Uczyć się jak Finowie, umieć jak Bill Gates

Najnowsze badania naukowe dowodzą, że metoda edukacyjna polegająca na przenoszeniu nauczania do domu nie daje prawie żadnych efektów. Przynajmniej wśród najmłodszych uczniów.
Czytaj: Rodzic zakaże zadawania pracy domowej >>
Amerykański pedagog Alfie Kohn w swojej książce “Mit pracy domowej” zachęca nauczycieli i rodziców do zweryfikowania obiegowych poglądów na ten temat.
Kohn radzi nauczycielom skupiać się na motywowaniu uczniów do rozwiązywania problemów, brania udziału w projektach i zadawania pytań. Wkuwanie faktów i dat nie jest - jego zdaniem celowe. Choć ćwiczyć indywidualne umiejętności - należy.
Plusem takiego rozwiązania byłoby zaoszczędzenie czasu na odpoczynek i rozrywkę, a także zajęcia dodatkowe i hobby. Dzieci byłyby bardziej wypoczęte i mniej zestresowane. Brałyby pełniejszy udział w życiu rodzinnym.
Minusem jest niezadowolenie nauczycieli, którzy ciężar nauki zrzucają na godziny pozalekcyjne i wobec tego liczą na pomoc rodziców. Niezadowolenie pedagogów nie byłoby takie straszne, gdyby nie przeładowane programy. Efektem porzucenia prac domowych musiałoby być okrojenie materiału do nauki i zmiana metod nauczania. A to zajęcie jest rewolucyjne i nikt po ostatnich zmianach organizacyjnych w szkolnictwie na to się nie poważy.
Tylko co zrobić z sentencją łacińską, wpojoną w liceum i na studiach - repetitio est mater studiorum? "Powtarzanie jest matką wiedzy" oznacza przecież ćwiczenia domowe: rachunki i angielskie słówka nieregularne, koniugacje i deklinacje itd. Czy odpowiedź: zachować proporcje w każdej zmianie, w tym w edukacji, nas wszystkich zadowoli?