Monika Sewastianowicz: Współczesne pokolenia preferują krótsze formy przekazu, mają mniejszą zdolność do skupienia uwagi. W tym kontekście – czy klasyczny wykład ma jeszcze sens, czy wymaga głębokiego przedefiniowania?

Prof. Andrzej Rozmus, rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie: Technologie – media społecznościowe, sztuczna inteligencja – wywierają ogromny nacisk na uczelnie wyrosłe z konserwatywnych modeli. Wciąż tkwimy np. w schemacie 45-minutowych modułów, choć utrzymanie uwagi studentów, ale i wykładowców, staje się coraz trudniejsze. Nie chodzi tylko o dostęp do wiedzy – dziś nie brakuje materiałów w internecie. Chodzi o umiejętność syntezy, wyciągania wniosków, krytycznego myślenia i rozumienia przyczyn oraz skutków. Wykład ma sens, jeśli pomaga w porządkowaniu wiedzy i stymuluje refleksję, a nie jest tylko przekazem encyklopedycznym.

 

Medialny przekaz lubuje się w jasnych podziałach pokoleniowych. Mówimy o boomersach, millenialsach i zetkach. Czy w pracy dydaktycznej taka systematyka ma dla Pana Profesora wartość?

Takie podziały są uogólnieniem i uproszczeniem socjologicznym, które jednak w praktyce bywają użyteczne – pozwalają lepiej zrozumieć studentów i uchwycić zmiany w kolejnych generacjach kandydatów na studia. To oczywiste, iż pracownicy uczelni powinni wzbudzać w sobie refleksje na temat tego z kim prowadzą zajęcia dydaktyczne, co to są za ludzie, jakie mają aspiracje, jakie wartości. Jak może na nich wpływać dynamicznie zmieniające się otoczenie w tym media społecznościowe. I przede wszystkim jak do nich dotrzeć.

 

Jak dziś w ogóle wytłumaczyć osobom urodzonym i wychowanym w czasach, w których dostęp do wszelkiej wiedzy jest wręcz nieograniczony, po co studiować?

Podkreślam, że uczelnia to nie tylko wiedza. To także postawy, kompetencje miękkie, umiejętność myślenia krytycznego i odpowiedzialnego. W świecie zmian klimatycznych i technologicznych kształcenie szerokich horyzontów jest nie mniej ważne niż sama specjalizacja.

 

Cena promocyjna: 71.11 zł

|

Cena regularna: 79 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 55.3 zł


Spotykam się z opinią, że proces ewaluacji uczelni za bardzo koncentruje się na pracy badawczej, a nie dowartościowuje dobrych dydaktyków. Czy uważa Pan, że to realny problem?

Zdecydowanie. Wprowadzono wprawdzie ścieżki awansowe dla dydaktyków, ale wiele uczelni ich nie wdrożyło. Wciąż głównym kryterium oceny pracownika pozostają publikacje i badania. Nie jest to idealna ścieżka, bo nie dowartościowuje tych, którzy są przede wszystkim nauczycielami akademickimi.

Dodatkowo, w Polsce zatarła się różnica między uczelniami zawodowymi a akademickimi – dziś wszystkie szkoły wyższe chcą prowadzić badania naukowe, posiadać w ofercie wszystkie stopnie kształcenia, budować kadrę badawczą. To niepotrzebne i prowadzące do niezdrowej konkurencji między uczelniami, chociażby o zasoby finansowe na badania czy o wyspecjalizowaną kadrę. Specjalizacja uczelni w dydaktyce to też wartość i możliwość dostarczania praktycznej wiedzy. A jeżeli kształcenia następuje w porozumieniu z biznesem i branżowymi ekspertami, to wszyscy na tym wygrywają.

 

Ostatnio uczelnie prześcigają się w angażowaniu „wielkich nazwisk”, świetnych praktyków w danej dziedzinie. Bywa jednak, że okazuje się, że z takich zajęć trudno cokolwiek wynieść, bo wykładowca nadmiernie skupia się na drobnych szczegółach albo nie umie przekazać wiedzy studentom.

