Beata Igielska: Córka dostała się do liceum, ale jak rozumiem, z pozwu Pan nie rezygnuje?

Dr Dobrosław Bilski, wykładowca akademicki z Łodzi, pedagog, ojciec dziecka z podwójnego rocznika: Nie. Powody, dla których pozew powstaje, dotyczą nie tylko rekrutacji. Chcemy solidnie udokumentować szkody, jakie poniosły dzieci z podwójnego rocznika. To dość skomplikowane. Wyniki rekrutacji są dowodami sztywnymi i łatwymi do zebrania. Ale to nie są jedyne szkody, jakie chcemy udokumentować.

 

 

Przyglądają się Państwo, ile punktów gwarantowało dostanie się do danego liceum w ubiegłych latach, a ile w tym roku?

Tak, będziemy występować o dostęp do informacji publicznej, bo dowody muszą być dobrze udokumentowane, nie mogą być znikąd. Dostałem właśnie wyniki rekrutacji z Poznania.

 

Konieczne ograniczenie biurokracji w edukacji>>

 

O jakich szkodach mówimy? Jak chcą je Państwo dokumentować?

Przed nami uzyskanie prejudykatu, gdy uda nam się wskazać, jakie organy państwa złamały prawa tych dwóch roczników wynikające z konstytucji, ustaw, międzynarodowych konwencji. To nie jest wcale takie proste.

 

Trudno ustalić, kto winien: MEN, który stworzył ustawę o zmianie ustawy o systemie oświaty, Sejm, który ją przyjął czy prezydent, który podpisał?

To moje kluczowe pytania. Obecnie prawnicy podpowiadają nam, że winę za ten stan ponosi organ prawodawczy, więc parlament. Ale na to nakłada się ustawa o zmianie ustawy. Sytuacja nie jest do końca czytelna. Dlatego obecnie postępujemy zgodnie ze wskazówkami prawników: wskazujemy listę szkód, ustalamy organ ponoszący za nie odpowiedzialność. Potem musimy udowodnić te szkody. Dopiero, kiedy sąd uzna dowody wskazujące, że doszło do naruszenia praw uczniów z podwójnego rocznika, pojawi się możliwość indywidualnego dokumentowania szkód i występowania o odszkodowanie finansowe. Artykuł 77 Konstytucji RP nie ogranicza szkód wyłącznie do materialnych, zatem mogą to być szkody niematerialne. Te ostatnie trudno wycenić, będzie to musiał zrobić sąd.

 

O jakiego rodzaju szkodach mówimy?

Dla mnie są oczywiste: dwa lata edukacji obecnych ósmoklasistów przy napisanej nieumiejętne, z mnóstwem błędów, zaimprowizowanej podstawie programowej. Do tego nauczyciele, którzy po wielu latach musieli powrócić do nauczania danego przedmiotu, nie mając doświadczenia w pracy z uczniami w tym wieku, więc mimo ich dobrej woli, praca nie wyglądała tak, jak wyglądałaby, gdyby dziecko trafiło do gimnazjum.

Z tych z kolei nauczyciele uciekali do liceów, podstawówek, a część z nich w ogóle odeszła z zawodu. Jeśli więc ktoś mnie pyta o szkody, odpowiadam: podwójny rocznik nie był potraktowany w sposób równy - jak roczniki poprzednie. To podstawa naszego pozwu: nie zagwarantowano równego prawa dostępu do edukacji. Niełatwo coś takiego udokumentować. To dlatego rekrutacja i problemy z nią związane mogą dobrze udokumentować szkody. Przyznam, że dopiero dyskusja na naszej grupie na Facebooku otworzyła mi oczy, jak duże kłopoty mają niektóre dzieci.

 

Mnóstwo chorób somatycznych czy wręcz problemów psychicznych.

Tak, przez dwa lata dzieci żyły w przekonaniu: to będzie straszna rekrutacja, na pewno wam się nie uda, pracujcie, bo skończycie bez szkoły. Ten stres był wzmagany przez nauczycieli w dobrej wierze, ale nieumiejętnie, jeśli chodzi o motywowanie ucznia do pracy. Wiele dzieci wycofało się: skoro nic już ode mnie nie zależy, jest mi wszystko obojętne. Kolejna sprawa - trudny los uczniów z orzeczeniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Ich szczególnie te zmiany sponiewierały.

