Problemem są m.in. braki w kadrze dydaktycznej. Eksperci podkreślają, że rozwojowi współpracy sprzyjałoby uelastycznienie przepisów.
– Możemy zaobserwować wzrost nakładów i wzrost zainteresowania współpracą pomiędzy biznesem i uczelniami. Najlepsze ośrodki akademickie rzeczywiście zmierzają w tym kierunku, chcą się wyróżnić, wzmocnić swoją siłę naukową i niejako też zwiększyć potencjał zatrudnienia swoich studentów – mówi agencji Newseria Biznes Jakub Bejnarowicz, country manager CIMA w Polsce, instytutu zajmującego się kształceniem specjalistów w dziedzinie rachunkowości zarządczej.
Jako przykład dobrej współpracy Bejnarowicz wymienia m.in. projekt realizowany przez Uniwersytet Łódzki z firmą Infosys BPO Poland i globalnym centrum biznesowym Hewlett-Packard. To kierunek lingwistyka dla biznesu, podczas którego studenci są przygotowywani do pracy w międzynarodowym środowisku biznesowym.
Zdaniem Jakuba Bejnarowicza współpraca biznesu z uczelniami niesie ze sobą wiele korzyści zarówno dla pracodawców, uczelni, studentów, jak i docelowo dla gospodarki kraju.
– Wiemy doskonale, jakie są oczekiwania względem poszczególnych stanowisk pracy. Kiedy wszyscy uczestnicy tego rynku współpracują, i mamy do czynienia z pełną synergią, możemy liczyć na bardzo dobre efekty. Zmniejszenie bezrobocia, rozwijająca się gospodarka i brak luk kompetencyjnych to najbardziej oczekiwane rezultaty takiego współdziałania – zwraca uwagę country manager Instytutu CIMA.
Mimo pozytywnych sygnałów z obu stron, w Polsce jest jeszcze pole do intensyfikacji wspólnych projektów. Jak wyjaśnia Bejnarowicz, nie wszystkie uczelnie są przygotowane na współpracę, m.in. z uwagi na braki w kadrze dydaktycznej.

Współpraca z pracodawcami pomoże w rozwoju uczelni humanistycznych>>

Zarówno biznes, jak i uczelnie potrzebują większej elastyczności w realizacji tego typu projektów. Pewne zmiany wprowadziła już nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym z 2014 roku, ale ekspert ocenia je jako niewystarczające.
– Jest wiele zapisów, które nijak mają się do realiów biznesowych czy efektów kształcenia – mówi Bejnarowicz. – Jednym z wymogów jest posiadanie kadry akademickiej, czyli określonej liczby profesorów i doktorów. Okazuje się, że w praktyce niekoniecznie profesorowie, którzy zdobywali swoje doświadczenie jeszcze przed 1989 rokiem, są w stanie przekazać tyle, ile magister, który ma doświadczenie zawodowe, pracując w danej firmie.
Jego zdaniem barierą we współpracy mogą być również problemy komunikacyjne, czyli znalezienie odpowiedniego partnera i zrozumienie się na płaszczyźnie pracodawca – uniwersytet.
– Niejednokrotnie się okazuje, że uczelnie są chętne do współpracy z pracodawcami, później kończy się to jednak tym, że informują o takiej współpracy na przykład na stronach internetowych, ale niekoniecznie cokolwiek z tego wynika. Niezwykle istotne jest to, żeby po dwóch stronach była chęć do usprawnienia procesów i przygotowania wartościowego programu studiów dla studentów – mówi ekspert.
Bejnarowicz zwraca również uwagę na to, że w Polsce rośnie zapotrzebowanie na pracowników, którzy posiadaliby wysokie, specjalistyczne kompetencje. Osoby wykwalifikowane zarabiają w Polsce coraz więcej i praca za granicą może z czasem przestać być atrakcyjniejsza finansowo. – Emigracja zarobkowa, a raczej – poszukiwanie ścieżek rozwoju zawodowego poza Polską, to niejedyny kierunek dla osób wysoko wykwalifikowanych. Międzynarodowe firmy, ale nie tylko, które działają na polskim rynku, oferują bowiem naprawdę atrakcyjne miejsca pracy oraz możliwości awansu na najwyższe stanowiska, także na szczeblu światowym – podsumowuje Jakub Bejnarowicz.

Źródło: Newseria, stan z dnia 24 marca 2015 r.

Studia humanistyczne to przepis na życiową porażkę?>>