To częsty problem. Jako uczelnia oferujemy szkolenia dydaktyczne osobom, które mają u nas wykładać, ale nie zawsze chcą one rozwijać umiejętności w tym zakresie. Dlatego uważam, że korzystniejsze są krótsze, elastyczne formy współpracy z praktykami z jakiejś dziedziny – spotkania branżowe, warsztaty, panele – zamiast prowadzenia całych kursów. Dzięki temu studenci czerpią z ich wiedzy eksperckiej, a nie cierpi jakość dydaktyczna.

 

A wracając na chwilę do różnic pokoleniowych – co z profesorami, którzy nie chcą niczego zmieniać w swoim sposobie zwracania się do studentów – utknęli w dawnym modelu nauczania, a zbyt mocno wierzą we własny autorytet, by się doskonalić?

Możliwości doskonalenia jest bardzo wiele – od kursów finansowanych z funduszy unijnych po szkolenia organizowane przez uczelnie. Jeśli ktoś chce się rozwijać, znajdzie okazję. Oczywiście faktycznie znajdą się osoby, które uważają, że nie muszą się już niczego uczyć. Wtedy kluczowa jest rola władz uczelni – jeśli prorektor ds. kształcenia jest świadomy, reaguje, bo wie, że reputacja całej instytucji cierpi przez kilku źle ocenianych profesorów. Nie powiedziałbym jednak, że to zjawisko powszechne – jest dziś mniej dotkliwe niż kiedyś, gdy obowiązywały „minima kadrowe”. Z drugiej strony, starsi wykładowcy wnoszą coś innego – doświadczenie życiowe, które także jest dla studentów bezcenne.

 

A młodzi wykładowcy? Często są z tego samego pokolenia co studenci, mówią tym samym językiem co oni, ale brakuje im autorytetu. Czy uczelnia im pomaga?

Każdy świetny profesor kiedyś zaczynał. Młodzi mają trudniej – mniejsza wiedza, trema – ale jednocześnie łatwiej rozumieją studentów. Dlatego uczelnia powinna ich wspierać: dawać mniejsze grupy na początek, stosować mentoring, hospitacje. Młodzi mogą być świetnym łącznikiem między generacjami prowadzących. A dziś mają ogromny dostęp do narzędzi rozwoju – od kursów online po wyjazdy zagraniczne – więc przy dobrej woli to bardzo dobry czas na start w dydaktyce.

 

W książce podkreśla Pan znaczenie wizerunku i autoprezentacji. Czy wykładowca powinien wbijać się w garnitur, czy postawić na swobodę?

W zasadzie uważam, że nie należy przesadzać w żadną stronę. Liczy się autentyczność, a wizerunek jest pochodną tożsamości wykładowcy. Strój powinien być z tym spójny. Zatem nie stawiałbym jedynie na garnitur, ale odradzałbym też krótkie spodenki, bo te podważają autorytet. Można znaleźć balans – coś wygodnego, ale świadomie komunikującego status prowadzącego.

 

Coraz więcej uczniów ma jakąś formę orzeczeń, często potwierdzających, że są osobami neuroróżnorodnymi. Trafiając na studia na uczelni, mogą liczyć, że sposób przekazywania wiedzy będzie uwzględniał ich potrzeby?

Uczelnia powinna być przygotowana zarówno proceduralnie, jak i merytorycznie – zresztą coraz więcej z nich uwzględnia te kwestie. Potrzebni są specjaliści prowadzący szkolenia dla wykładowców, by uczyli się otwartości i elastycznych metod pracy ze studentami neuroatypowymi. A w codziennym kontakcie ważne są indywidualne rozwiązania – przejrzysta komunikacja, różne formy zaliczeń.

 

Cena promocyjna: 71.11 zł

|

Cena regularna: 79 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 55.3 zł


Na zakończenie: co według Pana jest dziś najtrudniejsze, a co najbardziej satysfakcjonujące w roli wykładowcy?

Najtrudniejsze – mierzenie się z pytaniem, czy studiowanie ma sens, skoro wiedza jest na wyciągnięcie ręki i podana schludnie przez generatywną sztuczną inteligencję. Najbardziej satysfakcjonujące z kolei to – widzieć, że studenci uczą się myśleć krytycznie i szerzej niż tylko pod egzamin. Jeśli wykładowca jest zaangażowany, otwarty i świadomy swojej misji, może z tej pracy czerpać ogromną satysfakcję.