Nie ma raczej powrotu do tego co było przed 2018 r., jednak można skutecznie ograniczyć pewne negatywne skutki przepisów prawnych, które wprowadził minister Gowin. Cechują się one dużym liberalizmem charakteryzującym się konkurencją między dyscyplinami i uczelniami, w tym konkurowaniem (wręcz walką) o pieniądze. To dobry wynik ewaluacji zapewni uczelni odpowiednie finansowanie.

Autonomia uczelni święta, ale… państwo „zatroszczy się” o szkoły wyższe>>

 

Liberalizm się nie sprawdza

Nie tędy droga. Liberalizm w obszarze szkolnictwa wyższego nie sprawdza się – tutaj ma się tworzyć naukę w warunkach wolności (nie ograniczanej przez system reglamentacyjno-porządkowy). Dlatego też ja osobiście liczę na pewne zmiany, które „spiłują zęby” tym wyjątkowo liberalnym regulacjom. Zresztą zapowiada to sam minister Bernacki – pragnę zwrócić uwagę na fragment jego wypowiedzi, w którym wskazuje on, że oprócz dorobku istotny będzie także stopień, tytuł naukowy. Może to teoretycznie nastąpić np. poprzez powrót do minimum kadrowego, chociaż osobiście uważam, że raczej to nie nastąpi. Minima kadrowe były dobre z punktu widzenia osoby (naukowca) – zapewniały mu większą stabilność zatrudnienia. Doprowadziły jednak do pewnej patologii, w której zatrudniało się profesora/doktora habilitowanego, który nie miał dorobku. Być może dowartościowanie profesorów i doktorów habilitowanych nastąpi w akcie podustawowym – rozporządzeniu (np. uczelnia dostanie większe pieniądze za zatrudnienia profesorów/doktorów habilitowanych).

 

 

Minima kadrowe sprawdzały się tam, gdzie uczelnia była prawdziwą alma mater – matką żywicielką dla wspólnoty akademickiej. Jeżeli uczelnia ma być przedsiębiorstwem nastawionym na zysk, wówczas minima kadrowe nie są potrzebne – w przedsiębiorstwie ceni się produkcję (prac naukowych, a najlepiej wysoko punktowanych artykułów). Zatem powrót do minimów kadrowych oznaczałby powrót do klasycznej koncepcji uniwersytetu (uczelnie jako przedsiębiorstwa, funkcjonujące w świecie zachodnim, już się nie sprawdzają). Przywrócenie minimum kadrowego to jednak propozycja do rozważenia na kolejne lata (po ewaluacji w roku 2022). Wymaga jednak wprowadzenia pewnych mechanizmów chroniących przed „nicnierobieniem” profesorów.

 

Generalnie jednak pozytywnie oceniam zapowiedź, że sam dorobek naukowy nie będzie wpływał na politykę kadrową; że opłacało się będzie zatrudniać profesorów/doktorów habilitowanych. Oczywiście nie może dochodzić do ww. patologii. Należałoby jednak stworzyć pewien nowy system, w którym współpracują ze sobą pracownicy różnych pokoleń. Obecny system, wprowadzony przez Gowina, powoduje ostrą walkę między młodymi i starszymi akademikami. Gowin stanął po stronie młodych (wypowiadając się z pogardą o „zgrzybiałych profesorach”, co ocenić należy nagannie).

Jednak najlepszy system szkolnictwa wyższego jest taki, w którym łączy się zalety młodych i zalety starszych pracowników nauki. Młody człowiek może więcej pisać do zagranicznych czasopism, podróżować po świecie itd. Starszy zaś ma niezbędne doświadczenie życiowe/naukowe/zawodowe a także kontakty; starszy może także kształcić młodszych, być ich mentorem itd. Wszystko to można połączyć z korzyścią dla uczelni. Można tutaj zastosować analogię do sportu, gdzie starsi sportowcy wycofują się z konkurowania, ale wspierają i szkolą młodszych.

 

 

Z pewną nadzieją podjeść można do zapowiedzi weryfikacji listy czasopism. Osobiście uważam, że stanowi ona wielką formę ograniczania wolności nauki i docelowo powinna być zlikwidowana. Jednak na pewno się tak nie stanie przy najbliższej ewaluacji. Warto więc ją zmienić. Dotychczasowa lista zrobiona została byle jak. I jest to odpowiednie określenie: „byle jak”. Jednak w środowisku pojawiają głosy, iż kolejna modyfikacja tej listy również będzie robiona w sposób niewłaściwy. Przypomnę, że w obszarze prawa wiele zasłużonych czasopism (np. „Samorząd Terytorialny” czy „Finanse Komunalne”) ma minimalną liczbę punktów, czyli 20. Zaś pisma nowe („młode”) mają 40 punktów. Należy to zmienić. Ja już dzisiaj spotkałem się z pomysłami (po wypowiedzi wiceministra), iż do ministerstwa należy zgłaszać odpowiednie propozycje zmian.

 

Wolność jest już wystarczająco chroniona

Niepokojąco brzmią zaś zapowiedzi zmian w zakresie wolności wypowiedzi („wolności uczonych” jak określił to nowy wiceminister prof. Bernacki). Jak się wydaje, jakiekolwiek zmiany przepisów prawa w tym obszarze nie powinny być wprowadzane. Wolność wypowiedzi jest dobrze chroniona na gruncie obecnie obowiązujących przepisów. Nie należy zatem dokonywać zmian, ale wzajemnie szanować siebie i swoje poglądy. Problem tkwi nie w przepisach prawnych, ale w tym jak w praktyce szanujemy wolność wypowiedzi innych, a gdy sami korzystamy z tej wolności: czy nie przekraczamy jej granic.

Jeżeli minister chciałby zapewnić prawdziwą wolność, to powinien ograniczyć pewne elementy systemu szkolnictwa wyższego, które tę wolność ograniczają (np. biurokracja, system finansowania w formie grantów itd.); najpełniej wolność ta była wyrażona w ustawie z dnia 13 lipca 1920 r. o szkołach akademickich, gdzie w art. 6 wskazano, że „szkołom akademickim przysługuje prawo wolności nauki i nauczania. Każdy profesor i docent szkoły akademickiej ma prawo podawać i oświetlać z katedry według swego naukowego przekonania i sposobem naukowym wszelkie zagadnienia, wchodzące w zakres gałęzi wiedzy, których jest przedstawicielem; tak samo ma zupełną swobodę w wyborze metod wykładów i ćwiczeń”. Przepis ten zapewniałby prawdziwą wolność, ale także dowartościowywał osoby – akademików. Warto by było zdobywać kolejne szczeble akademickiej drabiny.