Przedstawiała ona informację na temat zaplanowanych podwyżek podczas posiedzenia połączonych sejmowych Komisji: Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.
Posiedzenie komisji zostało zwołane na wniosek posłów PO. Uzasadniając wniosek Urszula Augustyn (PO) przywołała zapowiedzi minister edukacji narodowej oraz ówczesnej premier z ubiegłego roku dotyczące podwyżek. "Pani minister edukacji Anna Zalewska obiecywała, że nauczycielom wypłaci podwyżki. Te podwyżki zostały obiecane, potwierdzone ustami ówczesnej premier Beaty Szydło. Miały to być podwyżki w wysokości 15 proc., rozłożone na trzy lata: 2018, 2019, 2020. Tymczasem styczeń za nami, podwyżek na razie nie ma" - powiedziała Augustyn.
"Zgodnie z tym, co wróble ćwierkają (...) podwyżki będą wprowadzone od kwietnia, a od kwietnia to już nie będzie 5 proc., tylko 3,7 proc. (w skali roku), a odliczając inflację - grubo ponad 2 proc. (...) - to podwyżka wyniesie tylko niecały jeden procent. Gdzie jest te 5 proc., gdzie są pieniądze na podwyżki?" - pytała posłanka PO.
Odpowiadając posłance Machałek podkreśliła, że to dobrze, że jest zwołana komisja, bo może się odnieść "do nieprawdziwych sformułowań".
"Powinniśmy trzymać się prawdy (...) i do tej prawdy się odnieść. Jasno chcę powiedzieć: była taka obietnica i ta obietnica jest realizowana. Będą wprowadzone podwyżki i będzie to 15 proc. i będzie to wprowadzone w ciągu trzech lat" - powiedziała wiceminister. "Zarówno pani minister Anna Zalewska, jak pani premier Beata Szydło bardzo jasno powiedziały na rozpoczęciu roku szkolnego 4 września (2017 r. - PAP), że podwyżki będą wprowadzone od 1 kwietnia i tak się stanie" - dodała.
Machałek przypomniała, że środki na tegoroczną podwyżkę zostały zabezpieczone w tegorocznym budżecie państwa - o 1,2 mld zł została zwiększona subwencja oświatowa na 2018 r. "Trzeba się trzymać faktów. To jest dokładnie 5 proc., czyli o tyle, o ile zapowiedzieliśmy" - powiedziała. "Zawsze można powiedzieć, że te podwyżki są za małe, że mogłyby być większe" - oceniła. Zaznaczyła jednocześnie, że po raz ostatni nauczyciele otrzymali podwyżkę w 2012 r.
"Zwiększamy wynagrodzenia, ale tylko w sytuacji, gdy są na to dodatkowe pieniądze dla samorządów, i te dodatkowe środki zapewniliśmy. Zwiększyliśmy o tyle, na ile stać było budżet państwa" - dodała wiceminister. Jak mówiła, "pewnie byłoby dobrze, gdyby co roku było po 15 proc., albo w tym roku 15 proc.". Przyznała jednak, że podwyżka o 15 proc. tylko w tym roku to koszt dla budżetu państwa w wysokości około 5 mld zł.
"Nauczyciele czekają na podwyżki i podwyżki otrzymają: 5 proc. w tym roku, kolejne 5 proc. od stycznia następnego roku i kolejne 5 proc. od następnego roku" - powiedziała Machałek. Zapewniła, że jeśli w przyszłości sytuacja budżetu pozwoli, to wynagrodzenia wzrosną.
W ustawie budżetowej na 2018 r. zapisano dwie kwoty bazowe służące do wyliczenia tzw. średniego wynagrodzenia nauczycieli. Pierwsza, obowiązująca od 1 stycznia do 31 marca, wynosi 2752,92 zł, czyli tyle, co w tym roku. Druga kwota, obowiązująca od 1 kwietnia, to 2900,20 zł, czyli jest wyższa od pierwszej o 5,35 proc.
Rzeczniczka prasowa MEN Anna Ostrowska poinformowała PAP w styczniu, że zwiększenie kwoty bazowej oznacza zwiększenie średniego wynagrodzenie nauczycieli: od 147 zł – dla nauczyciela stażysty, do 271 zł – dla nauczyciela dyplomowanego. (PAP)