Jak pisze "Rzeczpospolita", najwięcej placówek zamknięto na Pomorzu – ok. 80 proc. – oraz Podkarpaciu, gdzie ich liczba zmniejszyła się o połowę. Czy pozostałe zostaną uratowane przez słynne już drożdżówki minister edukacji?

Na razie obowiązują przepisy, które weszły w życie 1 września. W szkołach nie wolno sprzedawać produktów zawierających dużo tłuszczu, soli czy cukru.

Czytaj: W przyszłym tygodniu możliwe zmiany ws. jedzenia w szkołach>>>

W radomskim gimnazjum nr 3 ajentka zamknęła sklepik po 22 latach działalnośtci. „Nie dam rady, nie opłaca mi się w związku z nowymi przepisami" – powiedziała dyrektorowi. On zaczął szukać nowych najemców. Choć dwa razy dawał ogłoszenie na stronie miejskiego biuletynu informacji publicznej, nie było chętnych. – I tu nie chodzi o czynsz, bo w tej sprawie moglibyśmy się dogadać – mówi dyrektor tej szkoły Andrzej Lidak.
Dyrektorzy szkół nie mają wątpliwości, że sklepiki powinny wrócić, bo sprzedawano tam nie tylko żywność, ale i przybory szkolne. – Dzieciaki biegają do sklepów i bardzo się martwimy, zwłaszcza o to, co będzie, jak się zrobi zimniej – mówi szefowa ostrołęckiej podstawówki. Więcej>>>

Polecamy: Konferencja Edukacja w Samorządach>>>