Z prof. Bogusławem Śliwerskim, Przewodniczącym Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, rozmawiały: Małgorzata Pomianowska, Małgorzata Stańczyk - pełen wywiad opublikowano w książce "O szkole od nowa. Rozmowy o edukacji".
A czy w ramach obecnego systemu szkolnego dyrektor szkoły jest w stanie stworzyć takie warunki, żeby dawać autonomię nauczycielom?
Nie. Oczywiście, dobry, wartościowy, wrażliwy dyrektor, który jest nastawiony w sposób bardzo przyjazny, a więc tworzy z zespołem nauczycielskim grupę wsparcia, może sprzyjać temu, żeby przymykać na pewne rozwiązania biurokratyczne oko, by dążyć do swobody i autonomii. Pamiętajmy jednak, że w naszym szkolnictwie obowiązują z każdym rokiem „Podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym”, które w wakacje ogłasza Ministerstwo Edukacji Narodowej, dyktujące, na czym w danym roku nadzór pedagogiczny będzie się koncentrował i co będzie egzekwowane przez wizytatorów z kuratorium oświaty.
W jednym roku nadzór pedagogiczny zobowiązany jest koncentrować się bardziej na sprawach związanych z czytelnictwem, w innym na bezpieczeństwie w internecie, wzmacnianiu wychowawczej roli szkoły, wychowaniu patriotycznym czy jakości edukacji matematycznej. Rozwiązania etatystyczne są takie same jak w PRL, wtedy też Komitet Centralny PZPR ogłaszał na plenum główne kierunki i założenia ideowo -wychowawcze dla szkół. Teraz Ministerstwo Edukacji Narodowej każdego z kolejnych rządów robi dokładnie to samo.
Traktuje się nauczycieli jak leniwych, nieodpowiedzialnych i być może nawet aspołecznych, toteż gdyby nie nadzór pedagogiczny, to oni by pewnie tylko pozorowali pracę. Innowacyjność w szkołach ma charakter jedynie adaptacyjny, przystosowawczy do narzucanych odgórnie celów. Można zatem jedynie coś w szkołach modernizować, unowocześniać, byle nie oddolnie. Chcemy więcej tabletów, więcej tablic interaktywnych. Proszę bardzo. Szkoły, dyrektorzy, nauczyciele są sterowani z zewnątrz. To nie sprzyja żadnej innowacyjności. Każdy nauczyciel oczy-wiście jest suwerenem, jest autonomiczny w momencie, kiedy przez 45 minut lekcji jest sam na sam z uczniami. Z tego punktu widzenia nikt nie pozbawi go wolności. Nauczyciele wprawdzie mogą zgłaszać innowacje, eksperymenty pedagogiczne, tyle tylko, że zgodne z oczekiwaniami władzy. Nic dziwnego, że nadzór nie jest zainteresowany ani promocją, ani stymulowaniem nauczycielskiej twórczości, a często także zatwierdzeniem tych eksperymentów, które są zgłaszane do ministerstwa, ale wykraczają poza istniejące w ustawie rozwiązania. To po co coś zmieniać?
Jakich zmian potrzebuje polska edukacja?
Przede wszystkim zmian ustrojowych. Szkolnictwo w Polsce nie zostało zdecentralizowane, uspołecznione, tak jak zostało to zapisane w ustawie o systemie oświaty w 1991 roku. Solidarność walczyła o inną Polskę i inną edukację, nie po to, by system nieustannie replikował to, co było patologią i balastem w poprzednim ustroju. Mieliśmy dwa bardzo znaczące filary, na których miał być tworzony nowy system szkolny. Pierwszym z nich jest autonomia – dyrektorów, nauczycieli, uczniów i rodziców.
Żeby te cztery najważniejsze dla edukacji podmioty mogły być autonomiczne, suwerenne, potrzebna jest także autonomia placówek – przedszkoli i szkół oraz ich uspołecznienie. Od tej pory dyrektor jest pracodawcą. Zlikwidowane zostały inspektoraty szkolne. Bardzo szybko jednak zamiast inspektoratów szkolnych politycy wprowadzili delegatury kuratoriów oświaty. W gruncie rzeczy nie ma żadnej różnicy. Kuratoria wprawdzie nie zatrudniają nauczycieli czy dyrektorów, ale mają wpływ na to, jak weryfikowany jest proces kształcenia w szkołach. Nie dokończono tej rewolucji decentralizacyjnej, która miała nastąpić wraz z reformą Handkego.
Autonomia szkół byłaby możliwa jedynie wówczas, gdyby było tak, jak ma to miejsce w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych, gdzie regiony, województwa i władze samorządowe mogą decydować, jak kształtowany jest ustrój szkolny na ich terytorium. Przecież to one wiedzą, jaki jest rynek pracy, zasoby ludzkie, potrzeby, dramaty i dylematy środowisk, które wymagają wyrównywania, wspierania szans edukacyjnych i wspierania rodziców.
Póki nie nastąpi ta decentralizacja, póki regiony administracji samorządowej nie będą mogły same stanowić, kiedy mają być np. wakacje letnie czy zimowe, jaka mogłaby być struktura szkoły itp., to nie ma autonomii szkół, a w konsekwencji nie mogą być autonomicznych.
Drugi bardzo ważny fundament, niezbędny do tego, by autonomia nie przeradzała się w anarchię i możliwe przecież, nieodpowiedzialne lekceważenie pewnych obowiązków, to kontrola społeczna tych procesów.
To wszystko jest wpisane w ustawę o systemie oświaty z 1991 roku. Mimo że mamy te organy społeczne, że mogą powstawać rady szkół, rady przedszkoli, że mogłyby powstawać gminne i wojewódzkie rady oświatowe, politycy zrobili wszystko, by proces ten tłumić, by on nie zaistniał.
Potrzebna jest więc poważna systemowa zmiana, bez której w edukacji niewiele się zmieni. Z przeprowadzonych przeze mnie w latach 2011–2013 badań w całym kraju wynika, że rady szkół powstały zaledwie w niespełna 2% wszystkich szkół publicznych! Jak zatem budować społeczeństwo obywatelskie, skoro dzieci i młodzież nie mają żadnych szans na doświadczanie pozytywnych funkcji partycypacji w procesy społeczny swoich szkół?
Więcej w książce: "O szkole od nowa. Rozmowy o edukacji">>