Po zmianach w rozporządzeniach dotyczących składów komisji egzaminacyjnych każda osoba, która posiada kwalifikacje pedagogiczne, mogła się zgłosić nadzorowania uczniów piszących egzamin. Gimnazjalistów i ósmoklasistów pilnowali więc nie tylko nauczyciele, ale również strażacy, pracownicy kuratoriów, policjanci oraz funkcjonariusze Służby Więziennej. Posłowie pytają resort edukacji, na jakich warunkach odbyło się tworzenie zespołów egzaminacyjnych.

 

 

 

Kilkaset złotych za dzień

W interpelacji skierowanej do MEN posłowie podkreślają, że dotarły do nich informację, że osoby zasiadające "awaryjnych komisjach" zarabiają nawet kilkaset złotych za dzień pracy. Jak tłumaczą, chodzi o takie miasta jak m.in. Rybnik, gdzie mają dostawać 100 zł za dzień, Chełm ze stawką 220 zł i Zgierz, którego samorząd rzekomo płaci członkom komisji nawet 450 zł dniówki. Opinię publiczną informowano, że praca przypadkowo – nagle - awaryjnie zgłoszonej osoby do nadzorowania egzaminu jest traktowana jak wolontariat.

 

MEN nie zdradzi, ile kosztował spot o dzieciach czekających na egzamin>>

 

Wiceminister Maciej Kopeć odpowiada dość enigmatycznie, informując, podobnie jak w przypadku kosztów kampanii społecznych, że wynagrodzenia osób zasiadających w komisjach to sprawa pomiędzy stronami umowy.
- Uprzejmie informuję, że forma zatrudnienia oraz wysokość ewentualnego wynagrodzenia osób powołanych do udziału w zespole nadzorującym zależna jest od uzgodnień między stronami, tj. dyrektorem szkoły (przewodniczącym zespołu egzaminacyjnego) i osobą zainteresowaną oraz warunków miejscowych - podkreśla Maciej Kopeć w odpowiedzi. Dodaje, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie dysponuje szczegółowymi informacjami ze szkół na temat warunków określanych między stronami, w umowach zawieranych w celu udziału w zespołach nadzorujących. Tłumaczy także, że praca na umowach zlecenia nie wyklucza wolontariatu, bo przepis pozwala na uwzględnienie tego faktu w treści kontraktu.

 

Informacja publiczna vs. prywatność

Kwestia, czy powinno się ujawnić wynagrodzenia współpracujących z rządem ekspertów, była już kilkukrotnie przedmiotem rozważań sądów - NSA w wyroku z dnia 12 lutego 2015 r. o sygn. akt I OSK 759/ 14, stwierdził, że "informacja o majątku, którym dysponują zarówno władze publiczne, jak i podmioty realizujące zadania publiczne, podlega udostępnieniu stronie zainteresowanej, zaś kontrahenci zawieranych przez te podmioty umów muszą liczyć się z tym, że korzystanie ze środków publicznych w ramach tychże umów (w jakikolwiek sposób lub formie) podlegać może także społecznej kontroli, wykonywanej w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej, i że dane tych kontrahentów nie będą korzystać z ochrony".

 

To kolejna sprawa, w której MEN odmawia informacji na temat poniesionych wydatków - z odmową spotkali się też posłowie pytający o koszty kampanii informacyjnych oraz kwoty w umowach zawartych z Telewizją Polską.
- Istnieje możliwość ograniczenia dostępu do danych z uwagi na tajemnicę przedsiębiorstwa, ale nie obejmuje to kwoty, którą organ administracji rządowej  zapłacił za usługę -  mówił Prawo.pl dr Grzegorz Sibiga z Kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy - Taka interpretacja uniemożliwiałaby społeczeństwu kontrolę dysponowanie przez władze mieniem publicznym w każdym przypadku zapłaty przedsiębiorcy - tłumaczył prawnik.