- Wygląda na to, że decyzja o wycofaniu rozporządzenia została podjęta pod presją nauczycieli. A przecież nie dla wygody nauczycieli jest szkoła, ale dla dzieci - podkreśla b. minister edukacji. 
Zespół zadaniowy tworzą specjaliści, którzy opracowują plan rozwoju dziecka i w specjalnej teczce dokumentują podjęte działania i postępy ucznia. MEN podjął obecnie prace nad likwidacją tego rozwiązania, uznając, że praca zespołów zadaniowych wydłuża procedury i generuje zbędną dokumentację. 
- Tradycyjnie nauczyciel jest nastawiony, żeby całą klasę nauczać "jednym frontem". Taka jest szkolna rzeczywistość. Ale to dlatego nauczyciele często patrzą na uczniów jak na element grupy, nie indywidualnie. Kiedy jeszcze usłyszą, że dziecko ma jakieś orzeczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej, traktują to jako usprawiedliwienie, żeby dziecko omijać i realizować program wyłącznie z punktu widzenia całej klasy. Chciałam odwrócić tę sytuację. Chciałam, żeby każde dziecko było widziane indywidualnie, z perspektywy jego potrzeb. W szkołach mamy coraz więcej dzieci o różnych specjalnych potrzebach edukacyjnych. - mówi Hall o tworzeniu zespołów zadaniowych.
Uważa także za chybioną argumentację o zbędnej biurokracji, z jaką wiąże się ich działanie. Podkreśla, że szkołom pozostawiono dużo swobody w opracowaniu dokumentacji. 
- Przy tym, niestety, niektórzy nauczyciele i dyrektorzy szkół skupiają się głównie na tym, jakie papiery trzeba wypełnić, żeby się wykazać przed ewentualną kontrolą. Tymczasem ważne jest przede wszystkim jak najlepsze zauważenie potrzeb każdego dziecka i to przez wszystkich jego nauczycieli. Zaplanowane z nim pracy tak, aby na każdej lekcji naprawdę miało szansę się rozwijać. - podkreśla. Jej zdaniem likwidacja zespołów zadaniowych spowoduje, że potrzeby dzieci, które wymagają indywidualnego podejścia, zginą wśród potrzeb reszty klasy. Więcej>>