W Technikum nr 3 w Łodzi w każdej z jedenastu klas jest uczeń z Ukrainy. W sumie w szkole uczy się 37 dzieci z kraju objętego wojną. W województwie łódzkim do 28.02. br. są ferie, ale już widać, z jakimi kłopotami przyjdzie się mierzyć szkołom, w których uczą się ukraińskie dzieci. 

- Nie wiemy, ile dzieci z tych, co wyjechały na ferie do rodziny na Ukrainę, wróci do nas. Część naszych ukraińskich uczniów została w Polsce. Ale cóż z tego, skoro jest niepokój o rodzinę i płacz. Mamy też kilkoro dzieci, które są na Ukrainie i nie chcą wrócić. Mamy sygnały, że kilkoro chce wrócić i nie ma jak. Jedno dziecko już siedziało w autobusie jadącym do Polski i zostało zawrócone. Na Ukrainie mężczyźni od 18 roku życia będą powoływani do wojska. Mamy uczniów w tym wieku. W niedzielę, tj. 27. 02. będzie dyżur w bursie na wypadek, gdyby ktoś chciał wrócić - opowiada Beata Świderska, dyrektorka Technikum nr 3 w Łodzi.

MEiN: Będzie dofinansowanie na uczniów z Ukrainy, jeżeli będzie potrzebne>>

 

Trudne czasy, poważne tematy

- Mamy sytuację, gdy jedna z sióstr została w Polsce, a druga, osiemnastoletnia, świetna uczennica, która w tym roku miała zdawać maturę, stwierdziła, że będzie walczyć i ginąć za ojczyznę. Zapowiedziała, że nie wraca. Wszyscy bardzo współczujemy naszym ukraińskim dzieciom, ich wychowawcy zaangażowali się, dzwonią do nich, dają wsparcie. Pytaliśmy tę osiemnastolatkę, czego potrzebują ludzie na Ukrainie. Okazuje się, że bardzo ważne dla nich jest w tej chwili wszelkie wsparcie pokazujące solidarność z nimi. A więc flagi ukraińskie na facebookowych profilach nie są bez sensu. My sami już zakupiliśmy z niemałym trudem flagi ukraińskie - były wyprzedane niemal w całej Łodzi - i od poniedziałku będą wisiały na naszej szkole. Uczniowie też przygotowują kotyliony z barwach flagi ukraińskiej. Ukraińcom potrzebne też jest wsparcie finansowe, ale my jako szkoła niewiele możemy. Mogę załatwić darmowe obiady albo darmowe przejazdy komunikacja miejską - wylicza dyrektorka, która zdaje sobie sprawę, jak dużego wsparcia będą potrzebowały dzieci ukraińskie bez rodzin w Polsce. Na pewno będą organizowane dla nich zrzutki w klasach.

Już 16. 01. br Technikum nr 3 dało komunikat w tonie: martwimy się, ale mamy nadzieję, że wszystko zostanie załatwione na drodze dyplomatycznej. Czas pokazał, że w tym przypadku nie ma takiej drogi. - Trudne czasy, ciężkie tematy dla szkół - podsumowuje Świderska. - Liczę, że ci nasi uczniowie, którzy wcześniej przejmowali się nastoletnimi drobiazgami, i mówię też o Polakach, teraz dojrzeją, ogarną się. Po doświadczeniach ostatnich lat widzą, że najważniejsze jest zdrowie, życie w wolnym kraju, w którym obywatel może mięć wpływ na decyzje władz - mówi dyrektorka. 

 

 

 

Opowiada też, jak nauczyciel musi wykazać się intuicją pedagogiczną, empatią, delikatnością i wyczuciem w czasie lekcji. Dużym wyzwaniem są np. zajęcie wuefu, gdy konieczny jest podział uczniów na drużyny. Nauczyciele zauważyli, że ukraińscy uczniowie nie czuli się dobrze, gdy byli częścią polskiej drużyny. Najpewniej czuli się w swojej drużynie. A wtedy trzeba uważać, by nie robić międzynarodowej rywalizacji między drużynami, nie podkręcać atmosfery, że to mecz na śmierć i życie, lecz sparing międzynarodowy. Nauczycielka historii ostatnio też miała kłopot, gdy omawiała powstanie Chmielnickiego. 