 

Teraz czekamy na kolejną grupę szkód. Nawet szkołom, które na klasy szkolne zaadoptowały stołówki, pokoje nauczycielskie, szatnie, trudno będzie znaleźć nauczycieli potrzebnych na trzy lata. Który dobry specjalista pozwoli sobie na taką niestabilność zatrudnienia? Na grupie facebokowej mamy świadomość, że wszystkie szkody naszych dzieci, całe to zamieszanie w oświacie jest zrobione w imię zupełnie niejasnego powodu. Jako wykładowca akademicki, pedagog z dużym doświadczeniem, nie potrafię znaleźć w całej literaturze przedmiotu żadnego racjonalnego powodu, żeby zlikwidować gimnazja i kształcić dzieci w ośmioletniej podstawówce. Mam więc poczucie bezsensu, że całe to cierpienie naszych dzieci dzieje się po nic.

 

Co może dać ewentualna wygrana w sporze? Zorganizowanie szkół niezależnych od MEN? Mają Państwo jakieś oczekiwania?

Mogę mówić tylko w swoim imieniu, bo o tym na Facebooku jeszcze nie dyskutowaliśmy. Otóż oczekiwałbym, aby w przyszłości każdy polityk, który zapragnie majstrować przy edukacji, zastanowił się, czy warto, czy nie naruszy równości dostępu do edukacji. To byłby największy sukces. Jesteśmy dziwnym krajem, który reformuje edukację z zawrotną częstotliwością. Nie przynosi to poprawy jej jakości. Nauczyciele z gimnazjów przez lata wypracowali świetne metody, choć z początku wszystko wydawało się porażką, stali się specjalistami od pracy z dziećmi w trudnym wieku dorastania.

 

W tym momencie warto wspomnieć o jeszcze jednej szkodzie, która wkrótce się pojawi: będzie przybywało rodziców dzieci z klas młodszych szkoły podstawowej, którzy będą mówili, jak dużym problemem jest obcowanie małych dzieci z alkoholem, używkami, przemocą, wulgaryzmami. Dzieci z klas I-III będą to miały na co dzień na korytarzu. A gimnazja już radziły sobie z tymi problemami. Gdybym był rodzicem malucha, który doświadcza szkód, pierwszy bym się upomniał o odszkodowanie.

 

6 lipca umieścił Pan post na Facebooku, a dziś jest już ponad 1000 osób, w ostatnich dniach dziennie przyłącza się po 100 osób. Idą Państwo jak burza...

Napisałem post, żeby sprawdzić, czy tylko mnie i żonie coś się ubzdurało, czy faktycznie inni ludzie też tak to widzą. Jestem zaskoczony, jak wielkie jest podobieństwo odczuć, doznań bardzo wielu rodziców. A to oznacza konieczność działania. Przy czym od razu zaznaczam, że prawnicy nie dają wielkich nadziei na sukces. Jednak bezcenne jest, że wewnątrz grupy udzielamy sobie wsparcia. Warto dlatego zarywać noce. Dla nas sukcesem jest już samo dotarcie do opinii publicznej. To ważne dla naszych dzieci. Moja córka teraz ma poczucie, że jeżeli ktoś ją krzywdzi, ma prawo upomnieć się o siebie.

 

Ilu prawników z Państwem pracuje?

Część pojawiła się na grupie, inni skontaktowali się ze mną osobiście. Jedni mówią, że to sprawa niewykonalna, drudzy: jest tu podstawa prawna, to ma sens, ale ja jako prawnik, moja kancelaria jesteśmy za słabi, by to pociągnąć. Tak więc na razie przygotowujemy materiały do pozwu, opracowaliśmy formularz, który pozwala nam zbierać dowody. Zajmie nam to około dwóch, trzech miesięcy. A wtedy może jakaś kancelaria weźmie ten materiał i zrobi dobrą dokumentację prawną.

 

Nie mogą Państwo od razu iść do Trybunału Europejskiego?

Część prawników uważa, że tak powinniśmy zrobić, ponieważ mamy do czynienia z naruszeniem międzynarodowej Konwencji Praw Dziecka. Ale jest też naruszenie Konstytucji RP. Teoretycznie więc powinien się tą sprawą zająć Trybunał Konstytucyjny. Jednak w obecnym kształcie wydaje on się mało wiarygodnym organem, by rozpatrywać taką sprawę.