- Coraz więcej ośrodków ulega likwidacji, przykładowo starostwo powiatowe w Kielcach pozbywa się dwóch takich ośrodków, a przejmują je stowarzyszenia. Będą niepubliczne. Dla młodzieży raczej nic się nie zmieni, jeśli oczywiście to stowarzyszenie dalej będzie prowadzić taką placówkę i zgodnie z jej celami. A pamiętać trzeba, że mówimy już o podmiocie prywatnym nie państwowym, nad którym - w mojej ocenie - nie ma kontroli - mówi jeden z dyrektorów młodzieżowego ośrodka wychowawczego.

MOW-y nadal przechowalnią dla trudnych dzieci - konieczne zmiany procedur>>

 

Brakuje pomocy psychologiczno-pedagogicznej

Do MOW sądy rodzinne i nieletnich kierują młodzież niedostosowaną społecznie i wymagającą stosowania specjalnej organizacji nauki, metod pracy, wychowania i resocjalizacji. Trafiają tam osoby, które popadły w lekki konflikt z prawem i sąd uznał, że potrzebują pomocy w przystosowaniu do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. Niestety - jak pokazują dane Najwyższej Izby Kontroli sprzed 3 lat - ośrodki nieszczególnie dobrze sobie z tym radzą. Aż 60 proc. wychowanków (próba 418 wychowanków), którzy opuścili ośrodki w 2012 r., do I kwartału 2017 r., czyli po około pięciu latach samodzielnego życia, dopuściło się jakiegoś czynu zabronionego. Według NIK to skutek niezapewnienia odpowiedniej opieki psychologiczno-pedagogicznej.

 

Według ekspertów wyzbywanie się ośrodków przez władze samorządowe tylko pogłębia problem. Jak wyjaśnia Prawo.pl biuro prasowe resortu edukacji, w systemie oświaty funkcjonują 94 młodzieżowe ośrodki wychowawcze, w tym 26 MOW prowadzonych jest przez podmioty niepubliczne. - Niepubliczne młodzieżowe ośrodki wychowawcze mogą prowadzić organizacje związane z kościołami lub związkami wyznaniowymi. Nadzór pedagogiczny nad tymi placówkami (publicznymi i niepublicznymi) sprawują kuratorzy oświaty - czytamy w odpowiedzi.

 


 

Wyższe dotacje, nadzór iluzoryczny

- Moim zdaniem nie ma odpowiedniego nadzoru nad ośrodkami prowadzącymi przez stowarzyszenia lub przez kościół. Nie sprawdza się, czy młodzież ma zapewnioną terapię i wsparcie oraz jak jest traktowana. Uważam też, że tego rodzaju placówki powinny być przekazywane innym podmiotom po spełnieniu odpowiednich kryteriów i to surowszych niż w przypadku szkół - podkreśla pragnący zachować anonimowść dyrektor MOW.

Według Urszuli Woźniak , prezes Oddziału ZNP Warszawa – Mokotów, Ursynów, Wilanów, członek Zarządu Głównego ZNP oraz przewodnicząca Komisji Ochrony Pracy, stowarzyszenia chętnie przejmują ośrodki ze względu na dość wysokie dotacje na ich prowadzenie. - Wysokie wagi subwencji sprawiają, że prowadzenie takich placówek się opłaca. Dotyczy to też młodzieżowych ośrodków socjoterapii. Tu problem jest moim zdaniem jeszcze poważniejszy - w swojej praktyce spotykałam się z wychowankami prywatnych MOS i uważam, że wiele z tych placówek nie zapewniało odpowiedniej opieki. Nie było też mowy o działaniach terapeutycznych czy resocjalizacyjnych. Nadzór nad takimi ośrodkami jest mocno teoretyczny - mówi.

 

Nowa ustawa nie wszystko naprawi

Urszula Woźniak wraca też uwagę na nieskuteczność procedury umieszczania w młodzieżowym ośrodku wychowawczym - sprawia ona, że nie tak trudno MOW w ogóle uniknąć. W obecnym stanie prawnym sąd orzeka o umieszczeniu w MOW i zawiadamia o tym starostę. Starosta gromadzi dokumenty i przesyła je do Ośrodka Rozwoju Edukacji, który wystawia skierowanie do konkretnej placówki. Następnie sąd wydaje nakaz doprowadzenia do MOW i przesyła policji. Ta szuka i doprowadza nieletniego do ośrodka - problem w tym, że na przeprowadzenie tych wszystkich czynności ustawa określa termin czterech tygodni. Jeżeli to się w tym czasie nie uda, wszystko trzeba zacząć od nowa, a bywa, że większość tego okresu upływa na wysyłaniu i oczekiwaniu na odbiór listów poleconych. W dodatku tę samą procedurę stosuje się wobec wychowanków, którzy uciekną z ośrodka.

- Przez to obecnie 4000 wychowanków ma orzeczenie sądu, a 500 już ma przydzielony ośrodek, ale jeszcze do niego nie trafiło. Zdarza się też, że rodzice pomagają dziecku uniknąć umieszczenia w MOW, zapisując je do prywatnego ośrodka socjoterapii. Zgłaszają do sądu, że dziecko znalazło się już w odpowiedniej placówce i otrzymuje pomoc, a ten wydaje zgodę na taką formę opieki - mówi Urszula Woźniak. - Bez zmian w procedurach ten problem będzie się tylko pogłębiał, dlatego zmiany w tym zakresie powinny znaleźć się w nowej ustawie regulującej postępowanie w sprawach nieletnich, a -jak wynika z projektu - tak nie będzie. Przewidziano jedynie, że starostę zastąpi komisja, ale już nie doprecyzowano, czy ma ona zbierać i przesyłać jakieś dokumenty. To i brak odpowiedniego nadzoru nad ośrodkami sprawia, że młodzież, która popadnie w lekki konflikt z prawem, nie ma szans na porządną terapię i pomoc, w dodatku często ucieka z ośrodków, narażając się przez to na niebezpieczeństwo - podkreśla.