Informacje pozwoliły im dotrzeć do rodziców dzieci. Dyrektorka tłumaczy, że w ofercie firmy nie widziała nic podejrzanego. Przedstawiciele przedsiębiorcy zaoferowali przeprowadzenie zajęć na temat technik szybkiego przyswajania informacji.
Jak się jednak okazało, w trakcie lekcji poprosili uczniów (w wieku 10-12 lat) o wypełnienie formularzy, w których trzeba było wpisać adres i telefon. Zdobyte dane firma wykorzystała, by dotrzeć do rodziców dzieci i oferować im kursy za ponad dwa tysiące złotych. - Przedstawicielka firmy przyszła do mnie do domu w niedzielne południe. Powiedziała, że dziecko zamówiło kurs, więc muszę go kupić. Nie przyjmowała do wiadomości, że niczego nie zamawialiśmy - opowiada ojciec ucznia.
Niektórzy rodzice dali się przekonać. Dyrektorka szkoły przyznała, że popełniła błąd i zaoferowała pomoc przy odstąpieniu od umowy.
Według przedstawicieli firmy takie praktyki są legalne, ponieważ dane wykorzystywane są jedynie do kontaktu z rodzicami.
- Rodziców można łapać w szkołach jedynie na wywiadówkach, dzieci są w nich ciągle. Liczymy, że te zainteresowane kursem pokażą naszą ulotkę opiekunom, a nam łatwiej potem będzie rozmawiać o ofercie. Zawsze najpierw dzwonimy i pytamy rodziców, czy zechcą się spotkać. Do domów przychodzimy niezaproszeni tylko wtedy, gdy ktoś nie odbiera telefonu. - tłumaczy przedstawiciel przedsiębiorcy.
O sprawie powiadomiono kuratorium oświaty, które zbada przede wszystkim, czy nauczyciele opuszczali klasę podczas zbierania danych przez pracowników firmy. Wiecej>>
Polecamy: GIODO: proszenie ucznia, by zaniósł dziennik do pokoju nauczycielskiego to łamanie prawa