Na terenie Łodzi uczy się wiele dzieci z Ukrainy. Dlatego odbędzie się spotkanie w Wydziale Edukacji. Już pytano szkoły, czy mają nauczycieli mówiących po rosyjsku, bo trwają prace pod kontem przyjęcia ogromnej fali uchodźców. 

 

Należy rozmawiać o wojnie 

Sytuacja w łódzkim technikum pokazuje, jak ważne jest rozmawianie z dziećmi na temat wojny i z jakimi problemami szkoły mające uczniów z Ukrainy będą się mierzyć. Ale nie wszyscy nauczyciele chcą rozmawiać. Dlatego Centrum Edukacji Obywatelskiej zorganizowało webinar od razu w tłusty czwartek, w dzień ataku Rosji na Ukrainę, jak rozmawiać z uczniami na ten temat. W szkoleniu wzięło udział 3200 nauczycieli. 

- To kropla w morzu, ale od czegoś trzeba zacząć. Wszyscy nauczyciele muszą zrozumieć, że o wojnie trzeba z uczniami rozmawiać - mówi Ewa Radanowicz, była dyrektorka szkoły w Radowie Małym, obecnie dyrektor Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu w Goleniowie, wspiera i doradza dyrektorom szkół i przedszkoli, prowadzi warsztaty szkoleniowe i profesjonalne wsparcie oparte na doświadczeniu i wiedzy. 

- Jak zwykle w dramatycznych sytuacjach, dorośli mają nieprawdziwe wyobrażenia na temat tego, co jest dzieciom wtedy potrzebne. Przerabialiśmy to już przy okazji pandemii. Nie można dzieci chronić i udawać, że problemu nie ma, bo widzą nasze poirytowanie, kolejki po paliwo i ich lęk rośnie. Dlatego już w drugim dniu po ataku na Ukrainę w każdym przedszkolu i szkole powinny być prowadzone rozmowy na ten temat. Tak się, niestety, nie stało. Dla wielu małych dzieci rodzice oglądający cały czas wiadomości są niczym widzowie filmu katastroficznego. Inne maluchy myślą, że to gra wojenna, a te trochę starsze boją się, bo nie rozumieją dlaczego np. rodzice są poirytowani. Myślą, że to przez nich - wylicza Radanowicz. 

 

Dlatego, gdy zespół Centrum Edukacji Obywatelskiej, przygotowywał webinar dla nauczycieli, natychmiast pomogła szerzyć mu informację o tym wydarzeniu przez wszystkie swoje kanały internetowe. Jędrzej Witkowski – prezes Centrum Edukacji Obywatelskiej - w pierwszym dniu wojny odbierał różne sygnały: że nauczyciele boją się rozmawiać na ten temat z dziećmi, że w niektórych szkołach dyskusje odbywają się, że w niektórych domach dzieci są straszone wojną. 

- Dlatego staramy się wszystkich nauczycieli zachęcać do rozmów z uczniami na temat wojny. Co ciekawe, o ile w pierwszym dniu wojny większość nauczycieli nie chciała podejmować tematu, to już w drugim dniu, większość była przekonana, że trzeba rozmawiać. Opublikowaliśmy właśnie przewodnik, jak rozmawiać z dziećmi. Pracujemy nad materiałem, jak to robić w klasie, gdzie są też uczniowie z Rosji i Białorusi. Cały czas na naszej stronie internetowej wieszamy materiały, jak zrozumieć sytuację na Ukrainie z rozbiciem na poszczególne etapy edukacyjne - wylicza Witkowski. 

 


Dlaczego trzeba rozmawiać z uczniami na temat wojny: 

