- Zapominamy, że masowość kształcenia ma dwie strony medalu. Z jednej sprzyja podnoszeniu społecznej stopy życiowej, z drugiej  zmusza nas do redukowania wysiłku i poziomu wymagań w stosunku do uczniów, na czym część z nich traci. Podczas gdy partie polityczne chórem mówią o edukacji wyrównywania szans, to wyniki badań socjologicznych przeczą w ogóle istnieniu takiej możliwości. Szkoła nie jest w stanie wyrównać braków płynących z  rodzinnego domu, szczególnie w kwestii zapewniania środków i warunków nauki i  stymulowania edukacyjnych aspiracji. A nie każde dziecko ma szczęście wyrastać w atmosferze troski i zafascynowania jego obecnością na świecie - podkreśla pedagog i tłumaczy, że przez to zmieniła się też rola nauczyciela. Musi on być przygotowany na negatywne zachowania uczniów.
- Uczniowie łatwo przekraczają wyznaczone granice. Już przed rozpoczęciem roku szkolnego przeprowadzają wywiad, sprawdzając, kim ów nauczyciel jest. Jeśli poznają, że jest łagodny i naiwny, będą go prowokować i ośmieszać. A młodzież potrafi być bezwzględna. Dlatego pierwsze kontakty z uczniami wymagają zachowania dystansu, lecz nie w sensie nieetycznym i sztucznym. Chodzi o podkreślenie różnicy, na której można budować wzajemne relacje i zaciekawić przedmiotem. - mówi.
Jak zwykle podkreśla również, że polskie szkoły wciąż nie są gotowe na obniżenie wieku rozpoczęcia nauki w szkole, chwaląc jednocześnie wykształcenie polskich nauczycieli przedszkolnych.
- Mało kto wie, że mamy chyba najlepiej wykształconych nauczycieli wychowania przedszkolnego w Europie. To oni potrafią przygotować dziecko do zorganizowanego i indywidualnego uczenia się - podkreśla. Więcej>>