Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się: jak prowadzone są lekcje wychowania fizycznego; czy uczniom zapewniane są warunki do uprawiania sportu, a nauczyciele wf. - odpowiednio przygotowywani podczas studiów.
Fatalnie wygląda sprawa sal do lekcji wychowania fizycznego. Niemal połowa szkół nie ma ich wcale, jedna trzecia ma salki tak małe, że na jednego ćwiczącego ucznia przypada, jak w przypadku Zespołu Szkół w Kole, ok. 1,5 m powierzchni. Co gorsza, pomieszczenia, w których dzieci ćwiczą, są niebezpieczne: podłoga jest śliska, kaloryfery i szyby nie mają stosownych zabezpieczeń, boiska są zarośnięte i nierówne.
Do tego co piąty nauczyciel wf. nie zna zasad udzielania pierwszej pomocy. NIK ustaliła też, że choć kadra nauczycielska ma wysokie kwalifikacje, to ma się to nijak do atrakcyjności zajęć. Nadal na większości obowiązuje zasada "mata-i-grajta", czyli grania przez 45 minut w gry zespołowe, jak koszykówka czy siatkówka.
Tylko 5 z 42 sprawdzonych szkół proponowało uczniom naukę pływania czy aerobik, jedna trzecia nie zorganizowała w ostatnim czasie żadnych zawodów. Nauczyciele nie starają się, zdaniem NIK, dopasować programu zajęć do indywidualnych potrzeb i możliwości uczniów.
Uczniowie coraz częściej szukają pretekstu, jak uniknąć ćwiczeń. Przedstawiają zwolnienia od lekarza, rodziców czy dyrektora szkoły. Co gorsza, zjawisko to rośnie lawinowo wraz z wiekiem uczniów, bo o ile w podstawówce lekcji wf. unika co czwarty uczeń, o tyle w szkole ponadgimnazjalnej - już co trzeci. W efekcie, w ocenie Izby, rośnie pokolenie niemające nawyku aktywnego trybu życia, mające za to tendencję do nadwagi i otyłości.

Źródło: Gazeta Wyborcza, 24.09.2010 r.