanowi pewne dobro wspólne. Uniwersytet nie może być więc miejscem, gdzie uczeni konkurują o wszystko w neoliberalnym wyścigu szczurów.

Czytaj także: Uczelnie chcą postawić na nauczanie hybrydowe>>

Wizja neoliberalnej uczelni może spowodować także zubożenie pracowników nauki. Pracownicy nauki – często omamieni hasłami o konieczności efektywnego działania uniwersytetu – nie zdają sobie z tego sprawy. Na świecie istnieje bardzo realny i posuwający się coraz dalej proces, jakim jest prekaryzacja wszystkich uczestników instytucji edukacji wyższej i nauki: „w wielu krajach, takich jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, udział pracowników uniwersyteckich pozbawionych jakiegokolwiek bezpieczeństwa zatrudnienia – czyli zmuszonych do pracy na cząstkach etatu, na umowach śmieciowych, na silnie ograniczonych czasowo kontraktach – rośnie nieprzerwanie już od co najmniej dwóch dekad. (…)”1.

Prekaryzacja ludzi nauki

Coraz częściej słyszy się o pracownikach amerykańskich uniwersytetów zmuszonych do dorabiania sobie na innych, równie sprekaryzowanych pseudoetatach i mimo to mieszkających w samochodzie na parkingu (bo wynajęcie pokoju w bogatym mieście uniwersyteckim jest dla nich po prostu za drogie). Anglosaskie uniwersytety są przy tym często niezwykle bogate, lecz to bogactwo, inwestowane w markę lub nieruchomości, nie „skapuje” na pracowników. Budynki, najlepiej w świetnych lokalizacjach i wykończone na wysoki połysk, wykorzystywane są do granic możliwości przez cały rok: pusta sala generuje straty i oznacza niegospodarność, nigdy nie ma możliwości przeniesienia zajęć. Są jednocześnie na tyle wielofunkcyjne, by w razie dekoniunktury łatwo się było ich pozbyć. (J. Kociatkiewicz, M. Kostera, Uniwersytet prawdziwy i uberopodobny, Magazyn Kontakt, 18 kwiecień 2020 r., https://magazynkontakt.pl/uniwersytet-prawdziwy-i-uberopodobny/).

Podejście finansowe spowodować może utratę stałych dochodów przez pracowników oraz zmianę relacji między nimi a uczelnią (już teraz zdarza się np. żądanie partycypacji finansowej w odmalowaniu/remoncie pomieszczenia, często należy płacić za parking i za wiele innych usług). Szczególne istotne jest to, by neoliberalne wizje nauki wyeliminować z programów partii politycznych. Podkreślenia wymaga, że programy te w zakresie nauki i szkolnictwa wyższego są zróżnicowane. Generalnie: nie przywiązuje się do tego obszaru dużej uwagi. Jednak istniejące programy różnią się od siebie. Jedna z większym partii ma w swoim programie wizję nauki neoliberalnej. Inna z kolei niedawno wprowadziła wiele sensownych postulatów dot. np. bezpieczeństwa i stabilności stosunku pracy, przywrócenia autonomii uczelni (cechą wizji neoliberalnej jest bowiem ograniczenie autonomii uczelni lub całkowite od niej odejście. Nie wszyscy pracownicy nauki zdają sobie niestety z tego sprawę).

 

Postulaty te przez zwolenników wizji neoliberalnej zostaną skrytykowane (a w mediach społecznościowych zapewne wyśmiane), jednak warto podjąć dyskusję. Konieczne jest zaktywizowanie wielu osób przeciwnych neoliberalnej wizji uczelni – zagraża ona nam, naszej pracy i nauce. Ortodoksyjna wizja neoliberalna przewiduje miejsce tylko dla „najdoskonalszych” (słowo „doskonałość” jest odmieniane przez wszystkie przypadki w ustawie 2.0). Reszta zostanie wyeliminowana – jak w „Squid game”. Uważam, że w nauce jest miejsce na różnorodność. Każdy może uprawiać naukę w inny sposób. Jak już pisałem na portalu prawo.pl, najlepszy system szkolnictwa wyższego jest taki, w którym łączy się zalety młodych i zalety starszych pracowników nauki. Młody człowiek może więcej pisać do zagranicznych czasopism, podróżować po świecie itd. Starszy zaś ma niezbędne doświadczenie życiowe/naukowe/zawodowe a także kontakty; starszy może także kształcić młodszych, być ich mentorem itd. Wszystko to można połączyć z korzyścią dla uczelni. Można tutaj zastosować analogię do sportu, gdzie starsi sportowcy wycofują się z konkurowania, ale wspierają i szkolą młodszych (https://www.prawo.pl/student/zmiany-w-punktacji-czasopism-naukowych-i-odpowiedzialnosci,504520.html). Starszych się nie eliminuje, tylko korzysta z ich doświadczenia i wiedzy. I pragnę podkreślić jedno: pisze to jako osoba stosunkowo młoda. Nie jestem „zgrzybiałym profesorem” (słowa J. Gowina).