  • trzeba rozmawiać nawet z maluchami i nie udawać, że tematu nie ma, bo dzieci dyskutują między sobą, widzą obrazki w mediach, podsłuchają rozmowę w autobusie. Brak informacji od osób, którym ufają, rodzi lęki; 
  • lekcję o wojnie zacząć od pytania, jak się czujecie, co wiecie na temat wojny, czy chcecie rozmawiać. Jeśli nie, nie zmuszajmy; 
  • starsi uczniowie mogą wiedzieć więcej od nauczycieli, nie przejmować się tym, przyznać się do niewiedzy i rozmawiać; 
  • pytać, co uczniowie wiedzą o konflikcie i pomagać weryfikować informacje; 
  • dzieci młodsze - do 12 roku życia - chronić przed nagłówkami, drastycznymi zdjęciami, nie rozważać przy nich, co się stanie, bo tego nie wiemy; dawać jasny komunikat: jesteś bezpieczny; 
  • chronić uczniów przed poczuciem bezradności – pokazać, że możemy coś zrobić. Jeśli uczniowi pomoże narysowanie ukraińskiej flagi, niech to zrobi; 
  •  uczyć okazywania życzliwości ukraińskiemu koledze z klasy, pani sprzedawczyni ze wschodnim akcentem; 
  •  wbrew narracji Kremla, który twierdzi, że nie ma kultury ukraińskiej, poznawać tę kulturę, ze starszymi uczniami czytać książki ukraińskie z wydawnictwa Czarne, słuchać ukraińskiej muzyki; 
  •  być czujnym na objawy strachu u uczniów, na regresy rozwojowe - takim uczniom szczególnie trzeba pomóc, rozmawiać z nimi; 
  • eliminować język nienawiści w stosunku do Rosjan i Białorusinów, pokazywać, że protestują przeciwko wojnie. Rosjanie i Białorusini w Polsce to często osoby, które uciekły przed reżimem. Nie stygmatyzować uczniów tych narodowości, żeby nie było konfliktów w klasach. 

 

Porady psychologa, jak rozmawiać o wojnie>>

Szkoła, w której nie ma tematów tabu 

Marzena Kędra jest dyrektorką szkoły Cogito w Poznaniu. Tam z uczniami rozmawia się dużo na wszelkie trudne tematy. Nie inaczej jest z tematem wojny. Już w pierwszym jej dniu nauczyciele intensywnie przygotowywali się do tej rozmowy. Webinar CEO spadł im więc z nieba. Tuż po jego zakończeniu naradzali się i kończyli pisanie scenariuszy lekcji. Duży wkład wniosła psycholog szkolna. 

- W Cogito funkcjonuje system narad klasowych, które odbywają się w piątki. Mamy od dzieci zgłoszenia po tych naradach, że chcą rozmawiać o wojnie. Wynajmujemy firmę sprzątającą, która zatrudnia panie z Ukrainy. One płakały. Dzieci bardzo się tym przejęły. Nie wiedziały, że jest wojna. Przybiegły i zapytały, jak mogą tym paniom pomóc - opowiada wzruszona Marzena Kędra. - Doszły do wniosku, że same będą sprzątać klasy na tyle, żeby paniom było lżej. Jedna z młodszych klas namalowała na tablicy transparent dla pań - kontynuuje dyrektorka. 

We wtorek 1 marca dzieci z Cogito chcą zorganizować dla pań happening artystyczny, żeby wyrazić solidarność z Ukrainą. Chcą też wywiesić na ulicy specjalną konstrukcję. 

- Tego tematu nie można zostawić bez echa. Do szkoły przyszło przerażone dziecko, bo mama mu powiedziała, że Putin ma na biurku taki guzik i jak go naciśnie, spadnie na Polskę bomba atomowa. Dzieci widzą też kolejki po benzynę. Boją się, nic nie rozumieją. Nie pojmuję, dlaczego w szkołach i przedszkolach nie rozmawia się o wojnie. Uczniowie klas VII i VIII porównują sytuację do roku 1939, maluchy zaś pytają, czy Putin to taki jakby Hitler. Kto ma z nimi porozmawiać na ten temat, jak nie nauczyciele? Nie możemy mówić dzieciom, że wszystko jest dobrze, skoro nie jest. Ale też nie możemy uprawiać czarnowidztwa. Naszym obowiązkiem jest rozmowa, dawanie wsparcia. Jeśli milczymy, w dziecku, które widzi różne sytuacje, rośnie niepokój. Ale nie ukrywam, że rodzice jednej z klas prosili, żeby nie rozmawiać z dziećmi o wojnie, bo sami to zrobią. Szanujemy ich decyzję. Dwa lata pandemii wyniszczyło szkoły. Teraz, gdy zaczęliśmy wracać do normalności, wybuchła wojna na Ukrainie - podsumowuje Kędra.