- Propozycja ministerstwa wprowadza paradoks – obiecuje samorządom złotówkę, a odbiera 2 – 3 zł. Boję się, że powiększona w ten sposób dziura w budżetach gmin nie tylko nie spowoduje wzrostu liczby miejsc w przedszkolach, ale wręcz ograniczy przyjęcia. - mówi naczelnik wydziału edukacji. Podkreśla, że dużo lepszym pomysłem byłoby wprowadzenie analogicznych zasad, jak te regulujące subwencję oświatową. Uważa także, że nie wzrośnie liczba miejsc dla przedszkolaków. - Zaproponowane kwoty są zdecydowanie za niskie i mają charakter propagandowy. Jeżeli koszt pobytu dziecka w przedszkolu samorządowym wynosi realnie od 700 do 1000 zł miesięcznie, to kwota 333 zł na dziecko w ciągu roku znaczy niewiele. - dodaje. 

Uważa także, że rządowi nie uda się zachęcić właścicieli prywatnych przedszkoli do obniżenia opłat. Nie pomoże tu zwiększona kwota dotacji. Za chybiony uważa też pomysł przerzucenia na samorządy odpowiedzialności za procedury naboru do przedszkoli. Jego zdaniem jedyną szansą na zwiększenie liczby wolnych miejsc dla przedszkolaków byłoby przyznanie dużo większych niż obiecane przez rząd dopłat do przedszkoli. Więcej>>